Dziewiąta z chwil

397 45 8
                                    

To był mały projekt, krótkie oderwanie od ciężkiej pracy, dające mi chwilę wytchnienia i przyjemności. Nie zajrzało tu wiele osób, ale każdemu kto przeczytał "Dziewięć chwil" bardzo dziękuję. 

Serdecznie zapraszam do ostatniej z chwil!


Z zaparzoną kawą siedział przy stole, w dłoniach trzymając gorący kubek. Palce bolały od temperatury, piekły wręcz, lecz był to dobry ból. Dyskomfort ten kierował jego myśli, ku czemuś innemu niż nocna sytuacja. Choć na chwili odwodził go od myślenia o bladoróżowych rumieńcach, którymi pokryły się policzki Holmesa, jego płonących uszach i o swoim geście, głaskaniu kciukiem wierzchu drżącej dłoni mężczyzny. Mówili, że jest jak sopel lodu, zimny, pełen wyższości i pozbawiony uczuć, a mimo tego stał w nocy przed nim, zarumieniony, drżący o uważnym, pełnym nieufności spojrzeniu. Był zaskakująco otwarty, jakby tej nocy jego mur zachwiał się po raz drugi.

Co mówił Sherlock, gdy chciał, by to u niego został jego starszy brat? By to właśnie on, nie John, nie Anthea, miał na niego oko? „Nie rozumiem czemu, lecz mój brat cię ceni, Lestrade. Obawiam się, że to ze względu na niego potrzebuję tej przysługi właśnie od ciebie", powiedział wtedy, lecz poznawszy całą sytuację, jakoś zignorował te słowa. W życiu są w końcu rzeczy ważne i ważniejsze, ogół sytuacji był wtedy zdecydowanie ważniejszy, od dwóch, pozornie zwykłych zdań.

-Może Sherlock ma rację i naprawdę nie jestem tak bystry, jak powinienem- wymruczał pod nosem. Odstawił kubek, ciepłe dłonie przykładając do swoich skroni i wbił wzrok w blat stołu.

-Doprawdy, Inspektorze, zamartwiasz się od samego rana?- spytał znajomy głos, cichy, zimny, ton zdecydowanie był średnio przyjemny dla ucha, a mimo tego znajomy i prawie wywołał uśmiech. Obejrzał się gwałtownie, marszcząc lekko brwi.

-Zostałeś na noc?

-Nalegałeś- odparł szorstko, jakby obronnie i Greg przechylił głowę, spoglądając na niego z pewnym politowaniem. A może jednak nie pamiętał wszystkiego, no cóż, nie szkodzi. Może to i lepiej, że nalegał.

-Wobec tego powinniśmy porozmawiać- stwierdził, wstając.- Jeśli pozwolisz, oczywiście- dodał, uśmiechając się czarująco.

„Sherlock jest pewny siebie, ale tylko w sprawach, które zna. Uczucia nie są obszarem dobrze znanym braciom Holmes", wyjawił mu poprzedniej nocy John. Cóż... gdy patrzył na starszego z braci, zdecydowanie popierał jego opinię.


- Powinienem już jechać- odparł mężczyzna, przyglądając mu się uważnie. Jego wzrok znów nie mówił wiele, ale to... to nie miało żadnego znaczenia, bo Lestrade dobrze wiedział, co widział w nocy, to zdecydowanie nie były pijackie zwidy, a słowa Sherlocka tylko go w tym upewniały.

-Zostaniesz- odpowiedział z przekonaniem, robiąc krok w jego stronę.- Myślę, że mamy do pogadania- dodał. Gdy geniusz cofnął się z wahaniem, Lestrade uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem i zbliżył ku niemu gwałtownie.- Ściana- mruknął niewinnie i nachylił się ku niemu.

-Jesteś niezwykle rozbawiony, Inspektorze- zauważył szorstko, a czując jego oddech na swojej twarzy i ciepło praktycznie nagiego ciała przy swoim boku, odwrócił głowę z niezadowoleniem wymalowanym na wąskich ustach.

Cóż... gdyby chciał, bez wątpienia znalazłby sposób, by mu zwiać, a mimo to stał przygwożdżony do ściany, spięty i unikający jego wzroku. Widział w jego spojrzeniu niedowierzanie, przez ułamek sekundy błysnęła w nim niepewność, a potem pojawił się chłód.

Bezczelny policjant ewidentnie się z niego nabijał, dostrzegł coś, czego dostrzec nie powinien, wykorzystał jego chwilowe odkrycie się. I to była tylko i wyłącznie jego własna wina, odkrył się przy Gregu, bo uznał, że jest pijany, zbyt pijany, by zwrócić na to uwagę... Raz, jeden raz po wielu latach pozwolił sobie na wyjście poza ramy, na krótką chwilę zdjął z siebie maskę sopla lodu i prędko został za to ukarany. Sprowadzono go na ziemię już następnego dnia. Przekręcił lekko głowę, wpatrując się w oczy policjanta, ku jego zdziwieniu były spokojne i pogodne... Jak mógł być taki wesoły, wiedząc, że za to zachowanie Holmes go zniszczy? Czy on... on mógł go zniszczyć? Pewnie wiedział, że nie znajdzie w sobie siły, by to zrobić. Westchnął głęboko, odpuszczając. Cóż, to jego wina, więc w tej sytuacji chyba powinien wziąć to na klatę, może to go nauczy, że w życiu po prostu nie warto opuszczać gardy.

Dziewięć chwilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz