"Porwanie"

184 10 0
                                    

"Gdzie ona jest!?"

Młoda ślizgonka wstała z miękkiego łóżka i starannie je pościeliła. Stąpała bardzo cicho, by nie obudzić śpiących gryfonów. Wszyscy, oprócz Harrego i Rona, wrócili późno z imprezy u puchonów. Teraz spali jak bobaski, jeszcze w swoich ubraniach i butach. Dziewczyna przenocowała na łóżku Weasleya, bo ten był w szpitalu. Wczoraj podobno o mal nie umarł, gdy zatruł się napojem od Slughorna. Uratował go chłopak, który miotał się lekko na łóżku. Lili podejrzewała, że znów ma swoje straszne koszmary. Nawet nie chciała wiedzieć co siedziało teraz w głowie Harrego. Uklęknęła przy nim i pocałowała go w czoło na znak podziękowania, przy najmniej tak to sobie tłumaczyła. Przejrzała się w lustrze. Wyglądała co najmniej nieodpowiednio, ale nie miała czasu na poprawianie skołtunionych włosów i pogniecionego mundurka. Chciała zdążyć wskoczyć do swojego łóżka, za nim Milicenta czy Pansy zaczną ją wypytywać gdzie się podziewała.

Delikatnie zamknęła za sobą drzwi, przerzucając warkocz na plecy. Na szczęście cały dom Godryka jeszcze smacznie spał i nikt nie odrabiał lekcji z wczoraj. Dochodziła dopiero szósta rano. Lili zdecydowanie nie spodziewała się jednak tego, że zjedzie po schodach, a nie po nich zejdzie... Zrozumiała już co Harry miał na myśli o licznych przeszkodach, by dostać się do dormitorium płci przeciwnej. Wylądowała z głuchym trzaskiem na drewnianej podłodze w pokoju wspólnym, obijając sobie kość ogonową. Jak widać Hogwart postanowił ją ukarać za to nocowanie.

Najgorszą przeszkodą była jednak Gruba Dama. Lili prawie spaliła się ze wstydu, gdy surowy wzrok pani z obrazu, oglądnął ją od stóp do głów. Dziewczyna już wyobrażała sobie co kobieta o niej teraz myśli. Mimo wszystko nie miała  wyrzutów sumienia, bo nie zrobiła nic złego. Może oprócz zdradzenia swojej szkolnej rodziny. Dobrze wiedziała co by się z nią stało, gdyby przez przypadek dowiedzieli się o tej nocy. Musiałaby się przyzwyczaić do siedzenia na szarym końcu stołu ślizgonów.

Zamkowe korytarze wyglądały bardziej zachwycająco i tajemniczo niż zwykle. Tego uroku nadawały im czerwone promienie porannego słońca i cienie rzucane przez wielkie posągi i figury znanych osobistości. Lili kroczyła przez uśpioną szkołę i słuchała jak jej buty stukają o kamienną posadzkę. Nawet postacie na obrazach odpłynęły w krainę fantazji. Oczywiście jeżeli im w ogóle coś mogło się śnić. Tęskniła za takimi widokami, słońcem i ptakami. Gdy rano budziła się w swoim dormitorium i schodziła do pokoju wspólnego, widziała tylko ciemne ściany. Ten kto przydzielił ślizgonom lochy jako sypialnie, musiał ich naprawdę nienawidzić.

***

Wielka sala była tak samo zatłoczona jak zwykle. Wszyscy brali co się dało, bo każdy wiedział, że za chwilę nic nie zostanie. Od pokoleń najlepiej szły zawsze gorące bułeczki. Z resztą nawet pasta rybna znikała ze stołu. Śniadanie zaczęło się 10 minut temu i Stevens nie spóźniła się, po to by zrobić wrażenie, tylko dlatego, że walczyła z upartym kranem, który nie chciał dać jej ciepłej wody. Uczniowie przyzwyczaili się do spóźnialskich, więc nawet nie zaszczycili Lili wzrokiem.

Jedna osoba wlepiała w nią jednak natarczywie swoje ślepia. Należały one do Severusa Snape'a, który już pewnie dowiedział się o strąconym regale w bibliotece. Lil przypuszczała, że dziewczyny powiedziały mu o jej zniknięciu. Była jednak pewna, że zrobiły to, bo się martwiły. W końcu niektórzy próbowali zeskoczyć z wieży astronomicznej i to nie raz!

Brązowo włosa przełknęła ślinę i bez słowa usiadła obok Crabbe'a. Draco, Pansy, Blaise i reszta świty starali się nie patrzeć na pałaszującą śniadanie Lili. Jakiekolwiek plotki rozsiewał o niej Malfoy lub Zabini, dziewczyna starała się tym nie przejmować. Jakieś siódmoklasistki cały czas skanowały buzię Lilianny i starały się szeptać, chodź i tak każdy wiedział o kim rozmawiają. Ślizgonka czuła się podle i w głębi duszy nienawidziła teraz każdego znajdującego się przy stole wężów. Powinna żywić urazę tylko do Dracona, ale łatwiej jej było zrzucić winę na każdego co śmiał patrzeć na nią z pogardą. Malfoy miał jednak smutną minę. Grzebał w swojej owsiance, jakby szukał w niej pocieszenia. Pansy starała się jakoś podgrzać atmosferę i rzucała stare żarty, na które tylko Milicenta wybuchała suchym śmiechem. Jednak wszyscy byli przybici i Stevens nie znała powodu ich żałoby.

