7.

9 1 2
                                    

Elodie wyprzedzała Ezrę na schodach prowadzących do apartamentu. Stanęli przed szarymi drzwiami z pozłacaną klamką i krótko się zaśmiali. Otworzyli je i weszli do dwupiętrowego apartamentu. Po prawej stronie znajdowała się sypialnia, po lewej łazienka, naprzeciwko, obok wejścia na balkon stały kanapy i telewizor. Na balkonie znajdowało się jacuzzi i leżaki. Meble były białe ze złotymi elementami, zaś łazienka wydawała się być zrobiona całkiem ze szkła.
Łóżko w sypialni wydawało się pomieścić conajmniej pięć osób, a do szafy, na dobrą sprawę, dało się wejść w trzy osoby.
- Śpimy na łóżku, czy lądujesz na kanapie? - spytała Elodie.
- Tylko idiota wybrałby kanapę. A poza tym nawet nie będziesz mnie słyszeć z takiej odległości. - odpowiedział z rozbawieniem Ezra.
- Racja.
Wbiegli po schodach, które jak się okazało nie prowadzą na drugie piętro, a na dach budynku.
- Niesamowite. - mruknęła Elodie.
Przed nimi rozciągało się całe Venice.
- Zdecydowanie. Tylko ty psujesz efekt.
- Miło słyszeć.
Ezra jedynie wzruszył ramionami i usiadł na krawędzi dachu, Elodie zrobiła to samo chwilę później.
- Nie mogę w to uwierzyć. - westchnęła.
- W co?
- We wszystko.
- Ja też.
W głowie Elodie pojawiało się tysiące pytań, których nie mogła zadać. Czuła się przytłoczona tym wszystkim. Była prawie pewna, że zaraz obudzi się w szpitalu, a to wszystko to jedynie świadomy sen. Albo inny wymiar. Albo efekt uboczny leków. Albo choroba psychiczna. Albo już umarła...
- A co jeśli my nie żyjemy? - wypaliła. Przecież mnóstwo ludzi umarło, a nie tylko oni.
- Możliwe.
Elodie nie zdołała wydusić nic więcej.
- A jeśli zgadniemy, o co tu naprawdę chodzi to świat wróci do normalności?
- Przestań.
- Ale...
- Nie zadręczaj się tym. Akurat to lepiej żeby siedziało w głowie.
- Jasne...
Elodie opadła na plecy z nogami wciąż zwieszonymi za krawędzią.
- Nie mogę przestać o tym myśleć. Nie wiem dlaczego to akurat my tu jesteśmy. Ani dlaczego świat jest pusty. Boje się tego. - powiedziała, po czym poczuła jak coś zbiera jej się w gardle. Potem poczuła ból w płucach i zaczęła kaszleć krwią.
Ezra z dziwnym przerażeniem położył jej dłoń na plecach. Po policzkach brunetki spływały łzy. Miała wrażenie, że ktoś pociera jej płuca papierem ściernym.
Granatowooki wbiegł do apartamentu i zgarnął z walizki butelkę wody, po czym wrócił do Elodie. Ta nie kaszlała już krwią, ale leżała na boku płytko oddychając.
Ezra podbiegł do niej i pomógł jej usiąść, opierając jej plecy o swoją klatkę piersiową. Podał jej wodę i spojrzał z niesmakiem na plamy krwi.
- Nie mów o tym. Jest coraz gorzej. To c o ś daje nam jasno do zrozumienia, że mamy o tym nie mówić. - powiedział cicho.
I znowu to pikanie. Świat delikatnie się zagłuszył.
- Zauważyłam.
- To czemu o tym mówiłaś?
- Bo chcę to rozgryźć.
- Ale nie możesz.
- Ale nie mogę.
- I co zamierzasz z tym zrobić?
- Nie wiem może to coś w końcu mnie zabije, a ja wrócę do domu.
- Nawet nie próbuj. - słowa wyrwały się z gardła Ezry całkiem nieświadomie.
- Czemu? Martwisz się o mnie?
- Za często kopiujesz moje teksty.
- Bo dobrze gadasz. Czasami.
Elodie odwróciła głowę w jego stronę i oparła ją na jego ramieniu.
- A więc nie. Martwię się o siebie i swoją psychikę. Pragnę przypomnieć, że jak to coś cię zabije, to zostanę całkiem sam na świecie.
- Aha. Dzięki za wodę.
Elodie wstała, lekko się chwiejąc, po czym zeszła do apartamentu. Tak bardzo pragnęła zobaczyć brata, że z chęcią wymieniłaby na niego Ezrę.

***

Elodie szła za Ezrą do hotelowej kuchni. On szukał alkoholu zaś ona zabrała się do robienia spaghetti.
- Twoje naleśniki to była jakaś porażka, postaraj się, aby to spaghetti było chociaż zjadliwe.
- Zrobię co w mojej mocy. A ty nie zatruj wina, kiedy jakieś znajdziesz.
- Jesteś niepełnoletnia, moja droga. Nie chcę zostać zatrzymany za podawanie alkoholu nieletnim.
- Ty też jesteś nieletni, idioto. I kto miałby cię zatrzymać?
- W sumie racja.
Po niecałych dwóch godzinach siedzieli już w jadalni.
- Naucz się gotować.
- Przestań narzekać. To najlepsze spaghetti jakie udało mi się zrobić. Ty się niezbyt postarałeś, to wino nie ma smaku.
- Ta, ale jest okropnie mocne. Znalazłem też jakieś cydry i piwa, stoją przy barze.
Elodie chwyciła za swój kieliszek i rzuciła nim o ścianę, po czym ruszyła w stronę barku i zgarnęła kilka puszek.
- Nie pasują do spaghetti. - rzucił Ezra.
- Nie musisz ich pić jedząc.
- Też prawda.
Elodie po skończeniu posiłku, poszła włączyć stereo. Talerz wyrzuciła ponad ramieniem i wróciła do stolika. Ezra pozbył się swojego talerza w podobny sposób.
- Jebie od ciebie alkoholem na kilometr. - powiedziała brunetka.
- Nie martw się, od ciebie też.
Muzyka dotarła do ich uszu. Była wolna, ale nie klasyczna.
Ezra pociągnął Elodie w stronę parkietu.
- Przykro mi, nie umiem tańczyć. - rzuciła.
- Trudno, chcę zobaczyć jak się pogrążasz.
- Ach, tak?
Elodie zarzuciła szatynowi ręce na szyje, gdy ten złapał ją w tali i przysunął do siebie.
- Chyba jednak jestem w stanie cię znienawidzić.
- To świetnie.
- Byłbyś załamany.
Ich klatki piersiowe prawie się ze sobą stykały.
- Ależ oczywiście.
- Wiedziałam.
Oboje wybuchnęli krótkim śmiechem, a w myślach zwalali wszystko na alkohol.
Kręcili się i kiwali w rytm muzyki, póki ta się nie zmieniła. Elodie na chwilę przysunęła się bliżej Ezry i wtuliła twarz w jego szyję. Pierwszy raz od tych kilku dni spędzonych w tym popieprzonym świecie, poczuła się bezpiecznie.

We dwojeWhere stories live. Discover now