– Mar?
Do ciemnego pokoju, w którym leżała dziewczyna weszła Scarlett. Mar pozostała w swojej pozycji, ale nie spała.
– Nie możesz cały czas tylko leżeć w łóżku i nic nie robić. Rozumiem, że...
– Nie – warknęła Mar. – Nic nie rozumiesz. Ty nigdy nie straciłaś brata, bo jesteś jedynaczką, ani męża, ponieważ nie brałaś z nikim ślubu. Właściwie nigdy nikogo nie straciłaś. A ja – w przeciwieństwie – straciłam jednocześnie i męża Declana, i brata Heatha.
Scarlett nie odezwała się ani słowem, a Mar się odwróciła i obdarzyła ją nienawistnym, a za razem pełnym rozpaczy wzrokiem.
– Wyjdź stąd. Wynoś się!
Kiedy „gość” wyszedł, Mar wróciła do wpatrywania się w pustą ścianę. Potem prawą ręką dotknęła wisiorka, a lewą jedynego kolczyka.
– Obiecaliście, że wrócicie – szepnęła, obracając się na plecy. – Nie wróciliście i nigdy już nie wrócicie. Wobec tego ja idę do was.
Wstała i zaczęła krzątać się po pokoju wyjmując wszelkie leki i narkotyki, jakie były dostępne. Gdy pomyślała, że ma już wszystko, przypomniała sobie o szkatułce brata. Wyjęła ją, otworzyła i znalazła woreczek z jakimś proszkiem.
„Nigdy tego nie jedz. I nie wszystko na raz!” ostrzegał Heath.
Dopadł ją jakiś wisielczy humor, uśmiechnęła się pod nosem.
– Ups – mruknęła, bo właśnie miała złamać obydwa te zakazy.
Wzięła wszystkie te tabletki na raz, wypluła kilka stwierdzając, że nie mieszczą się jej w ustach i pogryzła. Odkryła, że niektórych nie da się pogryźć, więc je połknęła i popiła jakimś alkoholem. Nawet nie wiedziała, co to. Potem wysypała proszek na rękę i włożyła do ust. Cokolwiek to było, smakowało obrzydliwie. W następnej chwili straciła przytomność.×××
Mar ostrożnie otworzyła oczy i pierwszym co zobaczyła był jej kolega stojący przy oknie.
– Johny?
Chłopak odwrócił się.
– Mar!
– Ty też umarłeś? Jak? Co ci się stało?
Johny rozradowany oznajmił, że nie umarł, że obydwoje nie umarli. Mar przymknęła powieki.
– Nie... Wszystko na nic. Jak mnie odratowaliście? – Jęknęła.
Okazało się, że Scarlett wróciła do jej pokoju i zastała dziewczynę na podłodze. Wrzasnęła, więc przybiegł Michał z Adamem, jeden z nich zadzwonił po karetkę widząc różne opakowania. Lekarze oczywiście uporali się ze wszystkim i tak oto Mar żyje.
– Po co to zrobiliście? Ja nie chcę bez niego żyć. Nie chcę.
Johny podszedł do jej łóżka.
– Bez Declana – wyszeptał.
– To on pomógł mi wyjść z depresji. Wyciągnął z anoreksji. Dzięki niemu nie byłam uzależniona od narkotyków i alkoholu. Wszystko dzięki niemu. Tylko dla niego żyłam. Mogłam rano wtulić się w jego świeżo wyprasowaną koszulę. Był mi za nią wdzięczny. Był wdzięczny za nią, za śniadanie, które zrobiłam, za to, że czekałam na niego, aż wróci, za całusy w policzek, za to, że po prostu byłam. I ja mogłam być mu wdzięczna za wdychanie jego perfum, za to, że mnie akceptował taką, jaką jestem, że mnie rozumiał, że mogłam czuć się bezpiecznie, bo był obok, że mi pomagał, że o mnie dbał, że mnie kochał. A teraz już go nie ma. Nie ma go, nie mam dla kogo już żyć. Nie chcę!
Johny złapał ją delikatnie za dłoń.
– Mar, Declana nie ma, ale ja jestem.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Ty?
– Tak. Mar, oddaj się mnie. Będę lepszy od Declana, nigdy cię nie opuszczę. Nie będziesz musiała zostawać wciąż sama, bo ja nie potrzebuję sławy tak jak on. Zostaniesz ze mną, w moich ramionach i będziesz na wieki moja. Mar, masz mnie, nie ma już Declana, ale ja jestem lepszy.
Mar wyrwała dłoń.
– Nie. Nie chcę ciebie. Chcę tylko Declana, a skoro go nie ma, nie będzie nikogo w zamian. I mnie też nie będzie.
Johny wstał zamaszyście. Ukłonił się sztywno i wyszedł bez słowa. Odpowiedź Mar mu się nie spodobała. Najwyraźniej nie tego się spodziewał. Ale czego oczekiwał? Raczej nie sądził, że Mar zgodzi się bez wahania i z uśmiechem poprosi o ślub na jutro. A może? W takim razie się pomylił, bo ona wcale nie miała zamiaru zostać na tym świecie. Trzeba tylko trochę poczekać. Trzeba zaplanować, by tym razem odbyło się bez pomyłek. I bez szans przeżycia Mar.
CZYTASZ
𝒓𝒐́𝒛̇𝒆 𝒃𝒆𝒛 𝒌𝒐𝒍𝒄𝒐́𝒘 • 𝒐𝒏𝒆 𝒔𝒉𝒐𝒕𝒔
Short StoryOne-shoty, które - mam nadzieję - zmuszą cię do głębszych refleksji. ROZDZIAŁY DO 'NOC' SĄ NIE ZA DOBRE I W SUMIE NAJLEPIEJ JE POMINĄĆ, NIE USUWAM Z SENTYMENTU.