— Panienko Gatsby, ja to wątpię, że panienka zda. — Jefferson spojrzał na mnie, zsuwając z nosa prostokątne okulary i zaczął niedbale błądzić palcem po zapisanych w dzienniku ocenach.
Poprawiłam plecak, który, zarzucony na jedno ramię, nieco za bardzo mi ciążył i przestąpiłam z nogi na nogę. Nie mogłam nie zdać. To w ogóle nie wchodziło w grę, przecież mama to by mnie chyba gołymi rękami udusiła. O tacie już nawet nie wspominając.
— A nie mogłabym jakoś poprawić tych ocen? — mruknęłam z zażenowaniem, starając się brzmieć najmilej, jak tylko potrafiłam.
Nauczyciel westchnął jedynie ze zmęczeniem i zdjął okulary, żeby przetrzeć zaczerwienioną od oprawek skórę.
— Lorien, wyjaśnijmy sobie jedną sprawę, dobrze? — Złożył dłonie przed sobą i oparł na nich brodę. Ze zdenerwowania dosłownie zmiękły mi nogi. — Na moich zajęciach liczy się całoroczny wkład, więc nie myśl sobie, że będziesz mogła odkładać naukę w nieskończoność. To twoja ostatnia szansa, panienko Gatsby.
Poczułam, jak wielki kamień spada mi z serca i aż nie mogłam powstrzymać nieco zbyt głośnego westchnienia ulgi. Naprawdę nie widziało mi się kiblować przez jakąś durną fizykę, która przecież każdemu sprawiała kłopot.
— Młodsze klasy mają teraz do zrobienia projekt w parach, więc możesz dołączyć do kogoś z nich i powinien to być naprawdę dobry początek. A znacznie poprawiłoby twoją sytuację.
Uśmiechnęłam się szeroko, słysząc to. Jeśli Ned miał zajęcia z Jeffersonem, łatwa ocenka była gwarantowana, w końcu młody za kilka zielonych papierków odwaliłby całą robotę. Musiałam jedynie w miarę szybko go złapać i zapytać, z kim ma fizykę.
— Dobrze, obiecuję, że tym razem naprawdę wezmę się do pracy — zagwarantowałam, nieco bardziej się prostując i z weselszym wyrazem twarzy zaczekałam na reakcję nauczyciela.
Jakby tak na to spojrzeć, to pan Jefferson nie był zły. Wymagał, to prawda, i to nawet sporo, ale facet kolejny rok z rzędu ratował mnie przed poprawkami, co się naprawdę szanuje. Gdyby uczyła mnie taka Denis, miałabym już przesrane.
— Zmykaj do domu, dziecko, nie będę cię tu dłużej przetrzymywał — rzucił nauczyciel, skinieniem dłoni wskazując mi drzwi od sali.
Najpierw chciałam się zapytać, kiedy mam poprawić te banie, które zebrałam jak do tej pory, ale stwierdziłam, że najpierw skupię się na projekcie. Dlatego też pożegnałam krótko pana Jeffersona i wyszłam z klasy, zaraz po tym, jak zabrzmiał dzwonek na następną lekcję.
Kończyłam dzisiaj dość wcześnie, dzięki chorobowemu wuefistki i jakimś nieszczególnie ważnym remontom na hali sportowej, tak więc wychodziłam ze szkoły jako jedna z pierwszych. Rowan miała jeszcze dodatkowe zajęcia kulinarne, które zajmowały ją zwykle do jakiejś czwartej, a Marco geografię, także ciężko było mu się urwać.
Napisałam do Neda, pytając, o której kończy i zahaczyłam o automat, żeby kupić jakiegoś energetyka. Trochę żałowałam, że przyjechałam samochodem, bo średnio miałam siłę, żeby prowadzić.
— Ej, Lo!
Odwróciłam się w stronę głównego wejścia, pod którym stał Ned i Parker. Kuzyn machał do mnie radośnie ręką, jakby chciał pokazać, w którą stronę mam iść, za to Peter uśmiechnął się tylko przelotnie, żeby zaraz wrócić do wpatrywania się w ekran telefonu.
Nacisnęłam przycisk oznakowany numerem sześć i wepchnęłam do środka automatu kilka dolców. Zaraz potem maszyna wydała z siebie nieprzyjemny zgrzyt i wypchnęła z przegrody puszkę pomarańczowego Red bulla.
CZYTASZ
TROUBLEMAKERS • SPIDER-MAN: HOMECOMING. [1] ✔
Fanfic❝Jak to nie jesteś Spider-Manem? Peter, do cholery, ty łaziłeś po suficie!❞ Każda tajemnica wiąże się z odpowiedzialnością; i Lori naprawdę świetnie zdawała sobie z tego sprawę, obiecując Parkerowi milczenie. Dlaczego więc prawie od razu dała za...