11. Nawet szczęśliwe numery nie zawsze wygrywają.

228 26 26
                                    

  - Cholera - szepnąłem wywołując lekką konsternację u trenera i dziewczyny. - Zwariowałem.  

Oboje spojrzeli na siebie po czym wybuchnęli gromkim śmiechem. Ja nie miałem ochoty na żarty. Trener poklepał mnie serdecznie po plecach ze łzami w oczach zostawiając sam na sam z dziewczyną ze snu. 

Dopiero wtedy bardziej przyjrzałem się Sophie. Kruczoczarne włosy wiły się wokół szyi i ramion, opadając niczym wodospad wody muskający delikatnie jej skórę koloru brzoskwini. Falowały w kierunku, który wytyczył im cichy wiatr nieraz opadając na porcelanową twarz dziewczyny. Subtelne rysy twarzy podkreślały jej urodę idealnie komponując się z filigranowym nosem i wąską linią warg. Jedynym mankamentem burzącym idealną urodę dziewczyny były różnobarwne tęczówki oka. Prawe, błękitne jak ocean, potrafiło pochłonąć cię bez reszty. Lewe, zielone, ubarwione lasem wypełniało cię spokojem. 

- Wiem, heterochromia to nieprzyjemny widok. - kobieta uśmiechnęła się w moim kierunku nakładając osłonę na obiektyw aparatu. Potrząsnąłem głową kilka razy mrugając oczami, by wybudzić się z letargu.

- Słucham? Przepraszam, ale..

- Patrzyłeś tylko na moje dwukolorowe tęczówki. Rozumiem. To heterochromia. Różne kolory oczu nie wyglądają zbytnio atrakcyjnie. - kobieta wzruszyła ramionami opierając się o stalową barierkę. Uczyniłem to samo.

- Zawsze znajdzie się jakaś niedoskonałość. Sęk w tym, by postrzegać ją jako zaletę, a nie wadę. 

- Mi nie przeszkadzają. Jedynym minusem jest to, że ludzie wlepiają w ciebie wzrok i patrzą jak na trędowatego. - zaśmiała się pod nosem, a ja zawtórowałem jej. Uniosłem głowę ku górze spoglądając na szczyt skoczni. Schuster dał znak chorągiewką, zapewniając swojemu wychowankowi bezpieczne warunki, a Leyhe odepchnął się z całych sił od belki. Rozległ się odgłos stukających nart o tory rozbiegu. 

- O czym wtedy myślicie? Tam, u góry. - Sophie skinęła głową w kierunku skoczni po czym wbiła wzrok w ziemię bawiąc się przyciskami aparatu. Chciałem odpowiedzieć na to pytanie, lecz jakaś wewnętrzna siła mi to uniemożliwiała. Pamiętałem jak przez mgłę, jakie emocje i myśli towarzyszyły mi zawsze podczas skoku. Deimel machnął na mnie ręką prosząc mnie, bym przygotował się do skoku. 

Położyłem dłoń na ramieniu dziewczyny uśmiechając się serdecznie w jej kierunku.

- Zdradzę ci tę tajemnicę za kilka minut.

* * * * * * * * 

Zdyszany siedziałem na buli wbijając wzrok w zapięcia butów. Serce waliło mi młotem w klatce piersiowej omal z niej nie wyskakując.

Odbiłem się z progu stosując wyćwiczoną już przeze mnie technikę. Wylądowałem ledwo za siedemdziesiątym metrem. Próbowałem ratować się chociaż telemarkiem. Runąłem jak długi, gdy lewa narta zahaczyła o prawą. 

Poklepałem kask ochraniający moją głowę, po czym z całej siły rzuciłem nim o igielit. Skubałem sztuczną trawę przyglądając się rozżarzonej kuli chowającej się powoli za pasmem gór. Leyhe usiadł obok mnie dzierżąc w dłoni kask, który przed momentem cisnąłem o ziemię. W milczeniu wsłuchiwaliśmy się przez chwilę w odgłosy naszych oddechów. 

- Nie możesz się teraz poddać. Droga na szczyt będzie trudna, ale jest możliwa. 

- Wiem. Tylko dlaczego to musi tak boleć i być cholernie trudne. - schowałem twarz w dłoniach wydając z siebie głośny krzyk. Skierowałem swój wzrok w stronę przyjaciela i wyrwałem mu kask z ironicznym uśmieszkiem na ustach.

- Wierzę w ciebie, Andi. Skakanie masz we krwi. - Leyhe zmierzwił moje włosy odchodząc w kierunku wyjścia skoczni. Westchnąłem cicho. 

Nie chcę, by okazało się, że jestem słaby. Nie chcę dowiedzieć się, że moje zdolności przeminęły lub w magiczny sposób wyparowały. Stephan ma rację. Tylko treningi pomogą mi powrócić do formy sprzed kilku miesięcy.

- Hej, Wellinger! Bo pomyślę, że specjalnie mnie unikasz! - odwróciłem się w tył spotykając wzrok Sophie. Wstałem gwałtownie, lekko się chwiejąc z powodu obecności narciarskich butów na moich stopach. Dziewczyna podeszła do mnie w dłoniach trzymając kurczowo pasek plecaka. 

- Zapytaj kogoś innego. Ja jedyne, co czułem dziś to zażenowanie. 

Dziewczyna parsknęła śmiechem po chwili poważniejąc i przyglądając się mi. Wyciągnęła aparat z torby robiąc mi kilka ujęć. 

- Świetnie wychodzisz na zdjęciach. Nie musisz nic robić, aparat sam chłonie twoją urodę. 

Sophie zagwizdała cicho pokazując mi podglądy zrobionych przez nią zdjęć. 

Które kiedyś już widziałem.

W psychiatryku, tuż obok rysunków mojej osoby w trumnie, które naszkicowała opętana dziewczyna ze snu.

________________________________________________________________________

Weno, która wyjechałaś sobie gdzieś na wakacje - wróć :(
Jeszcze kilka rozdziałów i cała historia Andreasa się rozwiąże.
Zrobiłam całkowity remanent moich opowiadań - zmieniłam okładki, które, mam nadzieję, podobają się Wam chociaż trochę i zachęcają Was do czytania. Proszę o opinię, czy nie są zbytnio.. tandetne.
Wspaniałych wakacji, kochani!


Wolf || Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz