— Ale co to niby znaczy, że jestem nieodpowiedzialna? — żachnęłam z niedowierzaniem, wkładając wszystkie siły w to, żeby dogonić chłopaków.
Słowo daję, ja nie wiem jak ta kulka, zwana Nedem Leedsem, potrafi tak szybko zasuwać. Gostek wyciąga prawie tyle, co ja na rowerze i nawet się przy tym nie męczy, podczas gdy ja nie potrafię złapać oddechu idąc i mówiąc jednocześnie. Może to też w sumie kwestia tego, że wszędzie wożę swój szlachetny tyłek autem.
— Najpierw wsadzimy to świecące do spektrometru. — Kuzyn odwrócił się nieco w moją stronę, więc zmrużyłam złowieszczo oczy, kompletnie zignorowana.
— Najpierw, to znajdźmy na to świecące lepszą nazwę — zaproponował Peter i pewnie gdyby nie to, że on też nie odpowiadał na moje pytanie, prędko bym go poparła.
No bo, do cholery, jak ja niby jestem nieodpowiedzialna? Że w którym miejscu, przepraszam? Dobra, może czasem zachowuję się nieco lekkomyślnie i może nawet Parker wcale nie zamierzał mnie obrazić, ale no poszło mi w pięty, w chuj poszło.
— Zadałam ci, Peter, pytanie, jakbyś nie usłyszał — mruknęłam, zakładając ręce na piersiach i stanęłam w miejscu, nawet nie myśląc o tym, żeby pójść dalej. Nie, dopóki nie usłyszę swojej odpowiedzi.
— Słyszałem. — Peter nawet nie pofatygował się, żeby na mnie spojrzeć. Wymruczał to po prostu pod nosem, znów otwierając mi w niedowierzaniu usta.
No nie wierzę, po prostu nie wierzę! Dobra, wiem, bicie się nie jest rozsądnym posunięciem w żadnym przypadku, ale nie robi to ze mnie zaraz niewiadomo kogo. A on co? Miał teraz zamiar się do mnie nie odzywać, bo strzeliłam komuś w twarz? Nie zapominajmy, że wyzywanie jego tylko mnie zirytowało, to gadanie o ojcu przelało czarę.
— Ale o co ci chodzi, co?
Chłopak posłał mi jedynie krótkie spojrzenie, jakby nużyła go już ta rozmowa. Ale no, halo, gościu nie miał prawa zaczynać takiego tematu od tak i potem go po prostu zostawić.
— Lorien, nie chcę się z tobą teraz kłócić. — Szatyn odwrócił głowę w stronę korytarza, już zupełnie przestając zwracać na mnie uwagę.
Dalszych kilka minut spędziliśmy w ciszy. No, to znaczy ja spędziłam, bo Parker i Leeds dyskutowali żywo nad czymś, na czym ja nie potrafiłam się skupić. No bo, no Jezu, mimo wszystko, gdzieś tam głęboko na dnie duszy, nie chciałam gniewać się na Pajęczaka. Albo raczej nie chciałam, żeby to on gniewał się na mnie. Nie lubiłam roztrząsać spraw, których i tak bym już nie zmieniła, w szczególności też takich, przez które robiło mi się wstyd. A przez imprezę u Liz robiło mi się wstyd i to bardzo.
— Peter? — zawołałam z lekkim powątpieniem i machinalnie spuściłam wzrok na podłogę. Chłopak wydał z siebie przeciągły dźwięk, mający chyba zachęcić mnie do dalszego mówienia, ale nie odwrócił głowy. — Czy ty jesteś na mnie zły?
I ja wiem, że ja mam pecha. Wiem, że moje auto wcale nie powinno psuć się tak często, moje dżinsy nie powinny pruć się po dwóch miesiącach użytkowania, a ja sama nie powinnam dostawać Parkinsona zawsze, gdy tylko próbuję sobie zrobić jakiś ładniejszy makijaż — ale nigdy nie przeklinałam swojego fatum tak mocno, jak faktu, że gdy tylko pytanie to opuściło moje usta, Peter cały się spiął, złapał za ramię mnie i Neda, a później pociągnął nas pod ścianę tak prędko, że niemal czułam, jak bark wychodzi mi z zawiasów.
— Co jest? — zawołał ściszonym głosem kuzyn, kiedy tylko Peter nas puścił, a ja uderzyłam ramieniem w twardą ścianę.
Parker wychylił się nieco za murek, żeby moment później przywrzeć do niego plecami i popatrzeć po nas z nutką przerażenia. A może mi się tylko zdawało?
CZYTASZ
TROUBLEMAKERS • SPIDER-MAN: HOMECOMING. [1] ✔
Fanfiction❝Jak to nie jesteś Spider-Manem? Peter, do cholery, ty łaziłeś po suficie!❞ Każda tajemnica wiąże się z odpowiedzialnością; i Lori naprawdę świetnie zdawała sobie z tego sprawę, obiecując Parkerowi milczenie. Dlaczego więc prawie od razu dała za...