- Lil - zaczął Draco szeptem, ale dziewczyna szybko zbyła go głośnym prychnięciem. Wpatrywali się w siebie przez chwilę ze wściekłością w oczach. Malfoy szybko się poddał i z westchnięciem odszedł od stołu, zostawiając wszystkich z otwartymi buziami.
- Masz mnie posłuchać! - powiedziała stanowczo Pansy i poczęła kontynuować za nim Lil zdążyła zaprotestować. - Nie rozumiem waszych kłótni i nie chce się w nie mieszać, ale uważam, że mocno odbijają się na naszej przyjaźni... Nie mam zamiaru wnikać do tego co stało się w bibliotece, ale gdzie ty kobieto byłaś całą noc!?
- Musiałam odpocząć, jak wy znikacie na całą noc na jakieś imprezy, to ja nie mam pretensji! - chrząknęła Lili i spuściła wzrok na swój talerz.
- Tak, ale nawet nie powiedziałaś, że nie będziesz spać w naszym pokoju. Wiesz jak bardzo się martwiłyśmy!? Tym bardziej jak Draco powiedział, że znowu się pokłóciliście! - wydyszała Pansy i zmarszczyła brwi. - Gdzie byłaś?

Lilianna gwałtownie wstała i odepchnęłam rękę Blaise'a, który chciał ją zatrzymać. Rzuciła mu wstrętny uśmiech i wyszła z wielkiej sali. Nikt nawet nie próbował za nią pobiec. Dała swoim przyjaciołom jasno do zrozumienia, że ma wszytskich dość. Musiała w oczach Pansy wyglądać żałośnie, bo robiła takie sceny tylko z powodu kłótni z Draco. Sprawa jednak była mocniej zagmatwana i nawet Zabini nie wiedział o wszystkim!

***

Lili zagarnęła brązowy kosmyk za ucho i zgrabnie ominęła kałuże z wczorajszego deszczu. Lekki wiatr rzucał jej włosami na różne strony, a błoto zaczęło oblepiać jej buty. Pogoda była tak samo ponura jak jej humor. Podążała w stronę chatki Hagrida, bo niedługo mieli zacząć lekcje Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Na dzisiejszej lekcji gościem honorowym miał być piękny jednorożec, który skubał właśnie trawę na swoim pastwisku. Jego grzywa mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, a sierść była idealnie biała. Biła od niego tajemnicza poświata. Gdy dziewczyna podeszła bliżej nadstawił uszy i zaczął nieufnie przyglądać się ślizgonce.

- Hej mały - powiedziała delikatnie Lil i wyjęła marchewkę z metalowego wiadra, zawieszonego na słupie od płotu. Jednorożec od razu poderwał się z miejsca i ochoczo podszedł do dziewczyny, która zaczęła go czule głaskać. Od razu zrobiło jej się lepiej. Wiedział, że te magiczne konie są jak lekarze... Tylko, że nie kują strzykawkami i nie straszą niepewnym losem. Zawsze Draco kojarzył się jej z jednorożcem... Miał wręcz białe włosy i czasem jego uśmiech, przywracał Lili nadzieję na lepsze jutro. Tak było kiedyś, teraz wszystko się zmieniło.

Ze świata marzeń wyrwał ją tupot nóg i śmiechy. W oddali, z zamku, zaczęli wychodzić Gryfoni i Ślizgoni na swoje poranne lekcje. Lil ostatni raz przejechała po migoczącej grzywie jednorożca i cofnęła się do tyłu, by znaleźć się w ostatnim rzędzie uczniów. Nagle coś błysnęło jej przed oczami. Z Zakazanego Lasu, wydobywało się jakieś dziwne światło. Na zmianę migało i przestawało. Dziewczyna podeszła bliżej, a święcenie przybrało na mocy i znowu ją oślepiło.

Po chwili zastanowienia, Lilianna weszła do lasu i zaczęła podążać za światłem. Myślała, że może ktoś zaplątał się w jakieś pnącza, został ranny, albo gdzieś utknął i wysyłał jej znaki, by mu pomogła. Drzewa zaczęły szeptać i zamykać ją co raz bardziej w swoich gałęziach. Wchodziła co raz głębiej i głębiej, a świtało migotało co raz bliżej. Nagle Lili zaczęła się bać. Cała sytuacja jakoś jej się nie kleiła. Gdyby ktoś rzeczywiście utknął to zaczął, by krzyczeć i wołać, przynajmniej ona, by tak zrobiła. Dziewczyna wyjęła różdżkę i ukryła się za krzakiem. Po jego drugiej stronie musiało znajdować się źródło światła.

Lili wyskoczyła zza rośliny i zaczęła wymachiwać różdżką... Nic ją jednak nie zaatakowało. Za nim dostała list z Hogwartu, chodziła na zajęcia z szermierki, więc nie bez przyczyny z lekcji pojedynków miała wybitny. Potknęła się jednak o jakiś przedmiot i ledwo złapała równowagę. Uderzyła się w gałąź i z hukiem przewróciła się na ziemię. Obok jej głowy leżała zapalona latarka, która była przełączona na tryb SOS.

Lili nie zdążyła jednak krzyknąć z przerażenia, bo ktoś zakrył jej głowę workiem i mocno zatkał usta dłonią. Z szybkością geparda związał jej ręce i przerzucił ją przez ramię...

🖤🖤🖤




Pamiętnik Śmierciożercy (1 i 2 część)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz