12. Dobre, Złe chwile

329 12 0
                                    

Ponad połowa nieletnich przestępców ruszyła za nami. Wraz z nimi doktor Griffin, Jackson i czwórka strażników. Clark jak tylko zobaczyła matkę zaśmiała się gorzko. Gdy ta podbiegła do niej i ją przytuliła, Clark odsunęła się od niej.

-Nie udawaj, że się martwisz. Pozwoliłaś umrzeć tacie, bo chciał ratować ludzi. Nie tak postąpiłaby moja matka, która jest Medykiem. - Powiedziała i ruszyła z nami do obozu.

-Vi Zostanę tutaj póki Milk nie będzie mógł wrócić. Może znajdzie się jeszcze parę osób chętnych do przeprowadzki do nas to zabierzemy ich ze sobą.

-Dobra. Tylko nie mówicie nic ani Kanclerzowi, ani nikomu o tym co się działo od naszego przybycia, ani gdzie leży nasz obóz. Jeśli będą chcieli się czegoś dowiedzieć to tylko i wyłącznie ode mnie i od Bellamy'ego.

-Wiem, wiem Vi. Rozmawialiśmy o tym wiele razy przecież. Co mówić im jeśli przylecą i się z nimi spotkamy. Nie chcemy kłopotów z Ziemianami. Wiem o tym Vi.

-To dobrze. Trzymajcie się Tony.

-Jasna sprawa Vi.

-Kto by przypuszczał, że tylu pójdzie z nami. - Powiedział Bellamy zrównując się ze mną krokiem.

-Tak. Nie spodziewaliśmy się ujrzeć tu tak dużej ilości dzieciaków w naszym wieku, w takiej samej sytuacji jak my. A jednak. Byliśmy przygotowani co powiedzieć dorosłym. Oni i tak by nie zamieszkali z nami. Który dorosły chciałby być pod rozkazami nastolatków? Ale to ... Nas zaskoczyło. Dobra mowa Bell.

-Dzięki. Aaron mi zaznaczył co mówić, a co przemilczeć. Kiedyś byliśmy jednym społeczeństwem. Teraz już nie i nie możemy za bardzo ... - Westchnął.

-Taa. Wiem o czym mówisz. Stanowimy dwa różne obozy. Nie zdradzamy tajemnic. Bynajmniej póki oni nie zostaną też zaakceptowani przez pozostałe klany.

-Ale i wtedy nie powiemy im wszystkiego co wiemy.

-Prawdziwy z ciebie przywódca Bellamy. - Uśmiechnęłam się.

-Prawda jest taka, że dzięki tobie tak dobrze sobie radzę.

-Przestań.

-Taka prawda. Razem stworzyliśmy Libertad. Gdy zabraknie mnie albo ciebie ta osada nie będzie już taka sama.

-Co prawda to prawda. - Zaśmiałam się lekko, a on mi zawtórował.

-Serio Kane to twój ojciec? - Podszedł do nas Jasper.

-Niestety. Radny, który za wszelką cenę trzyma porządek na Arce, a sam syna ukrywał w mieszkaniu. Dlatego tak rygorystycznie do wszystkiego podchodził. Po części też bał się, że się wyda. Nie miał odwagi skazać syna na więzienie, żony na ekspulsowanie. Ale ignorował Liama całym sobą. Jak tylko się dało. Już lepiej by mu było w Loży.

-Drań z niego.

-Żebyś wiedział jaki. W dodatku został teraz Kanclerzem. Współczuję tym, którzy będą go słuchać.

-Co zrobimy jak wrócimy do obozu?

-Jesteś przywódcą Bell. Powinieneś wiedzieć, a nie się pytasz.

-Jesteś moim wsparciem pamiętasz? Lewa ręka? Jasper też jest Radnym. Więc pytam.

-Zaczynasz wysługiwać się ludźmi. - Zaśmiałam się lekko. - Ale teraz tak na poważnie. Nie mamy miejsca dla tylu ludzi. Co prawda ostatnio po ulewie znów poszerzyliśmy teren, bo palisada nie wytrzymała tej wichury, a i gałęzie i drzewa się połamały i nam ją zniszczyły. Więc korzystając z tego rozszerzyliśmy osadę.

It's Our Home |The100|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz