Kilka godzin później, usiadłam na wyspie kuchennej i sączyłam łakomie kawę. Ach, kofeina. Słodki nektar bogów. Słabe, poranne słońce napłynęło powoli przez świetlik wprost na naszą odłupaną z farby szafkę i niedobrane meble. Moje palce z roztargnieniem szły przez oszpecony blat kuchenny, odnajdując kolekcję zadrapań sprzed ostatniej dekady dzierżawców. Lexi weszła do kuchni, jej rude włosy wciąż były bałaganem ze snu, a jej stopy wepchnięte były do pary szkaradnych, zielonych kapci w kształcie żaby. - Kawa - wymamrotała. Lexi niezupełnie należała do osób, które można nazwać rannym ptaszkiem. - Już przyrządziłam - poinformowałam, ukrywając uśmiech za moim kubkiem z kawą, ponieważ objęłam wzrokiem jej wyglądające niechlujnie łóżko. - Jesteś święta – powiedziała, nalewając sobie kawy do parującej filiżanki i odetchnęła głęboko, gdy aromat sięgnął pod jej nos. - Myślałam, że zdecydowałyśmy się spalić te kapcie w siódmej klasie, wraz z twoją kolekcją Beanie Babies i plakatami N’Sync - zauważyłam sarkastycznie. Lexi spiorunowała mnie wzrokiem, nie łapiąc przynęty. - Jak to możliwe, że jesteś już ubrana i taka doskonała? Wciąż muszę wziąć prysznic przed zajęciami o ósmej. Która godzina, w ogóle? - zapytała. - Odpowiedź na twoje pierwsze pytanie - nie spałam przez całą noc i miałam mnóstwo czasu na ubranie się, a co do drugiego - rzuciłam okiem na zegar cyfrowy. - Jest 6:57. Lexi skrzywiła się ze współczuciem na myśl o mojej bezsennej nocy. Znowu, ta dziewczyna mogła spać piętnaście godzin na dobę i to prawdopodobnie by jej nie wystarczyło. Jej łóżko było i jest jej ulubionym miejscem na świecie. - Czekaj? Cholera! Już prawie siódma? - Lexi krzyknęła, podskakując z krzesła barowego i przez to niemal odwróciła swoją kawę do góry dnem. - Nigdy nie będę gotowa na czas, Brooklyn. Doskonałość po prostu się nie wydarzy, to zajmuje trochę czasu. Zgaduję, że spóźnię się na swoje pierwsze zajęcia. Cholera! - przeklęła jeszcze raz wypadając z kuchni. - Profesor prawdopodobnie i tak chce powtórzyć program nauczania! To nic ważnego - zawołałam za nią. Nie, żeby liczyło się, czy miała pięć minut, czy czterdzieści. Lexi potrafiła wyczarować pierwszorzędny wygląd, taki, który większość z nas mogła osiągnąć jedynie przy pomocy wykwalifikowanych specjalistów całkowitej metamorfozy. Jakimś cudem zmusiła nawet swoją głowę do wyglądania atrakcyjnie. Cholera, jeśli Lexi poszłaby do klasy ubrana w żaby, połowa dziewczyn chodziłaby w nich w ciągu tygodnia. To dopiero ironia losu. Powinnam podziękować za to moim bezsennym nocom, bo ja spędzam godziny przygotowując się, gdy rzadko potrzebuję więcej niż dziesięć minut na ułożenie włosów i zrobienie makijażu. Co do wybierania ubrań, nigdy nie lubiłam drobiazgowo tego planować. Przeważnie narzucam swoje zwyczajne dżinsy, bezrękawnik i japonki. Co tyczy się reszty, po zasłonięciu moich czarnych placków pod oczami, lekko dotykam rzęsy tuszem, a wargi błyszczykiem i pozwalam moim falom spływać szeroko. I byłam gotowa. Nie rozumiem, co może zajmować Lexi tak długo. Przez lata często miała dość mojego kompletnego braku zainteresowania ubraniami, makijażem i zakupami. Według obowiązków najlepszego przyjaciela, zawsze służyłam przed drzwiami przebieralni i wysłuchiwałam jej zażaleń przez wiele lat, gdy rozważała wszystkie za i przeciw jakiejś sukienki, albo pary szpilek. Wyznaczyłam granice, jednak pozwoliłam jej wybrać dla mnie ubrania. Jako ekspert modowy ciągle próbowała namówić mnie, by odbiec od mojego nudnego „dziewczyna-z-sąsiedztwa” wyglądu, ale nie widziałam sensu. Moje ubrania były po prostu wygodne, nawet jeżeli nie miały oryginalnych metek, albo awangardowego szyku. Zastanowiłam się nad nalaniem kolejnej filiżanki kawy, ale odrzuciłam ten pomysł. Dwie filiżanki były moim limitem - nigdy więcej, gdyż trzęsłabym się i nigdy bym nie przestała. Przechadzając się z powrotem do mojej sypialni dwa razy sprawdziłam, czy mam jakieś puste zeszyty, a harmonogram lekcji włożyłam schludnie do plecaka. Miałam dzisiaj trzy lekcje, wymiar sprawiedliwości w sprawach karnych, socjologia i oratorstwo. Radość. Stopień przed - prawo obejmował szeroko zróżnicowany wachlarz kursów, które w większości były niezwykle nudne i pełne, niezwykle kłótliwych „będę-kiedyś-prawnikiem”.
Nie mogę się doczekać. Przewróciłam oczami. Studencie drugiego roku, nadchodzę.
CZYTASZ
Grawitacja
Teen FictionPrzeraźliwy krzyk, który wyrwał się z mojego gardła, był wynikiem tamtego traumatycznego przeżycia - jednak przyćmił go już upływ czasu. Sześciolatka, którą wtedy byłam, chciała płakać pod wpływem tego koszmaru. Ale sny były moim wieczornym towarzys...