Rozejrzałam się dookoła. Puszcza. Moje nogi drżały, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a z nosa kapała krew. Nagle wszystko stało się jasne, mieliśmy wypadek samochodowy. Jednak gdzie są wszyscy? Nie powinni nadal siedzieć nieprzytomni w aucie...a ra...
Szłam coraz dalej od miejsca wypadku. Promienie słoneczne już dosyć mocno przebijały się przez gałęzie drzew. Nawet ze świadomością tak ogromnego terenu mojemu zaskoczeniu słyszałam może jeden krótki śpiew jakiegoś ptaka, a potem przez bardzo długi czas cisze. Całe to miejsce pożerało mnie swą wielkością i nieprzewidywalnością, jednak miało coś w sobie, że mogłoby przyciągnąć każdego podróżnika, który jest żądny prawdziwego survivalu. Nawet w tak przerażającej sytuacji dostrzegałam obraz piękna tego niesamowitego miejsca. Słyszałam jak pod nogami z głośnym strzelaniem łamią się małe gałązki. Liście już dawno zeschnięte leżały uparcie na ziemi od czasu do czasu informując o swym istnieniu. Do tego przyczyniał się lekki chłodny wiaterek delikatnie muskający moją twarz. Nagle zauważyłam pierwszego widocznego gościa tego lasu, który zaszczycił mnie swoją obecnością. Motyl. Ale jaki piękny... Mogę przysiąść, że z rozpostartymi skrzydełkami byłby wielkości wewnętrznej części mojej ręki. Pięknie zlewające się odcienie brązów, czerwieni i żółci tworzyły niepowtarzalną kompozycje. Owad latał sobie spokojnie, nie zwracając uwagi na to, że jakiś intruz chodzi po jego terenie. Zrobił jeszcze kilka okrążeń wokół mnie i kilku drzew po czym odleciał z pełną gracją. Przyspieszyłam kroku. Czas w lesie upływał dosyć szybko. Zdawało mi się, że już była godzina popołudniowa. Zobaczyłam lekki prześwit pomiędzy drzewami rosnącymi przede mną. Może to droga? Szłam coraz szybciej, można powiedzieć, że zmieniło się to w lekki trucht. Nie zważałam na gałęzie, które uderzały mnie w twarz. Szłam i szłam coraz bardziej przybliżając się do zaobserwowanej poświaty. Ostatnie drzewa i... moim oczom ukazała się zielona polana. Jak wielka jest ta puszcza? Serce leciutko mi podskoczyło. Równolegle z drugiej strony polany stało całe stado białych jeleni, dzieliło nas może z osiem metrów. Poczułam na plecach dreszczyk lecz jednoznacznie zalała go mocna ekscytacja jak i fascynacja tym wspaniałym widokiem. Mózg mi mówił by lepiej się nie zbliżać, to dzikie zwierzęta. Jednak jakaś mała część mojego umysłu wspierała mnie powtarzając, że nie ma czego się bać, one nic nie zrobią. Zwierzęta wyglądały tak majestatycznie. Czułam, że były świadome mojej obecności ale z niesamowitym spokojem dalej konsumowały pobliską im zieleń.
Postanowiłam pozachwycać się jeszcze przez chwilę widokiem i zaczęłam powoli okrążać zieloną polane. Robiło się znowu coraz ciemniej, jednak plusem było to iż dzisiaj nie było ani jednej chmury na niebie co znaczyło, że chociaż burza mnie nie dosięgnie. Tak czy inaczej wszystko wskazywało, że dzisiejszą noc jeszcze spędzę na tej ogromnej przestrzeni. Powinnam się rozejrzeć za jakimś w miarę bezpiecznym miejscem. Po całodniowej wędrówce moje nogi mocno drżały, a w stopach czułam jakby ktoś wbijał mi dziesiątki ostrych gwoździ. Modliłam się by moim oczom ukazała się jakaś kryjówka do dzisiejszego przenocowania. W pewnej chwili zobaczyłam niedaleko mnie wielki, stary pień drzewa, leżący już od naprawdę bardzo dawna na tym terenie. Podeszłam bliżej i z uśmiechem na twarzy wywnioskowałam, że pień jest w środku pusty. Niezdarnie weszłam do środka. Przycisnęłam bardzo mocno do brzucha plecak i starałam się zasnąć. Po kilku minutach zrozumiałam jak moje całe ciało jest wykończone. Całe było spięte, drżało, było zimne i podrapane. Pomyślałam o tym jak dobrze by było już znowu być w domu, wśród ludzi. Zasnęłam.
***
Był środek nocy. Usłyszałam coś. Kroki. Zwinne, lekkie kroki. Coś wchodziło na pień. Serce. Znowu zaczęło szybko bić. Byłam w takim miejscu, że wilk miałby darmową kolacje. Poczułam paralizujący chłód, gdy zobaczyłam nad sobą ogromny pysk z którego unosiła się para i ślina. Zwierzę wiedziało już, że znajduję się tuż pod nim. Zaczęło warczeć, nawet mojemu zaskoczeniu trochę gulgotać. Musiałam szybko działać. Wyciągnęłam cicho jedną nogę z drzewa i nagle gwałtownie się podniosłam i wyskoczyłam z rośliny. Nie myśląc za wiele zaczęłam biec do przodu. W czasie ucieczki zaczęłam grzebać w swoim plecaku aby znaleźć telefon i włączyć tylnią latarkę. Znalazłam i wlaczyłam. Musiałam ocenić bardzo szybko sytuacje. Co za mną biegnie. Ciągle uciekając odwróciłam się by spojrzeć co jest źródłem mojego strachu. Cały las zawirował. Co to jest? Czym to jest? Sześć metrów ode mnie biegł w moim kierunku potwór! Miał około dwa metry wysokości. Zewnętrznie przypominał w jakimś stopniu wilka, olbrzymiego wilka. W jaki sposób pień starego drzewa się nie załamał? Nie wiem. Na oko było widać, że istota ważyła bardzo dużo. Jego wielkość była przerażająca ale kiedy światło latarki oświetliło pysk... zwierzę wyglądało jak diabeł. Z ogromej szczęki ciekła piana zmieszana z czymś przypominającym krew. Oczy potwora świeciły się gdy tylko światło napotkało je na drodze, uszy miał bardzo porozrywane jakby i on miał własnych wrogów. Biegł na muskularnych kończynach. Każde było zakończone ogromnymi, jak szpadle pazurami.
Zaczynało powoli brakować mi tchu. Płuca mimowolnie zaczynały kuć, a każdy wdech przychodził z trudem. Bestia była co sekundę coraz bliżej, pogodziłam się z najgorszą myślą. Wyobraziłam sobie jak moje ciało zostaje rozdarte na kawałki, krew tryska w pysku stwora, a moje serce przestaje bić. Nagle usłyszałam świst koło ucha, jakby ktoś wycelował strzałą z łuku.
- Chodź za mną. - Usłyszałam bardzo blisko swojego ucha, młody męski głos. Poczułam jak swoją przepracowaną ręką wziął mnie za dłoń i mocno pociągnął. Zrozumiałam, że gdzieś mnie prowadzi.
Lecz nagle zobaczyłam lekko zielonkawy pyłek przed oczami. Pyłek dostał mi się głęboko do gardła i dróg oddechowych. Był słodki ale duszący.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - powiedział chłopak po czym moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Zapadła ciemność.
***
Przetarłam delikatnie powieki i otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem? Siedziałam w zamkniętym pomieszczeniu z prymitywnym liście jakiejś rośliny na której prawdopodobnie byłam nieprzytomna. Znienacka nieznana mi postać zaskoczyła z sufitu, dopiero później zrozumiałam, że byl pokryty cały liśćmi i grubymi gałęziami na których spokojnie można było siedzieć.
- Witaj. Musisz być całkiem zwinna by uciec przed takim zwierzaczkiem jakie cię goniło - rozsiadł się wygodnie na ziemi.
- Kim kim ty jesteś? Gdzie ja jestem? Co co tu się dzieje?! - dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem w środku rotrzęsiona.
Chłopak przyjrzał mi się dokładniej po czym lekko uśmiechnął się:
- Możne po jednym pytaniu poproszę. Ale dobrze odpowiem ci... nazywaj mnie tak jak chcesz, jesteś tutaj, nic się nie dzieje.
Poczułam jak twarz robi mi się czerwona:
- Ty sobie jaja robisz?!?
Chłopak wybuchł śmiechem. Muszę przyznać, to był piękny śmiech. Jak połączenie wszystkich najpiękniejszych dźwięków na świecie.
- Nie za bardzo rozumiem twojego uniesienia. Powiem tak. Sam nie wiem czemu tu jesteś i po co ale może powoli wszystko się wyjaśni.
- Ja po prostu chce znaleźć drogę.
- Co to droga? - sprawiał wrażenie jakby nigdy o czymś takim nie słyszał.
Spojrzałam się na niego z największą powagą i wciągnęłam jak najmocniej powietrze:
- Do jasnej cholery, gdzie ja jestem?
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.