02. HOW TO GET TO WORK.

8.8K 612 498
                                    

— Laska, ale dzisiaj jest impreza, no — jęknęła z niezadowoleniem Rowan, blokując mi przejście do szafki. — Jess jedzie na te całe kursy, więc możesz siedzieć ile chcesz, serio masz zamiar to zmarnować?

Spojrzałam na nią z ukosa i zepchnęłam jej dłoń z drzwiczek, żeby zaraz potem je otworzyć. Niepotrzebnie spędziłam wczoraj cały wieczór na nadrabianiu Supernatural, zupełnie zapomniałam pouczyć się na kartkówkę z historii.

— Nie denerwuj mnie nawet — mruknęłam z niezadowoleniem i sięgnęłam po podręcznik. — Mam szlaban na imprezy dopóki nie podciągnę tej głupiej fizyki.

Kątem oka zauważyłam, jak ruda przewraca solidnie oczami i z niezadowoleniem obserwuje każdy mój ruch. Jak na złość, beżowy zeszyt z logiem Gucci gdzieś się zapadł, a potrzebowałam go w trybie natychmiastowym, jeśli chciałam zrobić zdjęcia notatek.

— Gadasz jak jakaś stara baba — podsumowała w końcu. — Okej, ja rozumiem, nauka jest ważna, ale stara! To impreza u Grinchów, a przecież wiesz, że ich chata przypomina hotel!

Jęknęłam przeciągle, opierając czoło o drzwiczki. Cholernie chciałam tam iść, nie powiem, że nie. Ale, kurde no, Jess wysłałaby mnie do szkoły wojskowej, jakby się dowiedziała, że dałam nogę. Poza tym, Parker wspominał coś o tym, że sobotę i niedzielą ma zawaloną i powinniśmy zacząć prace nad projektem dzisiaj. Po drugiej lekcji miał z nim do mnie przyjść, czyli tak w sumie, to po mojej porażce na kartkówce z wojny secesyjnej. W tym przypadku zdecydowanie byłam Konfederacją. Bo to ona przegrała, no nie?

— Słuchaj, ja wiem, naprawdę, ale tym razem nic nie poradzę. Serio zależy mi na tym zaliczeniu. Bardziej niż na imprezie u Grinchów.

Okej, może i nie była to do końca prawda, bo korciło mnie jak cholera, żeby rzucić to wszystko i załączyć imprezowy szał, ale nie mogłam. Już i tak wystarczyło, że byłam na tyle ciemna, żeby tylko siedzieć i przytakiwać, nie chciałam zostawiać całego projektu na barkach Petera. Skoro nie potrafiłam zająć się stroną naukową, mogłam dołożyć wszelkich starań do opracowania tej wizualnej, prawda?

— Jak się upiję, to będzie twoja wina — zagroziła poważnym tonem Rowan, co skwitowałam jedynie pobłażliwym uśmiechem. — No co? Kobieto, ja bez ciebie nie panuję nad moim imprezowym ja.

— Ze mną też nad nim nie panujesz — zauważyłam, posyłając jej znaczące spojrzenie. Stwierdziłam, że notatnik albo wchłonęła jakaś czarna dziura, albo zabrałam go wcześniej do domu, bo na serio nigdzie mogłam go znaleźć. No cóż, czyli dzisiaj liczymy na pomoc wujka Google. — Poza tym, będzie Marco, więc nie masz się czego bać.

Gilles przymrużyła nieznacznie oczy i kiwnęła głową, jakby mimowolnie przyznawała mi rację. Rowan i Marco byli parą od jakiś czterech miesięcy, ale znali się zdecydowanie dłużej, także wątpiłam, żeby ten zostawił ją samą sobie. Chociaż, jeśli mam być szczera, to do najodpowiedzialniejszych też niestety nie należał.

— W razie czego, dzwoń. Nawet nad ranem, jasne? — Zamknęłam szafkę i jeszcze raz spojrzałam na nią, trochę zmartwiona. — I wróć przez drugą. Później ci najbardziej odpieprza.

— Nieprawda — obruszyła się dziewczyna, ale nawet nie starała się ukryć rozbawienia, kiedy wlepiała we mnie te czekoladowe oczęta. — No dobra, ale to tylko dlatego, że jak zostaję do drugiej, to moja samokontrola bardzo nisko spada.

— Uderza o dno i się przez nie przebija — dodałam, parskając pod nosem. — Tak czy siak, po prostu dzwoń. Nie ważne, czy zgubisz gdzieś torebkę, zacznie ci się kręcić w głowie, czy nie będziesz wiedziała, na którymś piętrze jesteś — dzwoń.

TROUBLEMAKERS • SPIDER-MAN: HOMECOMING. [1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz