9. Sny rzadko mówią prawdę.

253 23 21
                                    

- Hermann! Boże, on otwiera oczy! Andreas się wybudza..

Moja matka chowa mokrą od łez twarz w materiale granatowej marynarki swego męża. Mrugam powiekami rozglądając się niepewnie dookoła. Moje ciało oplatają kable, podłączone do dziwnych medycznych urządzeń. Dławię się grubą rurą wciśniętą w mój przełyk, która najwyraźniej miała pomóc mi oddychać. 

Gdzie ja jestem? Jak dałem radę wydostać się ze szpitala psychiatrycznego?

Personel przybiega, aby starannie i bezboleśnie wyciągnąć rurkę z mojego gardła. Próbuję oddychać samodzielnie, jednak jest to dosyć trudne. Jedna z pielęgniarek podpina respirator, by ulżyć trochę memu cierpieniu. Wszystkie moje mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. 

Gdzie jest Ben? Gdzie jest czarnowłosa dziewczyna? Gdzie cały personel i wszyscy pacjenci?

- Musi odpoczywać. Trwał w śpiączce całe dwa miesiące. 

Włosy zjeżyły się na mojej skórze. W jakiej śpiączce? Czyli to wszystko, co działo się przez najbliższy czas było.. snem?

- Dobrze, doktorze Klimke. Zostaniemy tutaj jeszcze kilka minut.

Doktor w białym kitlu przytaknął głową na znak zgody. Zabrał kartę pacjenta, wiszącą przy moim łóżku, bacznie ją studiując.

- Andreas, tak mocno cię kochamy.

Matka we łzach przycisnęła moją bezwładną dłoń do swych ust. Ojciec siedzący po drugiej stronie pryczy głaskał mnie po głowie, powstrzymując się od płaczu. Rozchyliłem delikatnie usta, by móc coś powiedzieć. Jedyne co usłyszałem, to niewyraźny bełkot.

Kobieta położyła palec na moich ustach, aby mnie uciszyć. Uśmiechnęła się delikatnie składając pocałunek na moim czole. 

- Wszystko będzie dobrze, Andi. Odpoczywaj.

Szepnęła wstając wraz z ojcem po czym ruszyli w kierunku drzwi. Zacisnąłem powieki wkładając całą swoją siłę, by przemówić. Ponownie moje wargi się rozchyliły.

- Co.. się.. stało? - powiedziałem cicho przykuwając uwagę rodziców, którzy w mgnieniu oka znaleźli się z powrotem przy moim łóżku. Spojrzeli na siebie wzdychając i nabierając powietrze w płuca.

- W Engelbergu zdobyłeś pierwsze miejsce. Następnego dnia na hotelowym korytarzu spotkałeś trenera Schustera. Zasłabłeś i uderzyłeś głową o posadzkę. Dodatkowo twoje problemy z dietą.. byłeś wyczerpany. - matka zakryła usta dłonią, a po jej policzkach spłynęła samotna łza. 

- Trafiłeś do kliniki, twoje serce kilka razy się zatrzymało. Lekarze dawali z siebie wszystko. Udało im się, jednak zapadłeś w śpiączkę. Ominęły cię dwa miesiące życia. 

Zamarłem. Przez durne głodzenie się, straciłem jakieś dwa miesiące na przygotowanie się do norweskiego turnieju. Marzyłem, by wygrać Raw Air. Obiecałem to sobie.. przysiągłem to przed kamerami.

- A ten cały zakład psychiatryczny.. co ja w nim robiłem? - przez zaszklone oczy spoglądałem na swoich rodziców. Spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.

- Leżysz tutaj od dwóch miesięcy. Nie byłeś nigdy w żadnym szpitalu dla obłąkanych. - mama zaśmiała się nerwowo. Drzwi otworzyły się zamaszyście. W progu stanął doktor Klimke. 

- Chciałbym, żeby Andreas porozmawiał z psychologiem. Nie marnujmy czasu. Może chłopak za niedługo znowu wróci do skakania. 

Odsunął się, aby towarzyszący mu człowiek mógł wejść do środka sali szpitalnej. To, co zobaczyłem, z pewnością zwaliłoby mnie z nóg. Gdybym tylko nie leżał sparaliżowany na niewygodnym materacu.

Muskularny mężczyzna ubrany w białą koszulę i granatowe chinosy założył na niezgrabny nos okulary z metalowymi oprawkami. Uścisnął dłonie moich rodziców rozsiadając się w fotelu i wyciągając z teczki zeszyt.. z baśniowymi elementami. 

- Andreas, witaj..

- Ben?

______________________________________________________________________

Mam nadzieję, że tego się nie spodziewaliście!

Do letnich skoków już blisko.. kogo spotkam w tym roku w Wiśle? :) 


Wolf || Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz