Rozdział IV

22 1 0
                                    

Oparłem się na fotelu.
- Dobra młody, idę się trochę zdrzemnąć. Resztę powiem później.- uśmiechnąłem się do Jarka.
- No dobrze. Ale historia naprawdę świetna!- powiedział z entuzjazmem mój przyjaciel.
- Tak, tak.- zaśmiałem się lekko.- Tobie też radzę się zdrzemnąć.- wstałem i poszedłem chłodni przerobionej na pomieszczenie w którym można spać. Otworzyłem drzwi i ruszyłem w stronę mojego łóżka na którym się położyłem, kątem oka zauważyłem że młody też wszedł.- Jednak mnie posłuchałeś, co?- zaśmiałem się.
- A czy ja kiedykolwiek Cię nie słuchałem?- Jarek również się zaśmiał.
- Gdybym miał wypomnieć Ci wszystkie razy to zajęłoby to dłużej niż moja historia.
- Bez przesady, przecież to nie zdarzało się tak często. Zresztą, to już krzesła są wygodniejsze od tych łóżek.
- Jak ci coś nie pasuje to śpij na ziemi.- zażartowałem.
- Szczerze? To już ziemia jest wygodniejsza.- przyjaciel zauważył mój żart i sam zaczął.
- Dobra, dobra. Teraz daj mi spać, dobrze? Zmęczony trochę jestem.- powiedziałem do niego i zamknąłem oczy. Obudziłem się parę godzin później, gdy podniosłem się i rozejrzałem po pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie i Jarka, który stał oparty o ścianę.
- No to jak młody, chcesz wiedzieć co dalej?
- Oczywiście.- przyjaciel podszedł do swojego łóżka i usiadł na nim

4 miesiące wcześniej

Wysiadłem z samochodu i szybko wszedłem do szpitala szukając Karoliny. W samym budynku był bardzo duży ruch i nie było łatwo jej znaleźć. Przy wejściu na jeden z korytarzy zauważyłem ratownika który był przy mojej córce i szybko do niego podszedłem.
- Pan jest ojcem tej 16-latki, tak? Karoliny?- zapytał się mnie lekarz
- Tak, mogę wiedzieć o co chodzi?- spytałem zmartwiony.
- Pańska córka nie miała dużo szczęścia i część gruzu ją przygniotła- przerwał na chwilę ponieważ ktoś do niego przyszedł.- Sprawdź czy rodzice tego dzieciaka przeżyli, jeśli nie, operuj od razu.- wzrok lekarza wrócił na mnie.- Gdybyśmy przybyli później mogłaby nie przeżyć.
- Cholera...- schowałem twarz w dłonie.- Tak, oczywiście. Będę musiał coś podpisać czy będziecie operować od razu.
- Teraz nie mamy czasu. Podpisze pan odpowiednie papiery po operacji, jak przyniesiemy je panu.- lekarz się odwrócił i poszedł w stronę sali operacyjnej, a ja za nim i usiadłem na krześle przed drzwiami. Co chwilę patrzyłem na zegar, a każda minuta dłużyła się niesamowicie. W głowie miałem mnóstwo myśli. Po około godzinie z sali wyszedł lekarz, a ja szybko wstałem.
- I jak?- spytałem zmartwiony o Karolinę.
- Niestety... Obrażenia były zbyt duże.- lekarz spuścił głowę.- Jak narazie pańska córka jest w stanie śpiączki, nie wiemy czy z tego wyjdzie.
- Cholera...- usiadłem spowrotem na krześle.
- Wiem że to dla pana duża strata.
- Ech...- spojrzałem na lekarza.- Mogę pójść do mojej córki?
- Za parę minut, powiem panu.- odwrócił się i wszedł spowrotem do sali. Siedziałem przez jakieś dziesięć minut które dla mnie wydawały się naprawdę długie, a łzy same cisnęły mi się do oczu. W tym czasie obok mnie usiadło dziesięcioletnie, trochę zabrudzone dziecko.
- Pan tam był?-  spytał patrząc na mnie.
- Nie...- odpowiedziałem powstrzymując łzy i spojrzałem na dziesięciolatka.- Gdzie są twoi rodzice mały?
Dzieciak ciągle patrzył na mnie.- Pan doktor powiedział że teraz są w niebie i pilnują mnie z góry.- spuściłem głowę i spojrzałem na swój medalik z krzyżem który swobodnie zwisał.
- Pan doktor ma rację.- uśmiechnąłem się do niego i rozczochrałem mu włosy. Po chwili ściągnąłem swój medalik.- Widzisz to?- dzieciak skinął głową.- Widzisz tego pana tutaj? Może doktor nie powiedział Ci wszystkiego ale ten pan pomaga twoim rodzicom opiekować się tobą.- chłopak był zapatrzony w medalik.- Dam ci go, dobrze? Dzięki temu zawsze będziesz pamiętał o swoich rodzicach.- wysunąłem dłoń w jego stronę a ten z lekką niepewnością wziął medalik i schował do kieszeni.- Jak się nazywasz mały?
- Marek.- dzieciak się uśmiechnął.
- Piotrek jestem.- uśmiechnąłem się do niego.- Pamiętaj o tym, Marek, dobrze?- przeczesałem ręką włosy.- a teraz idź, pewnie Cię szukają.
- Dobrze proszę pana.- chłopak się uśmiechnął po czym szybko wstał i poszedł, a chwilę po tym z sali wyszedł lekarz.
- Już może pan wejść.- po tych słowach wstałem i bez słów wszedłem do pomieszczenia w którym leżała Karolina. Przeszedłem obok jej łóżka i usiadłem obok. Jej ręka leżała na wierzchu. Chwyciłem ją dłońmi.
- Mam nadzieję, że mnie słyszysz Karolciu...- podniosłem jej dłoń i ją pocałowałem- Proszę... Wyjdź z tego...- spuściłem głowę i wyszeptałem.- Kocham Cię Karolciu...
Siedziałem tak przez parę minut w ciszy i wtedy podeszła do mnie pielęgniarka i powiedziała że już muszę wyjść. Powoli wstałem i poszedłem w kierudnku wyjścia z sali. Gdy otworzyłem drzwi rozejrzałem się po korytarzu i widziałem wiele mężczyzn i kobiet z historią podobną do mojej, każdy kogoś stracił w tym zamachu, wiele osób nadal czekało na operację, albo już mieli wychodzić. Gdyby ktoś był tu pierwszy raz napewno by się pogubił. Westchnąłem ciężko i ze spuszczoną głowę szedłem w stronę głównych drzwi. Po drodze słyszałem płacz ludzi którzy stracili bliskich, biegających lekarzy, dzwięki tych wszystkich urządzeń. A to wszystko przez jeden z dwóch zamachów.

Ta Wojna Jest W NasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz