#19 Let me stop it!

443 33 10
                                    

Muzyka:

_______

I stało się. Najgorszy z moich koszmarów się ziścił. Stałam bezradna, nie mogąc się ruszyć ani wydusić z siebie choć słowa. Pierwszy szok już mnie opuścił i teraz ponownie po policzkach spływały mi strugi słonych łez.

Rusz się Vena! Zrób coś, żeby to przerwać!

- Koutarou, przestańcie! - Wrzasnęłam między kolejnymi atakami płaczu.

Oboje nic sobie z tego nie zrobili, tylko dalej szarpali się i wymieniali ciosami. Zęby Aomine mocno szczęknęły, kiedy Bokuto uderzył go pięścią w szczękę. Przez chwilę wydawało mi się, że mój chłopak jest w stanie wygrać z Daikim i nie odnieść przy tym poważniejszych obrażeń. Jednak szybko się przeliczyłam, kiedy koszykarz strzelił kośćmi na karku i z okrutnym półuśmiechem mruknął pod nosem "moja kolej". Krzyknęłam ich imiona jeszcze kilka razy, ale kompletnie mnie ignorowali.

W panice rozejrzałam się dookoła z nadzieją, że uda mi się spotkać jakiegoś przechodnia, który pomoże mi ich rozdzielić. Jak na złość, park był kompletnie pusty, nie licząc mężczyzny ze słuchawkami na uszach, który właśnie truchtem minął bramę wejściową i opuścił ogrodzony teren. Złapałam się nerwowo za włosy, obracając się wokół własnej osi, jakbym mogła przywołać tym jakiegoś stróża porządku. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Sięgnęłam po telefon i cała zasmarkana wykręciłam numer do Akaashiego.

- Vena, co...

- Akaashi, przyjdź do parku, błagam! - Wykrzyczałam, walcząc z łamiącym się głosem. - Oni się tutaj zabiją!

Zamiast odpowiedzi otrzymałam głuchy sygnał, informujący o tym, że przyjaciel się rozłączył. Przyjdzie, wiedziałam to i nie miałam żadnych wątpliwości, że za kilka minut już tu będzie.

Odwróciłam się z powrotem w stronę walczących akurat w momencie, kiedy Daiki wkładając całą swoją siłę w uderzenie, posłał mojego chłopaka na ziemię. Z rozbitego nosa Bokuto pociekła krew. Nigdy w życiu nie bałam się o kogoś tak bardzo jak w tej chwili. Widziałam upadającego Kotarou jak w zwolnionym tempie. Z otwartymi, rozpaczającymi ustami, przyglądałam się, jak Aomine szarpiąc za srebrne włosy siatkarza, próbuje go podnieść, żeby zadać kolejny cios. Twarz Bokuto była wykrzywiona w bolesnym grymasie. Powieki ciężko opadały mu na oczy i podnosiły się ledwie do połowy. Nie wiedziałam, czy krew na jego ustach była tą, która popłynęła z nosa, czy może Daiki rozciął mu wargi.

- Dai-chan, błagam... - Powiedziałam najpierw cicho, a po chwili wybuchnęłam tak głośno, jak tylko mogłam. - Zostaw go, Dai-chan, proszę!

Pięść koszykarza zatrzymała się w połowie drogi do głowy Bokuto. Wciąż trzymając go za włosy, powoli odwrócił się w moją stronę. Jego zachwycona mina sprawiła, że zatrzęsłam się ze strachu przed jego kolejnym czynem. Ciemnoskóry rzucił moim chłopakiem, jak szmacianą lalką i wyprostował się. Znałam spojrzenie, jakim mnie w tym momencie obdarzał. Patrzył na mnie w taki sam sposób, jak drapieżnik obserwujący swoją zdobycz, która sama wpadła mu w ręce. W tle słyszałam ciężki oddech Koutarou, ale nie mogłam teraz pokazać, jak bardzo chcę do niego podejść i mu pomóc. Aomine podszedł do mnie z triumfalnym uśmiechem, złapał za brodę i uniósł moją twarz do góry.

- Nie płacz, kociaku. - Powiedział i zbliżył usta do moich.

Poczułam się, jakby mnie w tym momencie gwałcił. Pozwoliłam mu się pocałować, tylko po to, żeby zostawił Bokuto w spokoju. Odsuwając się ode mnie, oblizał się i przejechał kciukiem po moich ustach. Po tym geście, ominął mnie i bez słowa odszedł.

Stałam cała roztrzęsiona. Nie miałam siły płakać, nie mogłam się ruszyć, a oddychanie, chyba nigdy nie było dla mnie takim problemem. Upadłam na kolana i z niewyobrażalnym wysiłkiem podeszłam na czworaka do mojego rannego chłopaka.

- Kou-chan. - Powiedziałam słabo.

Prezentował się okropnie. Pod okiem formowało mu się już fioletowe limo. Całą twarz miał zbryzganą krwią, włączając w to policzki, po których spływały pojedyncze strużki szkarłatnej posoki. Wzięłam kilka głębszych oddechów i sięgnęłam do kieszeni spodenek i odetchnęłam z ulgą, znajdując tam paczkę chusteczek higienicznych. Wytarłam go najostrożniej, jak potrafiłam. Nie chciałam zadawać mu dodatkowego, niepotrzebnego bólu.

- Vena! - Usłyszałam głos za sobą.

Odwróciłam się do Akaashiego, nie wiedząc, jak mu wytłumaczyć całą tą sytuację. Cały makijaż najprawdopodobniej spłynął mi ze łzami, a mój chłopak leżał na środku parku z obrażeniami, jakby dopiero co zszedł z ringu.

- Nie wiem, skąd on się tutaj wziął. - Powiedziałam, wyrzucając obok chusteczkę, która cała przesiąkła już krwią.

- Wiedziałem, że ten gnój coś odpieprzy. Już wtedy, kiedy umawiałaś się z Sue, nie podobał mi się wyraz jego twarzy. - Mruknął słabo Bokuto i ze stęknięciem podniósł się do pozycji siedzącej. - Przepraszam, skarbie... Powinienem go...

- Koutarou. - Warknęłam, przerywając mu. - Nie wkurzaj mnie... Nie powinno cię tutaj być, on mógł ci wyrządzić o wiele większą krzywdę.

- Mógł tobie wyrządzić krzywdę. - Odpowiedział Bokuto i wziął ode mnie chusteczkę, przykładając sobie do nosa.

Akaashi zerkał to na mnie, to na niego. To musiało brzmieć, jak w jakimś meksykańskim serialu dramatyczno-obyczajowym. Brakowało jeszcze tylko jednego... Otarłam łzy, przysunęłam się bliżej mojego puchacza i ignorując krwawe ślady na jego ustach, delikatnie go pocałowałam.

- No to ciekawie zaczęły się te wakacje. - Powiedział Bokuto z uśmiechem, wyrzucając zakrwawiony materiał.  


______

Nie bijcie, że krótki. W tym tygodniu będzie jeszcze jeden :) 

Aha i nie bijcie za to, że pobiłam Bokuto. Wiem, że wszyscy chcieliście zobaczyć, jak Aomine ma skopane dupsko, ale już o tym kiedyś wspominałam - Kotarou przy Aomine wydaje się taki niewinny xD Na szczęście skończyło się, jak się skończyło. I ogólnie planuję do końca wakacji skończyć to opowiadanie, ale jak pomyślę, że mam tylko miesiąc, to coś tego nie widzę xd

Dziękuję za tyle gwiazdek i mega komentarze! Jesteście świetni, dawno się tak nie uśmiałam, jak czytając wasze opinie na temat niektórych scen xD 


Sing Me To Sleep || Bokuto Koutarou x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz