10. Miłość wznieca obłęd.

241 25 31
                                    

- Andreas, witaj..

- Ben?

Spojrzałem na mężczyznę z niedowierzaniem. Zdumiony psycholog ściągnął swoje okulary przecierając oczy.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedyś się spotkali..

- To niemożliwe. Dzieliliśmy razem pokój.. pamiętasz?

Ben skrzętnie notował coś w swoim notatniku. Spojrzał na mnie, ponaglając ręką, abym mówił dalej.

- Zdradziłeś mi swoją tajemnicę, Ben. Opowiedziałeś mi historię twojej córki - szepnąłem kątem oka spoglądając na psychologa. Muskularny dwudziestoparolatek ruchem ręki poprosił, aby moi rodzice opuścili pomieszczenie. Przytaknęli na znak zgody znikając za drzwiami.

- Andreas, ja naprawdę nie pamiętam żadnej sytuacji, w której moglibyśmy się spotkać.

- Twoja córka miała na imię Anke, prawda?

Mężczyzna podniósł wzrok otwierając delikatnie usta. Odłożył brulion na sąsiedni stolik i rozsiadł się w fotelu. Zamknął oczy, które po krótkiej chwili otworzył jednocześnie wzdychając.

- Tak, imię mojej córki to Anke. Skąd masz tą informację, Andreasie?

- Mówiłeś mi o niej. Twoja dziewczyna, dawno temu ją zabiła..

- To absurd. - Ben prychnął sięgając po swoją teczkę. Wyciągnął z niej zdjęcie, które następnie mi wręczył. Dziewczynka miała we włosach piękne kokardki, a w dłoni trzymała ogromnego lizaka. Podobnie jak na fotografii, którą widziałem w zakładzie. - Anke żyje i ma się całkiem dobrze. Razem z żoną zapisujemy ją w tym roku do przedszkola. Andreasie, twoje dziwne zachowanie jest bardzo podejrzane - Ben wstał chowając zeszyt do teczki. Założył z powrotem okulary na nos kierując się w stronę wyjścia.

- Byłeś ze mną w psychiatryku. Sam mówiłeś, że Anke.. że Anke.. - poczułem okropny ucisk w klatce piersiowej, który utrudniał mi oddychanie. Nacisnąłem przycisk ulokowany tuż obok mojego łóżka, służący do wzywania pomocy. - Twierdziłeś, że twoja dziewczyna rzuciła nią o ścianę. A ciebie oskarżono o morderstwo.

Młoda pielęgniarka wbiegła do sali, w której przebywałem. Pomogła mi założyć maskę tlenową, która umożliwiała mi normalne oddychanie.

- Panie Wellinger, skonsultuję się z lekarzem. Miejmy nadzieję, że pana problemy nie są czymś poważnym. - kobieta obdarowała mnie uśmiechem, zmieniając zbiornik przymocowany do mojej kroplówki. Nabrałem tchu, a następnie odsunąłem maskę od twarzy.

- Nie mam pojęcia co się dzieje. Pamiętam cię Ben, nie wiem jak to się stało, ale dzieliłem z tobą pokój w jakimś psychiatryku - wprowadziłem ponownie tlen w swoje usta, przecierając co jakiś czas zwilżone oczy.

Nie rozumiałem co się wokół mnie działo. Wszyscy ludzie, których poznałem w zakładzie psychiatrycznym, byli obecni w moim życiu. W tym, po przebudzeniu.

Czy to zwykły zbieg okoliczności czy jakaś pieprzona gra?

- Skonsultuję się z moim przyjacielem psychiatrą. Może on coś poradzi. - Ben z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy położył dłoń na moim ramieniu.

Nie, nie, nie! Cholera!
Czy ja dalej śnię? Czy to jakaś powtórka z rozgrywki?
Jestem świrem. Teraz z pewnością wpakują mnie do psychiatryka.

* * * * * *

Kilka tygodni spędziłem w szpitalu. Zmarnowałem kupę czasu na leżenie, zamiast przygotowywać się do turnieju Raw Air, którego wygrana byłaby dla mnie zwieńczeniem kariery. Nigdy nie marzyłem o niczym tak mocno, jak o tym.

Każdego dnia odwiedzał mnie ktoś inny. Często moimi gośćmi była niemiecka drużyna i sztab trenerski. Wspierali mnie i dawali mi siłę, abym walczył i wracał do tego co kocham. Więc dałem z siebie wszystko. Dziś, za zgodą doktora Klimke, mogę odbyć swój pierwszy trening.

Niespodziewaną wizytę złożył mi również psychiatra. To, czego się dowiedziałem, dosłownie zwaliło mnie z nóg.
Mój sen był czymś w rodzaju daru. Ciężko to zrozumieć, ale był proroczy. Może nie wydarzyło się to w taki dosłowny sposób, ale pomogło zapobiec tragedii.

- Andreas! Miło cię widzieć z powrotem! - trener Schuster mocno uścisnął moją dłoń. Kadra skoczków, z którymi wiele razy skakałem w drużynie, zamknęła mnie w swoich ramionach poklepując przyjaźnie po plecach. Zawsze lubiłem atmosferę tutaj. Zero rywalizacji, radość z sukcesów innego członka kadry. Tylko mnie odbiło na punkcie wygranej.

- Trzymaj narty i pokaż, czy wciąż latasz tak daleko jak kiedyś - Leyhe uśmiechnął się szeroko w moim kierunku wręczając mi narty. Te, dzięki którym wygrałem tyle konkursów.

Opuszkami palców wędrowałem po ich zewnętrznej stronie i krawędziach. Przejechałem delikatnie po ślizgu nabierając powietrze w płuca. Od kilku miesięcy nie miałem nart na nogach. Mimo to chciałem poczuć tą wolność, której doświadczałem za każdym razem, gdy wzbijałem się ponad ziemię.

- Wellinger, musisz kogoś poznać. Naszą drużynę zasiliła nowa osoba. - trener skinął na mnie ręką, ponaglając, abym się pośpieszył. Odłożyłem narty w bezpieczne miejsce podążając w jego kierunku.

- Poznaj naszą nową fotografkę...

Kruczoczarnowłosa kobieta stała odwrócona do mnie plecami. Kolor jej włosów był wystarczającą wskazówką, abym mógł zgadnąć, kim jest dziewczyna trzymająca w dłoniach aparat. Nowa członkini naszej drużyny odwróciła się z szerokim uśmiechem na ustach.

- Sophie Thalberg. - wyciągnęła dłoń w moim kierunku z ogromnym podnieceniem. - Zawsze chciałam poznać cię osobiście, Andreasie. Marzenia jednak się spełniają.

Zamarłem. To obłąkana dziewczyna z psychiatryka.

- Cholera - szepnąłem wywołując lekką konsternację u trenera i dziewczyny. - Zwariowałem.

Wolf || Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz