Prolog-0 "Witajcie obozowicze rozpaczy!"

754 27 37
                                    


Dzisiaj jest wielki dzień. Pierwszy dzień w mojej nowej szkole- Akademii Fortuny. Dziwna nazwa jak na elitarną szkołę, która przyjmuje uczniów z całego świata, nieprawdaż? A jeszcze dziwniejsze było to, że do takiej ekskluzywnej szkoły nie trzeba było zdawać żadnych egzaminów wstępnych. Każdy by się spodziewał, że do szkoły z tak wysokimi standardami trzeba przynajmniej przynieść wykaz swoich ocen, ale nie. Akademia Fortuny sama cię wybierała. Nikt nie wie konkretnie jak ta szkoła prowadziła swoje wybory na nowych uczniów. Jedynie mogłeś mieć nadzieję, że los ci sprzyjał. Mimo tego nadal trzeba było spełniać pewne warunki. Po pierwsze, musisz uczęszczać do szkoły średniej oraz po drugie, musisz być najlepszy w tym co robisz. Nieważne, czy jesteś dobry w śpiewaniu, gotowaniu, czy nawet w byciu dobrym uczniem. Te wszystkie talenty są mile widziane w Akademii Fortuny. Szkoła przyjmuje uczniów z całego świata, ale dopiero rok temu stworzyła klasę międzynarodową. Wszyscy mówią, że jeśli ukończysz tą szkołę to jesteś ustanowiony na życie. Każda firma będzie cię chciała przyjąć, a jak ci się poszczęści to nawet możesz zostać jednym z nauczycieli tej szkoły!
-Darron. Wiem, że się stresujesz, ale nie masz się czym martwić. Przecież z jakiegoś powodu tutaj jesteś, nie?- uśmiechnęła się pocieszająco moja ciocia, zarazem wyrywając mnie z zamyśleń.
-Co? Ach tak, tak. Dzięki ciociu. To... zadzwonię, gdy coś się stanie- odpowiedziałem, wysiadając z jej auta i na wszelki wypadek sprawdziłem, czy w mojej kieszeni znajduje się mój telefon.
-Nie bądź taki sztywniak. Pamiętaj, że ja tutaj jestem po czterdziestce- zaśmiała się. -Potem mi opowiesz o tym wszystkim. Narazie!- na to odjechała, zostawiając mnie samego przed szkołą.
Miałem wielkie szczęście, że akurat moja ciocia mieszkała na wyspie, na której znajdowała się Akademia Fortuny. Właściwie to ta wyspa była specjalnie wybudowana dla tejże akademii i otaczającego ją miasta, co świadczy o tym, że jej założyciele z całego świata muszą mieć dużo kasy. Gdzieś czytałem, że wyspa powstała z powodu tego, by Akademię Fortuny nie uważano za przynależącą do danego państwa, więc dlatego po kilku latach od utworzenia szkoły powstało samodzielne państwo-miasto.
Ach! Zapomniałem się przedstawić, prawda? Powinienem to zrobić, zanim znowu zacznę myśleć o niebieskich migdałach. Jestem Darron Caten, pochodzę ze Szkocji i według tego listu, który aktualnie trzymam w prawej dłoni, jestem Niebywałym Dziennikarzem. Nie nazwałbym siebie niebywałym. Po prostu lubię pisać, a to, że przez kółko dziennikarskie dowiedziała się o mnie lokalna gazeta i zaproponowała mi, bym pisał artykuły dla niej to już po prostu czysty, szczęśliwy los. Za bardzo zbaczam z tematu. Pewnie was to nie za bardzo interesuje.
Wpatrywałem się w godło szkoły umieszczone na wejściowej bramie. Rzymska bogini Fortuna, trzymająca w lewej ręce róg obfitości, a w prawej kulę. Wziąłem kilka razy głębokich wdechów i wydechów, nieświadomie bardziej gniotąc list.
-To nic takiego Darron. To po prostu elitarna szkoła z elitarnymi uczniami, którzy mogą cię nie polubić lub gorzej.- powiedziałem do siebie, ale to bardziej pogorszyło mój niepokój.
Ostatni raz wziąłem głęboki wdech i przekroczyłem bramę. Tyle pamiętam. Nic dalej. Nie mogę sobie przypomnieć, co robiłem dalej. Jakby... ktoś wziął kawał moich wspomnień.
Obudziłem się przez jakieś pukanie. Widocznie spałem. Mruknąłem coś niedbale i uchyliłem powieki. Leżałem na drewnianej podłodze. Podniosłem się, trzymając się za głowę i zbadałem teren dookoła mnie swoimi piwnymi oczami. Znajdowałem się w... korytarzu? Tak. To zdecydowanie jest korytarz. Ściany były wyłożone boazerią, a podłoga miała odcień mahoniu.
