Robiło się coraz ciemniej. Na niebie migotały pierwsze słabe gwiazdki. Było niesamowicie cicho, żadnego wiatru czy nawet pojedynczych przyśpiewek ptaków. Zrozumiałam, las kładł się spać. Ostatnią nocą nie dane było mi spojrzeć na ten wielki teren w ten sposób, gdyż byłam sama... sama i czułam ogromny strach. Spojrzałam w prawo, Łowca właśnie rozpalał ognisko, przeczuwał, że już wielkimi krokami zbliża się noc. Sięgnęłam po swój plecak. Wyglądał już dosyć mizernie. Cały w piachu, błocie, jakiś liściach i trochę porozrywany przez gałęzie podczas niejednej przeprawy przez gęstą roślinność. Rozpięłam zamek i sięgnęłam do środka. Pierwsze co znalazłam był telefon, z łudzącą nadzieją przycisnęłam klawisz jednak nie zareagował. Rozładował się, pięknie. Sięgnęłam głębiej i wyciągnęłam butelkę z resztką wody. Wzięłam do ust i powoli napiłam się. Każdy łyk wody był jak błogosławieństwo, jak magia zamknięta w małej butelce. Opróżniłam ją do końca i z wielkim żalem przyglądałam się jak moje ostatnie zapasy wody zostały wypite za jednym razem. Włożyłam pustą butelkę z powrotem do plecaka. Wyczułam coś papierowego i twardego pod koniuszkami palców, wzięłam do pełną ręką i wyjęłam z plecaka. Poczułam jak policzki robią mi się czerwone, a w oczach zbiera się coraz więcej łez. Przed sobą trzymałam w dłoniach fotografię na której widniała cała grupka moich przyjaciół. Taka radosna, żyjąca chwilą. Wszyscy siedzieli koło siebie, niektórzy robili głupie miny, inni popijali piwo, a jeszcze inni chcieli jak najlepiej wyjść na zdjęciu więc patrzyli się tylko w aparat, uśmiechając się przy tym szeroko. Znowu poczułam to straszne uczucie, samotność. Owijała mnie całkowicie, w sercu czułam pustkę. Jakby ktoś mnie dźgnął prosto w brzuch ale ani śladu cielesnych obrażeń, żadnej krwi. Tak bardzo chciałam wrócić do domu, chciałam by to wszystko okazało się snem może raczej... koszmarem.
Nagle światło błysnęło przed moimi oczami odrywając mnie od tych setek kłębiących się myśli. Podniosłam wzrok z fotografii i zobaczyłam, że chłopak rozpalił ognisko. W bardzo szybkim tempie ogień pochłonął większość zgromadzonych, suchych gałęzi i przemienił się w dosyć imponujące, duże oraz ciepłe ognisko. Nie wiem dlaczego ale dawało duże poczucie bezpieczeństwa. Może przez to ciepło rozchodzące się na boki i dźwięk trzaskającego drewna pod wpływem palącego się ognia. Ten moment wyglądał, jak z niejednego filmu o biwakowaniu w samym środku lasu. Otwarta przestrzeń, przepiękne gwieździste niebo, latające świetliki gdzieniegdzie, żwawo tańczące płomyki w ciepłym ognisku. Chłopak usiadł koło mnie i wyją coś z kieszonki. Przypominało trochę bułkę, jednak taką bardzo spieczoną.
- Masz, to powinno starczyć do jutra. - Podał mi - Spokojnie, to też jest do jedzenia. Może nie tak słodkie jak to co jadłaś rano jednak syte by wytrwać do rana.
Powoli wzięłam od niego to tajemnicze jedzenie. Miałam racje, to przypominało bardzo bułkę albo jakiekolwiek pieczywo. Miało lekko szorstką warstwę, było twarde, a więc najpierw przyjrzałam się chłopkowi, jak on to zjada.
Delikatnie oberwał zewnętrzną warstwę skórki i przełamał pożywienie na pół. W środku wyglądało drożdżowo i puszyście. Łowca zaczął wydłubywać to miękkie wnętrze omijają twardą warstwę. Postanowiłam tak samo działać. Zrobiłam lekkie naderwanie i oderwałam jedzenie na dwie połówki. Wyskubałam trochę puszystego wnętrza i skosztowałam. Znowu doznałam szoku. To nie jest ludzkie jedzenie, na pewno. Ludzkie jedzenie tak nie działa na kubki smakowe człowieka, a to co aktualnie jadłam to istne szaleństwo. Puszyste jak chmurka, lekko wilgotne oraz magicznie przeplatające smaki jak słodycz, gorzkość i słoność. Coś niesamowitego. Tak jak przy owocu to też jadłam powoli, delektując się każdym kęsem.
Jedząc oboje wpatrywaliśmy się w płomienie ognia, swobodnie unoszące się do góry. Wokół nas zrobiło się już dostatecznie ciemno. Poza czubkami wysokich drzew i ogromnym niebem przepełnionym gwiazdami różnej maści, wszędzie widniała nieskończona ciemność. Tylko ogień dawał odrobinę światła, który emanował odrobiną uczucia bezpieczeństwa i spokoju.
- Jak tam jest? - Nagle usłyszałam głos chłopaka. Właśnie położył się na trawie i wpatrywał w nocne niebo.
- Czyli gdzie? - Nie myślałam jeszcze dosyć świadomie. Przed oczami miałam do tej pory fotografię z plecaka.
- No tam w twoim świecie. Bo raczej nie jesteś stąd. - Zaśmiał się cicho pod nosem.
- To prawda. Nie jestem stąd, to miejsce zupełnie odbiega od mojego świta.
- Czyli jak tam jest? - Odwrócił głowę w moją stronę, nadal leżąc na zielonej trawie. Światło palącego się ognia, rozświetlało twarz chłopaka, a jego oczy zdawały się równie czarne co głębia lasu jednak bardzo błyszczące.
- Jest ... - I w tym momencie zakręciło mi się w głowie. Sama nie mogłam opisać świata w którym żyje. Był taki wielki, rozwinięty i skomplikowany. Nie wiem dlaczego od razu na myśl przyszło mi jedno słowo na opisanie naszej cywilizacji. - Jak tam jest? ... Jest... jest głośno.
- Głośno? Jest tak głośno jak tutaj w środku najgorszej burzy lub wichury?
Głośno się zaśmiałam. Nie zważałam na dosyć zmieszaną i skrępowaną minę chłopaka.
- Niee... Tam nie ma takich przyjemnych dźwięków, nawet podczas burzy. Dużo spalin, samochodów, śmieci, zanieczyszczeń, przepychu i właśnie hałasu. No, oczywiście nie mówiąc o wsiach, które różnią się od tłoku miejskiego jednak i tak coraz bardziej wsie rozwijają się naśladując codzienność wielkich miast. - Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że kompletnie nie rozumie o czym mówię ale uważnie słuchał i przyswajał każde zdanie.
- Śmieci... to znaczy, hm, dużo brudu?
- Tak, właśnie... dużo, bardzo dużo brudu.
- Nie możecie użyć zaklęć albo poprosić rośliny o pomoc? Nie możecie razem się dogadać? Tak wspólnymi ludzkimi siłami dbać o czystość.
To było tak przerażające ale pokręciłam przecząco głową.
- Niestety nie da się tak Łowco. Ludzie chcą się co ruszt coraz bardziej doskonalić, rozwijać. Chcą by świat był lepszy oraz ich ciekawość sprawia, że chcą znać odpowiedź na każde nawet najtrudniejsze pytanie. Z rozwojem cywilizacyjnym niestety musimy zaakceptować pewne złe strony tego zjawiska. Ludzie tacy są, czym chcą lepiej tym więcej szkodzą.
Patrzył z niedowierzeniem jednak nie ciągnął tematu, gdyż wiedział, że nie zrozumie tego wszystkiego za jednym razem. Znowu położył głowę na trawie i spojrzał na gwiazdy. Mocno wciągnął powietrze.
- Twój świat jest skomplikowany. Nie rozumiem ludzi Em.
- Powiem ci, że czasami ja też. - Rozciągnęłam nogi przed siebie i padłam na ziemię. Podsunęłam się bliżej chłopaka i podniosłam głowę do góry. Uśmiechnęłam się pod nosem, a w głowie powiedziałam sobie "Witaj przyjacielu." Po czym nie odrywałam na długo wzroku z naturalnego światła nocnego nieba.
YOU ARE READING
Forest
Viễn tưởngRozejrzałam się dookoła. Puszcza. Moje nogi drżały, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a z nosa kapała krew. Nagle wszystko stało się jasne, mieliśmy wypadek samochodowy. Jednak gdzie są wszyscy? Nie powinni nadal siedzieć nieprzytomni w aucie...a ra...