6. Spotkanie

6 1 0
                                    

           Usłyszałam cichy szept, który zmienił się nagle w bliski moim uszom krzyk. Szybko zamrugałam i przetarłam oczy, leżąc jeszcze na miękkiej trawie,chwilę wcześniej śpiąc w najlepsze.

- Em! Szybko wstawaj! - Pierwszy raz odkąd poznałam Łowce zobaczyłam go w takim stanie. Jego oczy były całkowicie przerażone i rozbiegane. Oddech szybki, a nogi same się rwały do ucieczki. Sam jego wygląd bardzo niepokoił, od razu wstałam z ziemi i stanęłam koło przestraszonego przyjaciela.

- Uspokój się, co się stało? Jakiś potwór się zbliża?

- Gorzej - Przełknął ślinę.

         Na plecach przeszły mnie ciarki. Co może być gorszego od wilka giganta wcześniej przez mnie spotkanego?

- Słuchaj Em, to co tym razem się zbliża to nie zabawa. Jej boją się nawet elfy z najwyższego rodu.

- Zaraz... jej?

- Owszem, Jak mam ci to wytłumaczyć? ... Hm, naszą puszczą zajmują się przeróżne czarownice. W dzień, są te od światła, rozwoju natury, energii, są od pogody i tak dalej. W nocy zaś... są  mniej przyjemne. Czarownica ciemności, mijającego czasu, snu i ta która idzie w naszą stronę... zniszczenia. Niektórzy ją nazywają śmiercią ale na to samo wychodzi.

- Czegoś tu nie rozumiem, niby zajmują się lasem ale was to już mogą pozabijać? Hm?

- Ich nie obchodzimy, dla nich jedynie priorytetem jest funkcjonowanie puszczy, a to w jakim stanie są jego mieszkańcy to już nie ich robota... przynajmniej czarownic żyjących nocą. Em! To nie pora na rozmowy, zbieraj swoje rzeczy i idziemy. - Zaczął gasić ognisko.

         Zaczęłam chować swoje przedmioty i zapas magicznego pożywienia zrobionego przez Łowcę do plecaka. Spojrzałam na chłopaka i aż nie mogłam uwierzyć, jak bardzo był zaniepokojony.

- Naprawdę jest tak niebezpieczna? - Zaczęłam mówić, kiedy już prawie byłam gotowa do drogi.

- Tak, bardzo. Ta czarownica nie ma empatii, cała do szpiku kości przesiąknięta zniszczeniem i śmiercią. Nie wybłagasz ją o litość, jest ... bezwzględna. Nawet elfy z nią nie mogą się równać... może leśni czarodzieje ale ich widać naprawdę bardzo rzadko. Ostatni odwiedził nas tysiąc lat temu. - Stanęłam koło niego, wpatrywałam się w głąb lasu. - Gotowa? - Przytaknęłam. Zaczeliśmy żwawo iść do przodu.

- Ostatni odwiedził nas tysiąc lat temu. - Przytoczyłam jego ostatnie zdanie. - To ile ty masz lat?

- Ponad trzy tysiące. Pewnie jesteś w podobnym wieku.

- Nie do końca. - Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Ile on już żyje na tym świecie!

- No dobrze, dosyć tego gadania. Od teraz bądźmy cicho, musimy ją ominąć bo idzie w kierunku w którym aktualnie idziemy.

- Zwariowałeś?! - Wrzasnęłam. Chłopak podskoczył w miejscu i mocno zacisnął mi usta.

- Em...- Szepcze - Jak chcesz przeżyć lepiej nie krzycz, nawet nie mów. I tak ona już doskonale wie, że ktoś nowy jest w pobliżu

- Ok, już będę cicho.

       Szliśmy przez las, tak cicho jak tylko mogliśmy. Każdy patyk złamany pod ciężarem kroków był dosyć zauważalnym hałasem. Nadal była noc ale światło księżyca dawało zadziwiająco dużo pola do widzenia. Cały las spał, nawet świerszcze, które jeszcze godzinę wcześniej cykały, teraz odpoczywały. Było zupełnie pusto. Brak wiatru, brak jakichkolwiek odgłosów. Chłopak nagle staną przy gęstym krzaku i mocno wytężył wzrok, spoglądając przez gęste gałęzie rośliny. Odwrócił się szybko w moim kierunku i przygryzł dolną wargę.

- Nie ruszaj się... ona tu jest. - Powiedział najciszej jak tylko potrafił.

     Nie ruszając się z miejsca, wychyliłam tylko głowę w kierunku ogromnego krzewu zasłaniającego naszą dwójkę i spojrzałam przez ogrom liści. To było dziwne uczucie, mieszanka strachu i ekscytacji tą majestatyczną postacią.

    To była kobieta. Całkiem wysoka bo przewyższała mnie o dwie głowy. Jednak nie zaliczała się do ludzi nazywanych "olbrzymami". Miała przepiękną kruczoczarną sukienkę. Z każdym krokiem wystawały z niej blade jak śnieg nogi, szła boso. Miała długie, do bioder włosy w kolorze jak nocne niebo. Na głowie miała wieniec z jakiejś czarnej roślinności. Zauważyłam też, że w ręku dzierżyła sierp. Wcześniejsze moje myśli wyobrażały sobie przerażającą postać , którą obdarzono mocą zniszczenia a tutaj... ukazywała się nam z wyglądu przypominającą trzydziestoletnią ludzką kobietę.

    Nagle poczułam lekkie szturchnięcie w ramię i odwróciłam wzrok w stronę chłopaka. Gestykulując przekazał by iść dalej ale niesamowicie cicho, bezszelestnie. I tak zrobiliśmy. Uważnie przemyślany kroczek po kroczku, jeden za drugim. Każdy hałas był dla nas wyrokiem, byliśmy dopiero z trzy metry od tej istoty.

    Pięćdziesiąt kroków dalej odwróciłam się do tyłu by zaciekawiona zobaczyć, czy sobie poszła. Nie było. Kompletnie zniknęła. Zaczęłam rozglądać się ale nikogo nie napotkałam na swojej drodze.

- Łowco... - Zaczęłam mówić zniżonym głosem - Ona chyba zniknęła. Nie ma jej.

- Jak to? - Odwrócił się i też zaczą szukać wzrokiem. - Może poszła już dalej w innym kierunku?

- A może nie. - Rozbrzmiał po całym lesie nieprzyjemny, szorstki, mocno dojrzały kobiecy głos. Oboje odwróciliśmy z przerażeniem i niechęcią wzrok. To była ona, wpatrywała się w nas lodowatym i bezdusznym spojrzeniem. Uniosła sierp do wysokości własnej głowy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 07, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ForestWhere stories live. Discover now