Pukanie, które mnie obudziło, narosło. Poprawiłem swój brązowy sweter, znajdujący się na mojej beżowej koszuli oraz po raz któryś z kolei spróbowałem przyłożyć, zwaną przez moich znajomych „antenkę" na moich długich do ramion, brązowych falowanych włosach. Jakoś zawsze ten kawałek włosów odmawiał współpracować ze mną. Znowu się nie udało, ale zawsze warto ponownie spróbować, prawda?
Ruszyłem w stronę pukania i przy okazji, mogłem się bliżej przyjrzeć rozkładowi tego budynku. Najbardziej charakterystyczną rzeczą były schody, które zostały zablokowane przez dużą metalową bramę. Dokładnie przed nimi znajdowało się źródło pukania. Po drugiej stronie prawdopodobnych drzwi wejściowych, ktoś nałogowo stukał w drewno. Spróbowałem je otworzyć, ale były zamknięte. Ujrzałem na pobliskim wieszaku kółko na klucze, wziąłem je i wcisnąłem losowy klucz do zamka. Przekręciłem go i usłyszałem przyjemny dźwięk, posłusznie odblokowanego zamka. Wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów jak przed szkołą. Co jeśli to jakiś seryjny morderca mnie tutaj uwięził, a teraz chce się ze mną pobawić w kotka i myszkę? Co jeśli to pukanie to po prostu wytwór mojej wyobraźni, a ja naprawdę leżę w śpiączce w szpitalu? Może zostałem porwany? Jeśli jednak tego nie otworzę to prawdopodobnie nie dowiem się, co tutaj robię.
Wypuściłem głęboko powietrze i otworzyłem szeroko drzwi. Niestety osoba lub cokolwiek było na drugiej stronie wpadło na ten sam pomysł. To coś po drugiej stronie miało bardzo dużo siły, bo poleciałem w dal i wylądowałem tyłkiem na parkiecie.
Popatrzyłem się w górę i ujrzałem w progu, wielgachnego, umięśnionego mężczyznę o nieułożonych ciemnobrązowych włosach i złotych oczach, które wpatrywały się we mnie. Miał na sobie flanelową koszulę w kratę, czarne spodnie z szelkami oraz buty francuskie.
-Och! Moje kondolencje! Nie wiedziałem, że stoisz dokładnie pod drzwiami.- powiedział niskim głosem mężczyzna, który od razu do mnie podbiegł i podał mi rękę. Chwyciłem ją i za jednym ruchem złotookiego byłem już na prostych nogach. -Mam nadzieję, że nic ci się nie stało. Naprawdę cię bardzo przepraszam! Czasami zapominam jak bardzo jestem silny.- ciągnął dalej wystraszony. -Moje imię to Derward Tremblay i jestem Niebywałym Drwalem.
-Serwus. Jestem Darron Caten. Niebywały Dziennikarz- mam nadzieję, że zabrzmiałem pewny siebie. Nie chciałem zrobić złego pierwszego wrażenia. Podałem mu prawą dłoń.
-Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi Darron- Derward ścisnął mi rękę, o mało nie łamiąc mi kości w palcach. -Też jesteś uczniem Akademii Fortuny?- dopytał się mnie drwal, gdy puścił moją rękę.
-Zgadza się. Ty też?- pomachałem chwilę prawą dłonią, by sprawdzić, czy przypadkiem wszystkie moje palce są na swoim miejscu.
-Oczywiście! To dla mnie zaszczyt uczęszczać do akademii nazwanej po wielkiej bogini losu. Mam do ciebie kolejne pytanie, Darron. Czy wiesz co tutaj robimy?- zapytał się mnie drwal, strzelając kośćmi w palcach.
-Miałem się zapytać ciebie o to samo...- powiedziałem zawiedziony.
-Hej! Nie traćmy nadziei. Na pewno się coś wytłumaczy! A teraz, chodźmy poznać innych- Derward odpowiedział na moje zawodzenie i ponownie chwycił mnie za rękę, wyciągając mnie z drewnianego budynku.
Od razu zostałem oślepiony przez światło i musiałem wolną ręką zakryć swoje oczy. Odkryłem je i mrugnąłem kilka razy. Derward mnie puścił. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w... letnim obozie. W oddali mogłem nawet ujrzeć drewniane kabiny. Gdy, jednak się obróciłem, zobaczyłem biegnącą w moją stronę burzę rudych włosów. Nie zdążyłem czegokolwiek zrobić, a już była przede mną.
-Hej! Jesteś nowym rocznikiem, prawda? Czyli chodzisz ze mną do klasy! Jestem Talulla Collins i jestem Niebywałą Szczęściarą! Jak masz na imię? Jaki masz talent? Nie! Daj mi zgadnąć... Projektant mody? Nie. Nie wyglądasz na takiego. Może... Inżynier genetyczny? Albo Jubiler? Wiem! Psycholog! A może...- gdyby nie Derward, który zakrył ręką usta dziewczyny, to zapewne ciągnęłaby tak dalej, aż do upadłego.
-Cześć. Jestem Darron. Niebywały Dziennikarz- pomachałem nieśmiało szczęściarze. -Chwila... nie powiedziałem skąd pochodzę, prawda? W takim razie pochodzę ze Szkocji- dodałem po chwili, drapiąc się po podbródku.
-Ja jestem z Irlandii! Jak jest w Szkocji? Czy naprawdę pije się tam tak często whiskey? Nosisz kilt, jeśli jesteś stamtąd?- ciągnęła dalej Talulla, gdy Derward na chwilę zdjął z jej ust rękę.
-Jestem z Kanady- uśmiechnął się pobłażliwie na paplanie Talulli drwal.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy... dzwon. Bardzo podobnie brzmiał do tych, które znajdują się w kościołach. Po chwili ucichły i skądś można było usłyszeć jakieś trzeszczenie. Rozejrzałem się i zobaczyłem na ścianie domu z którego wyszedłem zostały umieszczone głośniki i... kamery? Czemu do jasnej ciasnej mieliby tu mieć kamery? Może z powodu jakiś chuliganów?
-Ekhm, ekhm. Czy to w ogóle działa? Próba mikrofonu. Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. Świetnie! Proszę wszystkich obozowiczów o zebranie się przy pawilonie jadalnym- z głośników wydobył się głosik, który w ogóle nie pasował do tej całej sytuacji. Wydawał się zbyt lekkoduszny i błahy.
Popatrzyłem się po kolei na twarze moich nowych znajomych. Malowało się na nich takie same zdziwienie i niezrozumienie, jak na mojej.
-To... w takim razie powinniśmy pójść w stronę pawilonu, prawda?- powiedziałem, po chwili niezręcznej ciszy.
-Tak! Z pewnością to po prostu mały żarcik, który został przygotowany przez Akademię Fortuny. Pewnie jak się znajdziemy na miejscu to wyskoczą z wielkim uśmiechem, wręczą nam bukiety i powitają w szkole- dodała Talulla z uśmiechem. Musiałem przyznać. Była bardzo optymistyczna.
Tak oto ruszyliśmy w trójkę w stronę pawilonu jadalnego, nie wiedząc, co nas spotka. Byliśmy ostatnimi, którzy przybyli na miejsce. Stwierdziłem tak, bo jako prawdziwy dziennikarz musiałem dowiedzieć się, z kim będę chodzić do szkoły oraz to jak działa system w Akademii Fortuny. Dowiedziałem się kilku przydatnych rzeczy. Na przykład typowa klasa tej szkoły składała się z szesnastu uczniów. Dowiedziałem się także, że nowi uczniowie w szkole to byli między innymi: sławna na całym świecie amerykańska vlogerka, czy francuski krytyk kulinarny, przed którym każda restauracja drżała z przerażenia. Szczerze mówiąc... byłem bardzo zestresowany... ba! Nawet przestraszony tak jak menedżerzy restauracji, ocenianych przez tego krytyka kulinarnego. Wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów, jak to zawsze robiłem w moim zwyczaju, a potem usiadłem razem z Talullą i Derwardem przy szerokim stoliku, zajętym przez resztę uczniów.
-Wie ktoś o co tutaj chodzi?- dopytał się nas chłopak z rosyjskim akcentem.
-Może to po prostu jakiś żart zastawiony przez Akademię Fortuny?- Talulla nadal trzymała się swojej teorii.
-Jeśli tak, to mam szczerą, pieprzoną nadzieję, że wskażą nam osobę, która to wymyśliła...- mruknął niechętnie chłopak z patykiem po lizaku w ustach, przymykając oczy.
-Proszę uspokójcie się wszyscy. Na pewno zaraz się wszystko wyjaśni- dziewczyna z rękawiczkami ogrodniczymi spróbowała ukoić nasze nerwy.
Nagle jak na zawołanie w pawilonie skądś pojawił się dym, który był bardzo podobny do tego widywanego na koncertach. Zakaszlałem, a po chwili dym zniknął i tak oto na końcu naszego stolika znikąd pojawiła się... maskotka wiewiórki? Jedną stronę miała białą i taką często widywaną u wypchanych pluszowych zwierząt, za to druga strona była bardzo... nietypowa, mówiąc lekko. Była cała czarna, a zamiast prostego guzika jako oka, znajdował się przerażający, czerwony „piorun" z zawijasem. Puszysty ogon pluszaka podpadał także pod tą kategorię dziwności.
