Rozdział V

20 1 0
                                    

Wstałem ze swojego łóżka i spojrzałem na swój zegarek.
- Dobra młody. Jest już siedemnasta, mamy jesień więc już jest ciemno i pewnie zaniedługo pójdą. Chodźmy do nich.
- No dobrze.- kolega wstał. I skierował się do wyjścia z pokoju.- ten dzieciak mnie ciekawi.
- Jesteś jeszcze młody więc takie rzeczy pewnie Cię interesują, ale nie. Później go nie spotkałem, nie wiem co z nim się działo. A dalej...- spóściłem głowę.- Córka po tygodniu zmarła na skutek otrzymanych wtedy obrażeń, po paru dniach odbył się jej pogrzeb i byłej żony.
- A historia w partyzantce?
- Później, jak oni już pójdą.- poszedłem za Jarkiem w stronę miejsca gdzie stał głównodowodzący. Gdy szliśmy słyszeliśmy z głównej części sklepu wiele głosów, prawdopodobnie się kłócili. Wychodzą z magazynu tuż przy drzwiach zastaliśmy naszego szefa.
- Pójdziecie wy dwaj.- dowódca wskazał na dwóch z pięciu mężczyzn stojących przed nim i spojrzał w naszą stronę.- Dobrze że jesteście, wyznacz dwóch swoich żołnierzy i o dwudziestej ruszą.- Jarek zawołał wszystkich swoich kolegów i poprosił dwóch z nich żeby poszli. Ja w tym czasie przechadzałem się po budynku chodząc między pustymi półkami. Gdy byłem już blisko głównego wyjścia, gdzie ściana jest zrobiona ze szkła, zobaczyłem że w okolicy sklepu idzie patrol żołnierzy. Szybko pobiegłem tam gdzie byli wszyscy.
- Patrol idzie, musimy się przygotować!- powiedziałem do dowódcy.
- Dobrze, żołnierze idźcie na dach, wiecie gdzie jest wejście. Sprawdzcie ilu ich jest i jak będzie trzeba, zdejmijcie ich, ale po cichu. A reszta, chować się do magazynu, za półki, gdziekolwiek byle by was nie zobaczyli świecąc tutaj.- wszyscy zrobili tak jak powiedział. Ja wszedłem do pomieszczenia w którym spaliśmy, tu było najbezpieczniej, do tego miejsca doszliby na samym końcu, a też jest gdzie uciec, bo tutaj jest wejście na dach. Po dwóch albo trzech minutach siedzenia usłyszałem z góry że ktoś mnie woła, spojrzałem w tamtą stronę i nad wejściem stał Jarek.
- Za dużo ich, musimy przeczekać, a walczyć dopiero wtedy jak zauważą kogoś z nas. Przekaż to.- ruchem ręki wskazałem że zrozumiałem i poszedłem w stronę Zygmunta, naszego dowódcy.
- Musimy poczekać aż przejdą dalej. Jest ich za dużo i możemy nie dać sobie rady.
- Ale...- mężczyzna podrapał się po głowie.- To nie może być zwykły patrol skoro jest ich tyle że sobie nie poradzimy. Idź im powiedzieć żeby spróbowali zdjąć wszystkich tak, żeby żaden z nich tego nie zauważył.- kiwnąłem głową i poszedłem w stronę wejścia na dach, na górze nikogo nie było więc wszedłem po drabinie i powiedziałem żołnierzom co mają zrobić. Oni gestem ręki pokazali że zrozumieli i przygotowali swoje karabiny, zakładając na nie tłumiki i celowniki optyczne dzięki którym mogli lepiej wycelować. Przyglądałem się ich akcji, jeden z nich, który był na środku, podniósł trochę rękę i zaczął palcami odliczać od trzech do zera, gdy jego dłoń była ułożona w pięść wszyscy strzelili równocześnie. Nie widziałem jak to wygląda z bliska więc podszedłem do krawędzi budynku by przyglądać się wszystkiemu. Jeden z żołnierzy widział jak podchodzę i gestem ręki pokazał mi żebym się schował. Patrzyłem w dół, za wszystkimi ludźmi leżało pięć ciał, najwyraźniej nie zauważyli że coś się stało. W tym samym czasie znów strzelili i kolejne pięć ciał padło na ziemię, tym razem jeden coś zauważył i zanim został zabity zaalarmował swoich kolegów i pozostała już, piętnastka ludzi, zaczęła się rozglądać szukając źródła strzał, wszyscy tam ułożyli się w okrąg przez co mogli widzieć wszystko naokoło siebie. Wiedziałem że przez to będzie ciężej więc sięgnąłem do kieszeni w której miałem metalową kólkę, rzuciłem ją w jedno miejsce, a dźwięk uderzenia był dosyć donośny i oni wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. Koledzy wykorzystali okazję i zaczęli kolejno strzelać do każdego z przeciwników. Gdy już wszyscy leżeli na ziemi piątka żołnierzy wstała i trzech z nich zdjęło tłumiki i kolimatory, a potem odwrócili się w stronę wejścia na dach. Na chwilę spojrzałem w dół i zauważyłem że parę partyzantów przeszukiwało zabitych już żołnierzy. Potem szybko się odwróciłem i szybkim krokiem dogoniłem Jarka.
- Jesteście świetni, coś takiego do tej pory widziałem tylko w filmach.
- Hah.- uśmiechnął się przyjaciel.- Tutaj jeszcze wiele rzeczy Cię zaskoczy.- po tych słowach rzucił karabin koledze który już był na dole i sam zszedł po drabinie. Spojrzał w górę i powiedział do mnie.- Jak zejdziesz na dół to opowiesz jak to było z życiem w partyzantce?
- No dobrze.- zacząłem schodzić na dół.- Zaniedługo i tak pójdą to jak będziemy czekać to opowiem.- Jarek lekko się uśmiechnął i poszedł w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
- Będę czekał w tej naszej niby stołówce!
- Tak, tak.- mruknąłem sam do siebie, wziąłem trochę głębszy wdech i poszedłem w stronę pokoju w którym można było coś zjeść. Przyjaciel czekał na mnie przy jednej z ławek która znajdowała się w pobliżu ściany. Spokojnym krokiem podszedłem do stolika i usiadłem przed nim.- Mamy sporo czasu, co dokładnie chcesz teraz wiedzieć?
- Powiedz mi.- Jarek oparł łokcie o stół.- Jak zaczęła się twoja historia w tej tu ekipie, a potem twoją wersję naszego poznania, w sensie co było chwilę przed tym.
- Raczej zdążę wszystko powiedzieć. No ale szczegółowego ataku wrogich wojsk nie powiem bo trochę by to zajęło. - uśmiechnąłem się.- Ale ty też masz coś o sobie powiedzieć.

2 miesiące wcześniej

Dwa tygodnie po tym ataku byłem jednym z tak zwanych jeńców wojennych, których, z tego co słyszałem od innych schwytanych, mieli przetransportować do więzenia w swoim kraju, czy coś innego. W jednym pomieszczeniu siedziało chyba trzydzieści osób, w tym ja. Z tego co słyszałem następnego dnia rano mieli nas przenieść. Spodziewałem się wtedy najgorszego, siedziałem oparty o ścianę trzymając w ręku zdjęcie na którym byłem razem z Kamilą i Karoliną. Po jakimś czasie obok mnie usiadł chłopak, wyglądał na około 25 lat.
- Widziałem że pan siedzi tak od dłuższego czasu, mogę się zapytać kim są te osoby na zdjęciu które pan ma?
Wyciągnąłem rękę tak by nieznajomy mógł zobaczyć zdjęcie i wskazałem na Karolinę.
- Ona... to moja córka, Karolina. A ta druga, to żona, Kamila.- mężczyzna spojrzał na mnie chyba zmartwionym wzrokiem, przez co poczułem żeby kontynuować to co mówiłem.- po tamtym zamachu, dwa miesące temu, one... one nie przeżyły tego.- zamknąłem oczy i oparłem głowę o ścianę.- A po ataku zostało mi tylko to zdjęcie.- schowałem fotografię do kieszeni kurtki, a nieznajomy skinął głową i wystawił rękę w moją stronę.
- Kamil jestem, przepraszam że tak nagle, ale skoro mamy tak tutaj spędzić czas to pomyślałem że się przedstawię.
- Nie szkodzi.- uścisnąłem jego dłoń.- Piotr. Jak myślisz, uda nam się z tego wyjść?
- Panie Piotrze, wydaje mi się, że nie mają zamiaru nas zabijać. Może chcą mieć materiał badawczy do swoich eksperymentów.- Kamil spojrzał na mnie i pewnie zobaczył moje przerażenie na twarzy.- Przepraszam, jestem fanem różnych teorii spiskowych. Ma pan zegarek? Chciałbym wiedzieć która godzina.- podwinąłem rękaw swojej kurtki tak że widoczny był zegarek i spojrzałem na niego.
- Mamy dziewiętnastą czterdzieści.- rozprostowałem nogi i wtałem powoli.- Siedzimy już tak od południa, tak?
- Tak, mniej więcej.- chłopak którego poznałem parę minut temu wstał i spojrzał przez okno.- Pan tutaj mieszka od urodzenia?
- Tak, tak.- zacząłem chodzić w jedną i drugą stronę robiąc małe kółko.- Dlaczego pytasz?
- Czyli dobrze znam pan okolicę?
- No tak.
- Wie pan gdzie tutaj w pobliżu jest budynek w którym możnaby było się schować?
- Dlatego pytasz? Ech, najbliżej jest jeden kościół, dosyć stary, ale tam już się nie uda schować. Może i najbliższy sklep, oddalony parę minut stąd byłby dobrym miejscem.
- Mhm, no dobrze.- dwudziestoparo latek coraz uważniej patrzył przez okno.- Możesz tu podejść?
- Em, dobrze.- zrobiłem to o co mnie prosił.- A o co chodzi?
- Widzisz tam? Budynek naprzeciwko, odbija się jakieś światło.- odwrócił się w stronę drzwi.- Słyszysz? Coś się tam dzieje. Pójdę do drzwi może usłyszę coś więcej.
- Na twoim miejscu bym...- nie zdążyłem dokończyć ponieważ chłopak był już przy drzwiach. Poza pomieszczeniem było słychać jakieś strzały, ale każdy, oprócz tamtego chłopaka, bał się sprawdzić. Po paru minutach wszystko ucichło. Kamil trochę odsunął się od drzwi twierdząc że coś słyszał. Chwilę potem ktoś wywarzył drzwi i do pomieszczenia weszło paru uzbrojonych ludzi.
- Jesteście wolni!- krzyknął jeden z nich.- Ale jeśli nie pójdziecie już teraz, żołnierze mogą przyjść i będzie jeszcze gorzej. Szybko, do wyjścia!- mężczyzni prowadzili całą naszą grupę w stronę tylniego wyjścia z budynku. Gdy już wyszliśmy jeden odwrócił się w naszą stronę.- Wszyscy niech wsiadają do tamtych samochodów. Już!- krzyknął i sam pobiegł do jednego z pojazdów do którego wsiadł.

Ta Wojna Jest W NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz