14. HOW TO BE A SIDEKICK.

5.2K 522 522
                                    

   — Hej, a ciebie gdzie niesie?

Ned obejrzał się w moją stronę, rzucając przy tym spojrzenie tak roztrzepane, jakby nie potrafił zorientować się, z której strony pochodzi mój głos. Potem jednak, kiedy w końcu zauważył moją zacną osobę, otworzył na krótko usta i zacisnął dłonie mocniej na swoim telefonie, ślinę przełykając przy tym tak głośno, że słychać go było chyba nawet na Manhattanie.

— ...tam? — rzucił, wymuszając uśmiech i palcem wskazując jedne z pobliskich drzwi.

Dobra, coś mi tu śmierdziało. Czemu on nie był na sali? Do kibelka to tak trochę w inną stronę. Poza tym, Ned miał pęcherz z metalu — jego przerwy na siku były rzadsze niż moje dobre oceny.

— Dobra, dobra. — Założyłam ręce na piersiach i uśmiechnęłam się do niego półgębkiem. — Gadaj mi tu już, o co chodzi.

Najpierw chłopak nie powiedział nic — wpatrywał się we mnie tylko niepewnie i trochę też jakby ze strachem, w sumie, to sama nie wiem czemu. Ekran jego komórki zaświecił się na niebiesko i urządzenie chyba nawet zawibrowało, bo właściciel przeniósł na nie pospiesznie wzrok i znów przełknął ślinę, tym razem nieco ciszej.

— Mam sprawę — mruknął tylko. — Muszę pomóc Peterowi.

No proszę, a to ciekawe.

  Parker wybiegł ze szkoły jakieś piętnaście, może dwadzieścia minut temu, a ja przez tych kilka dłuższych chwil byłam w zbyt dużym szoku, żeby pójść za nim. No bo... cholera. My się całowaliśmy. I to nie tak cmok i po sprawie — my się całowaliśmy, w sensie, że tak długo, z uczuciem i w ogóle chyba z jakąś taką ogólną... pasją?

Dobra, chuj wie z czym my się tam całowaliśmy, do romantyka to mi zawsze sporo brakowało.

 Ale wracając do głównego tematu; Petera nie było już od ponad kwadransa i Bóg jeden wie, gdzie go tak na dobrą sprawę wcięło. Obrał mądrą strategię, bo spieprzył, kiedy byłam zbyt przejęta, żeby go w ogóle ochrzanić.

  — Jakiś facet próbował go usmażyć, Lors. Czaisz? — Kuzyn nachylił się w moją, ściszając głos i jedną dłoń przyłożył do ust. — Gdyby nie ja, to pewnie by już wiesz... — Podniósł drugą na wysokość szyi i machnął nią krótko w bok, wydając z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk.

Aż mi mowę odjęło (a w moim przypadku to serio rzadkość). No stanęłam jedynie w miejscu, usta otwierając znacznie szerzej, niż chyba powinnam i wpatrywałam się w brata oczami tak wielkimi, że rzęsy zaczęły łaskotać mnie już po brwiach. No bo... Że co? Jakie znów smażenia? Przecież ten kretyn nie zdążył nawet wyjść dobrze ze szkoły!

— ...ale... — wydukałam niepewnie i zamrugałam, głowę odchylając do tyłu.

— Kurde. — Ned zakrył dłonią usta. — I tak za dużo ci już powiedziałem.

 No ja naprawdę myślałam, że zaraz zgłupieję — szczególnie, kiedy ten obrzucił mnie spojrzeniem, które cholera wie, co miało znaczyć i ruszył do przodu tak szybko, że przez chwilę myślałam, że już biegnie.

Co on sobie, przepraszam bardzo, myślał? Że co, że powie mi Hej, przed chwilą ktoś próbował zabić Petera, a później zostawi mnie samą na środku korytarza? No niedoczekanie.

Podreptałam za bratem najszybciej, jak potrafiłam. Chłodne kafelki niezbyt przypadły do gustu moim biednym stópkom, ale wolałam jednak nie zakładać szpilek. Wystarczy, że wymachiwałam nimi na prawo i lewo.

— Ned, matole! — pisnęłam, chyba nawet nieco za głośno.

Wyżej wspomniany wychylił łepetynę zza otwieranych drzwi, które — jeśli dobrze kojarzę — prowadziły do sali informatycznej.

TROUBLEMAKERS • SPIDER-MAN: HOMECOMING. [1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz