Namjoon pov.
Całe dnie spędzałem między oddziałami. Powoli nie wyrabiałem fizycznie. Prawie nie spałem. Kiedy Mooni spała, siedziałem przy Dain. Chciałem tylko, żeby się obudziła, chociaż ma chwilę...
Przyszedł jednak dzień, kiedy trzymanie So Moon w szpitalu zaczęło być bezcelowe. Wszystko było z nią w porządku, więc miałem ją zabrać do domu...Nie chciałem tego. Chciałem być blisko na wypadek, gdyby Yooni się obudziła...Ale nie było już takiej możliwości. Musieliśmy wrócić do domu.
Kiedy wysiadałem z małą z taksówki, zobaczyłem odjeżdżającą Sarę Ann. Dobrze. Nie chciałem jej widzieć. Gdyby nie przyjechała wtedy do szpitala, być może teraz byłaby ze mną moja żona...
Włożyłem śpiącą dziewczynkę do łóżeczka i wypędziłem chłopaków z pokoju. Chcieli ją zobaczyć, jednak byłem pewien, że ją obudzą. Taka opcja nie wchodziła w grę.
Zrobiłem sobie herbatę i usiadłem na kanapie z laptopem. Wbrew temu, co powiedziałem Sarze Ann podczas kłótni, wciąż zamierzałem znaleźć dla nas inne miejsce do zamieszkania. Marzyłem o pozostaniu sam z dwiema kobietami mojego życia. I kotem. Musimy przygarnąć kota...
Miałem nadzieję, że Yooni ten pomysł się spodoba. Znalazłem przepiękne mieszkanie na najlepiej chronionym osiedlu pod Seulem. Na ostatnim piętrze, z tarasem na którym jest basen...idealne. Napisałem do właściciela i zacząłem przeglądać kotki w schronisku.
Miałem nadzieję, że Yooni spodoba się ten pomysł. Gdyby potrzebowała pomocy jak mnie nie będzie, zatrudnilibyśmy nianię...
Musiała się obudzić, nie brałem innej możliwości pod uwagę. Ale mijały całe dnie i noce...z małą nie było najmniejszych problemów, dodatkowo członkowie zespołu bardzo mi pomagali, szczególnie Hobi i Jin. Byli zakochani w małej Mooni. Niedługo mieli też przyjechać moi rodzice...Yooni, obudź się w końcu...
9 dni i 6 godzin później dostałem telefon ze szpitala, że zaczynają próbować ją wybudzać. Wziąłem So Moon do samochodu i czym prędzej do niej pojechaliśmy. Byłem mega podekscytowany. Czułem, że się uda. Czułem, że to ten dzień. I nie pomyliłem się.
Dain pov.
Nie wiedziałam co się stało. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mocne, białe światło. Nade mną lekarze...
- Witamy z powrotem. - powiedział jeden z nich. - Miała pani operację...
- Co z moją córką? - zapytał resztkami sił.
- Wszystko z nią w porządku, kilka dni temu pojechała z mężem do domu. Oboje są już w drodze. - zapewnił mnie lekarz, odsłaniając moja bliznę pooperacyjną. Wyglądała okropnie, a ja nie mogłam ruszać nogami i strasznie bolał mnie kręgosłup... - Z panią też coraz lepiej, za dwa dni będziemy mogli panią wypisać jeśli badania wypadną dobrze...ze względu na rany będzie pani jeździła parę tygodni na wózku, ale to najgorsze co panią czeka.
- Dlaczego to się stało..? - zapytałam jeszcze, gdy lekarz kierował się do wyjścia.
- Zbyt szybko została pani poddana dużemu stresowi. - odparł mężczyzna, po czym wyszedł i zostałam sama. Od razu złapałam za telefon i zadzwoniłam do Nama. Ucieszyłam się, gdy usłyszałam dzwonek jego telefonu na korytarzu.
Niósł So Moon w chuście na swoim brzuchu. To był najpiękniejszy widok na świecie. Szybko podszedł i mnie pocałował, po czym złapał za rękę i usiadłem na brzegu łóżka. Miał łzy w oczach.
- Kochanie, tak bardzo się bałem...że Cię stracimy... - wyszeptał. Boże, mówił za siebie i So Moon...jak on mógł być tako słodki..?
- Nic...Nie pamiętam... - wyszeptałam, patrząc mu w oczy. Jeszcze bardziej posmutniał.
- Ktoś nie zastosował się do zakazu odwiedzin... Może to i lepiej, że nie pamiętasz, myślę że pogadamy o tym jak wydobrzejesz...jak się czujesz? - zapytał Jooni, wyciągając małą z chusty. Bardzo chciałam ją potrzymać. Tak bardzo urosła, a Joon ubrał ją w śpioszki w jednorożce...Moja księżniczka...
- Dość mocno boli od żeber w dół, ale to nic. Teraz już wszystko jest w porządku...
Wyniki wypadły naprawdę dobrze i już po dwóch dniach Joon po mnie przyjechał. Jedyne, czego się obawiałam, to wózek. Całe szczęście, że mieliśmy pokój na parterze i że również tam była kuchnia...Ale bałam się wszystkiego innego.
Chłopcy powitali mnie z ogromnym entuzjazmem. Dostałam grupowego przytulasa i świetną kolację od Jina.
- A gdzie Sara Ann? - zapytałam przy stole. Cioci spojrzeli po sobie, jakbym powiedziała coś nie tak.
- Musiała pojechać na trochę do pracy. - odparł Ji n, grzebiąc w talerzu. Chciałam pociągnąć temat, ale czułam, że nie powinnam. Po kolacji postanowiłam zapytać o to Namjoona. Mimo, że przekonywał mnie, że nie powinnam zawracać sobie tym głowy, naciskałam...
- To ona przyjechała do szpitala, okej? Zaczęła przepraszać i się o wszystko obwiniać, mówić jak to ona nie zjebała...skoczyło Ci ciśnienie i wtedy to się stało... - zaczął tłumaczyć. - Potem w domu próbowała się tłumaczyć, naskoczyłem na nią i wyjechała...byłem zły, nie chcę żeby zbliżała się do Ciebie ani małej...
- Namjoon... - przerwałam mu. Byłam mega zdziwiona. Wiedziałam, że mój poród był z nią związany, ale żeby jeszcze ta śpiączka..? - Mogłeś ją uspokoić...
- Uspokoić?! Przez nią prawie zostałem samotnym ojcem, mogłem stracić miłość mojego życia...albo mogłem w ogóle nie zostać ojcem...jak inaczej miałem postąpić? Nie potrafię jej tego wybaczyć... - był potwornie smutny kiedy mi to tłumaczył... - Kochanie, jesteś zmęczona? Weźmiemy prysznic? - zapytał, łapiąc za mój wózek.
- Poradzę sobie...dziękuję. - wyszeptałam, kierując się do łazienki. Joon mnie do niej zawiózł i podał mi na dół wszystkie potrzebne produkty.
Nie chciałam żeby mnie taką oglądał. Blizna była strasznie wielka, ciągle leciała ze mnie krew...czułam, że długo nie zobaczy mnie bez ubrań...
Dziwnie czułam się w tej sytuacji. Chciałam zadzwonić do Sary Ann, ale postanowiłam zrobić to jutro. Byłam wykończona, chciałam tylko wyilic się w Joona...
Kiedy wyjechałam z łazienki, zobaczyłam, że Namjoon przysuwa łóżeczko Mooni do swojej strony łóżka. Mała spała jak aniołek... Joon wyciągnął mnie z wózka i położył na łóżko, po czym delikatnie ułożył mnie tak, że byłam w niego całkowicie wtulona. Było mi najwygodniej na świecie.
- Szukałem dla nas mieszkania... - wyszeptał Joon. Bardzo mnie to zdziwiło.
- Nie chcesz tu mieszkać?
- Myślałem, żebyśmy kupili coś totalnie swojego...niedawno wybudowali cudowne osiedle pod Seulem...pogadamy o tym jak będziesz miała więcej siły, okej? - poprosił, po czym pocałował mnie w czoło. - Oglądałem też koty w schronisku...
- Jooniee... - zaśmiałam się, wtulając się w niego mocniej. W końcu byłam na swoim miejscu.