Rozdział III

27 1 0
                                    

Doszliśmy już do naszej kryjówki, która znajdowała się w dosyć dużym i już trochę zniszczonym sklepie "Biedronka".
- Kurde, to nawet ciekawa historia. A powiesz jak to wszystko się zaczęło?- Jarek zapytał zaciekawiony tym wszystkim.
- Później. Najpierw powiedzmy o tym planie reszcie ekipy.- powiedziałem do przyjaciela i podszedłem do drzwi, otworzyłem je i wszedłem do środka.- Dobra, Jarek idź po swój oddział, ja powiadomę dowódcę i spotkamy się w magazynie.
- Już po nich idę!- powiedział mój przyjaciel i poszedł w swoją stronę. A ja ruszyłem w stronę magazynu. Po drodze mijałem puste półki, w głowie miałem wspomnienia jeszcze sprzed ataku, jak z Karoliną przychodziliśmy tutaj i kupowaliśmy nawet niepotrzebne rzeczy. Spuściłem trochę głowę i próbowałem wyrzucić z siebie wspomnienia. Po krótkiej chwili byłem już przed "drzwiami", bo też drzwi to one nie przypominały, wejścia do magazynu. Było słychać głosy dochodzące z tamtąd. Wziąłem trochę głębszy oddech i wszedłem do środka. Rozglądnąłem się szukając dowódcy, z jednej strony stały lekki karabin maszynowy jednego z żołnierzy Jarka, parę pistoletów położonych na prowizorycznym stole ułożonym z drewnianych palet oraz jedna niewielka skrzynka z amunicją. Z drugiej strony leżały rzucone na ziemię kamizelki kuloodporne zabrane żołnierzom wrogiej armii. Naprzeciwko mnie stał trochę większy większy stół zrobiony z drewnianych palet przy którym stało paru mężczyzn. Jeden z nich spojrzał na mnie.
- O! W końcu jesteście. Gdzie twój kolega?- zapytał się wysoki, lekko zarośnięty mężczyzna około trzydziestu lat.
- Poszedł po swój oddział, za chwilę powinien być.-podszedłem do nich i zacząłem przyglądać się temu co leży na stole. W tym momencie do magazynu wszedli żołnierze.
- Dobry wieczór szefie.- Jarek wraz ze swoimi kolegami stanęli przy stole. A on sam wyszedł na przód.- Byliśmy w okolicy tego tartaku, jednak nie nie mogliśmy stwierdzić czy to to czego szukamy, ale jednak ludzie którzy nas tutaj wysłali chcą już zaniedługo wiedzieć. I tutaj mam prośbę do ciebie Zygmuncie...
- Wiem czego chcesz.- powiedział nasz dowódca opierając się na stole.- Nie ma mowy, nie wyślę tam nikogo, wiem że tam są żołnierze wroga, że to bardzo dobrze strzeżony teren. Nas jest zaledwie czterdziestu.
- Plus ja i moi żołnierze.- Jarek przerwał Zygmuntowi a ten tylko spojrzał wkurzony na niego.
- Was wszystkich jest pięciu. Nie chcę podejmować takiego ryzyka! Rozumiesz?
- Rozumiem, ale szefie. Z dwójką twoich ludzi pójdzie dwóch moich żołnierzy, są doświadczeni dzięki czemu im pomogą.
- Panie Cisowski, to nie jest zły plan.- powiedział jeden z mężczyzn przy stole.- Warto to przemyśleć.
- Hm.- Dowódca spuścił wzrok na stół i po chwili go podniósł.- Dobrze, o której będzie najlepiej?- zapytał patrząc na mojego przyjaciela.
- Wydaje mi się że jutro w nocy. Razem z kolegą zauważyliśmy parę luk którymi można przejść.
- Dobrze.- Zygmunt się rozglądnął.- przyda nam się też trochę nowego uzbrojenia... Dobrze, wszyscy mogą się rozejść. A wy.- wskazał na mnie i Jarka- Zostańcie, pokażecie mi na mapie co i jak.- zrobiliśmy to co nam kazał, zajęło nam to parę minut po czym poszliśmy do innej części magazynu coś zjeść. Gdy wraz z przyjacielem usiadłem przy stole ten nie pozwolił mi zacząć jeść tylko się zapytał.
- Dokończysz? Nie tylko ciekawi mnie jak to wszystko się zaczęło ale też jak wyglądała twoja historia do momentu jak się poznaliśmy.
- No dobrze.- wziąłem jeden kęs swojej kanapki- To słuchaj młody.

4 miesące wcześniej

Na szczęście ich nazwiska były na liście poszukiwanych, co jednak nie uspokoiło mnie. Zawsze może być szansa że zginęły ale jeszcze nie odnaleziono ich ciał. Szybko się ubrałem, wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu po czym pojechałem w stronę motelu. Na miejscu stało parę radiowozów policyjnych i wozów strażackich. Błyskawicznie wysiadłem z pojazdu i pobiegłem w tamtą stronę ale zatrzymał mnie jeden policjant.
- Proszę się zatrzymać. Nikt nie może tam wejść.- powiedział
- Ale... Tam spały moja żona i córka, muszę wiedzieć czy przeżyły.
- Jak narazie wszyscy odnalezienieni nie przeżyli, jeśli nie ma ich na liście to nie dajemy im szans. Niech pan sprawdzi.- wskazał na radiowóz który stał trochę dalej. - Kolega tam z każdą odnalezioną osobą aktualizuje listę, powie panu czy je znaleźliśmy czy nie.
- Dobrze.- westchnąłem.- Dziękuję.- poszedłem tam gdzie wskazał policjant. Poprosiłem mężczyznę by sprawdził czy odnaleziono Kamilę wraz z Karoliną.
- Niestety, pańską żonę znaleziono jakieś dziesięć minut temu pod gruzami martwą. Pańska córka jeszcze nie została odnaleziona ale ja podejrzewam że utknęła w najmniej zniszczonej części budynku. O tam.- policjant wskazał miejsce gdzie paru mężczyzn próbowało się dostać.- Jeśli ona tam jest, prawdopodobnie jeszcze żyje.
- Dziękuję.- przeczesałem ręką włosy.- mógłby mnie pan powiadomić kiedy ją znajdziecie? Będę tutaj cały czas, w tamtym czarnym Citroënie.
- Oczywiście. Teraz niech się pan uspokoi. Widzę że jesteś zestresowany.
- Dobrze. I... Jeszcze raz dziękuję.- odwróciłem się i poszedłem w stronę swojego samochodu i wsiadłem do środka.- Cholera jasna!- walnąłem rękami o kierownicę.- Żeby tylko Karolina żyła... Muszę się dowiedzieć kto jest za to odpowiedzialny!- oparłem głowę o oparcie fotela.- Ech... Przecież to nie możliwe...- siedziałem tak przez parę minut i patrzyłem jak próbują dostać się do zablokowanej części budynku z nadzieją że jest tam Karolina. Że przede wszystkim ona żyje. Zauważyłem że dwóch z nich idzie z młotami pneumatycznymi, w myślach mówiłem do siebie że nareszcie im się uda. Uśmiech pojawiał się na mojej twarzy na myśl że moja córka może jednak żyć. Jak w końcu udało im się stworzyć dziurę by można było przejść z uwagą przyglądałem się wychodzącym osobom a także tym którym pomagali ratownicy. Po pewnym czasie zauważyłem że wraz z jednym mężczyzną wychodzi moja córka, widziałem że jest z nią coś nie tak. Szybko wysiadłem z samochodu i pobiegłem w tamtą stronę. Niestety zatrzymał mnie ten sam policjant co wcześniej.
- Znowu pan? Mówiłem już że nie można tam wchodzić.
- Tak, wiem. Ale tam jest moja córka, jest prowadzona przez tamtego ratownika.- wskazałem na Karolinę.
- Rozumiem że pan chce się z nią zobaczyć ale może pan jedynie porozmawiać z ratownikiem.
- No dobrze...- spuściłem głowę w dół i już trochę wolniej poszedłem w stronę córki i mężczyzny.- Witam, chciałbym porozmawiać z moją córką którą pan prowadził.
- Czyli pan jest jej ojcem? To dobrze, potrzebujemy zgody na operację. Niech jedzie pan za nami do szpitala tam wszystko powiemy.
- Co?! Ale jaka operacja?- zapytałem bardzo zdziwony ale zauważyłem że ratownik nie mógł mi teraz wszystkiego wyjaśnić.- Dobrze, będę jechał za wami.- powiedziałem po czym szybko pobiegłem do samochodu i jechałem tuż za ambulansem.

Ta Wojna Jest W NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz