Moje całonocne wstrzymywanie się od wpisywania do Parkera szlag trafił, kiedy tylko usłyszałam rano od Neda, że ten nie wrócił do hotelu.
Ja nie wiem, kiedy zdążyłam wystukać te siedemdziesiąt cztery wiadomości i dlaczego wciąż miałam ochotę wysłać siedemdziesiątą piątą, ale ktoś zdecydowanie powinien zabrać mi telefon. I pierwszy raz w życiu nie chodziło o to, że jestem od niego uzależniona. Chciałam tylko, żeby Peter się odezwał, zapewnił mnie, że wszystko w porządku i że nie leży w jakiejś cholernej jaskini zła. Przecież ten kretyn mógł gnić teraz gdzieś w jakimś rowie i błagać o życie — albo, co gorsza, o śmierć.
— Lorien, podczas olimpiady obowiązuje całkowity zakaz używania telefonów. — Pan Harrington posłał mi znaczące spojrzenie, wcześniej obrzucając nim moją komórkę. Szczerze, to w nosie miałam te ich zakazy, ale nie chciałam kłócić się z nauczycielem. Wystarczyło, że sam zamartwiał się o Petera, nie chciałam dokładać mu jeszcze kłopotów.
— Jasne, przepraszam — mruknęłam i zgasiłam wyświetlacz, urządzenie wciąż mocno ściskając w dłoniach.
Ned stał już od dawna na scenie, w wyznaczonym dla naszej drużyny miejscu i sama nie wiem, czy denerwował się bardziej konkursem, czy zaginięciem przyjaciela. Zresztą, wszyscy inni też wyglądali, jakby pisali co najmniej maturę.
Zerknęłam jeszcze na Liz, zatrzymując na niej spojrzenie chyba nawet kilka chwil za długo. No bo, okej, była ładna — niech już jej będzie. Ale w czym niby miałaby być lepsza ode mnie? Bo co, bo młodsza? Mądrzejsza? Ona, do cholery, nawet nie przejęła się Parkerem! To znaczy, dobra, może i nieco przejęła, ale ja tu dosłownie wychodziłam z siebie, kiedy ta rozwiązywała jakieś głupie łamigłówki.
Nie powiem, żebym była o nią zazdrosna, bo jeśli tak bardzo podobała się Peterowi, sama chętnie bym ich zeswatała. Ale, no kurwa, czemu ona?
— Lorien. — Warkliwy głos nauczyciela zmusił mnie, żebym oderwała wzrok od panny Allan i spojrzała na jego rozgniewaną twarz. — Powiedziałem; zero telefonów.
Najpierw nie skapnęłam się, o co mu chodzi — w końcu, trzymałam go tylko na kolanach. Kiedy jednak zerknęłam na wyświetlacz, byłam już zbyt rozemocjonowana, żeby dalej przejmować się uwagami nauczyciela. Serio, chyba nigdy widok zeza i nieco zbyt rozwianej fryzury, nie wzbudził we mnie tylu emocji.
— Peter? — rzuciłam, odbierając tak prędko, że komórka prawie wyślizgnęła mi się z dłoni. — Ty skończony idioto! Ty w ogóle wiesz, jak ja się o ciebie martwiłam?
Wstałam z plastikowego krzesełka w takim pośpiechu, że nawet nie zwróciłam uwagi na jakąś skrzeczącą babkę, której przypadkiem stratowałam obcasy. Ale no, halo, życie mojego przyjaciela jest ważniejsze, niż jakieś czerwone szpile.
— Lori...
— Żadna Lori! — przerwałam chłopakowi, dalej przeciskając się w stronę wyjścia. — Ty lepiej mów, gdzie jesteś, bo już serio nie ręczę za siebie! Żeby nawet głupiego SMS-a nie wysłać, no to już serio trzeba mieć poprzestawiane we łbie.
— Lorien! — Głos Parkera znacznie się podniósł, jakby był już zdenerwowany moimi wywodami. Ale no przepraszam, jak spierdalasz na całą noc z hotelu i nawet nie wyślesz jakiegoś głupiego znaku dymnego, to opierdol jest niestety w pakiecie. — Później będziesz się denerwować, teraz nie ma czasu! To świecące to bomba!
Pierwsze, co przeszło mi przez myśl, to jaka znowu bomba? Nie przypominam sobie, żeby któreś z nas bawiło się ostatnio pirotechnika. Poza tym, co świecące? Że ten nadajnik? Ale on przecież nie świecił. No, to znaczy, chyba nie świecił.
CZYTASZ
TROUBLEMAKERS • SPIDER-MAN: HOMECOMING. [1] ✔
Fanfic❝Jak to nie jesteś Spider-Manem? Peter, do cholery, ty łaziłeś po suficie!❞ Każda tajemnica wiąże się z odpowiedzialnością; i Lori naprawdę świetnie zdawała sobie z tego sprawę, obiecując Parkerowi milczenie. Dlaczego więc prawie od razu dała za...