-Co do...?- Derward nie mógł wierzyć swoim oczom, które przetarł. Szczerze mówiąc sam to chciałem zrobić, bo ten widok naprawdę mnie zadziwił.
-Oh! A cóż to za niespodzianka?- spytała się dziewczyna o jaskrawych rudych włosach.
-Ugh. Czy to naprawdę jest dobry żart według pracowników Akademii Fortuny?- skomentował to niechętnie chłopak z francuskim akcentem i okularami w czarnych oprawkach.
-Może... powinniśmy coś zrobić z tym pluszakiem?- zaproponowała nieśmiało pulchna dziewczyna z różowym fartuchem kucharskim.
-Nie jestem pluszakiem!- krzyknęła nagle maskotka wiewiórki, gwałtownie podskakując na obie nogi. Podskoczyłem w krześle, tak samo jak niektórzy przy stole.
-Co do...?
-Każdy inny widzi to samo, co ja, nie?
-To się nie dzieje naprawdę...
-Kim... czym ty jesteś?- zapytała się maskotki dziewczyna, której wygląd mi był podejrzanie znajomy.
-Jestem Monorisu! Wasz dyrektor opiekun Obozu Fortuny!- oznajmiła szczęśliwie maskotka, a po chwili zakryła łapą swoją „złowieszczą stronę". -Witajcie dzieci. Ja też jestem Monorisu i jestem waszym psychologiem obozowym. Przychodźcie do mnie z jakimkolwiek problemem- dopowiedziała maskotka spokojnym głosem.
-Niemożliwe...- powiedziałem mimowolnie, wlepiając oczy w maskotkę.
-Możliwe, możliwe, kaczuszko.- odpowiedział mi Monorisu. Czemu akurat „kaczuszka"?
-Bardzo dobry żart Akademio Fortuny... ha... ha. Możecie już przestać- skomentowała tą sytuację dziewczyna bliska płaczu.
-To nie jest żaden żart. To wszystko prawda. Jeśli by był to bardzo przesadzony, nieprawdaż?- Monorisu ze spokojną stroną, pokiwał kilka razy głową, a po chwili obrócił się kilka razy wokół własnej osi, aż wreszcie zatrzymał się i spojrzał na nas po kolei, po czym jego czerwone oko zaświeciło się. -Pewnie zastanawiacie się co tutaj robicie?- odparł poważnie.
Oblał mnie zimny pot, gdy zobaczyłem nagłą zmianę charakteru maskotki. Coś czułem, że za chwilę nie dostaniemy dobrych wieści. Przełknąłem głośno ślinę.
-Jesteście tutaj, by brać udział w pewnej grze- maskotka na chwilę zatrzymała wypowiedź, by zrobić dramatyczne wrażenie. -Morderczej grze, dzieci.
Czułem jak cały kolor ze mnie wypływa. Już nie wierzyłem w teorię Talulli. To nie był żart Akademii Fortuny. Tak daleko, by się nie posunęli, prawda? Rozejrzałem się po każdym po kolei. Jedni byli sztywni, a drudzy panicznie patrzyli po ścianach pawilonu, by znaleźć gdziekolwiek ukrytą kamerę.
-Co masz na myśli poprzez „morderczą grę"?- spytała się zadziwiająco spokojnie dziewczyna z czarnymi włosami ułożone w warkocz.
-Macie tytuł „niebywałych", a nie wiecie o co mi chodzi? Jak się w ogóle dostaliście do tej szkoły?- westchnął zawiedziony Monorisu. -Mordercza gra to gra, w której musicie zabić kogoś z waszych nowych znajomych- odpowiedziała spokojna strona maskotki. -Nieważne jak. Zadźganie. Szing, szing. Utopienie. Bul, bul. Trujący gaz. Khe, khe. Zmiażdżenie. Plask! Jakkolwiek!- z każdym słowem Monorisu coraz bardziej się podniecał.
-Cze.. czemu mielibyśmy to zrobić?- zająkał się chłopak z heterochromią.
-By się stąd wydostać, dzieci- po chwili ciszy od strony maskotki, ta skoczyła w powietrze. -Jesteście tutaj zamknięci na zawsze! Prawda, że ekscytujące?- mordercze oko Monorisu znowu zapaliło się na czerwony kolor, gdy ten się uśmiechał.
Jeśli nasz „opiekun obozu" chciał wywołać w nas uczucie rozpaczy to na pewno się mu to udało. Ktoś zaczął płakać. To była dziewczyna z brokatowymi piegami i oliwkową skórą. Sam siedziałem sztywno jak patyk.
-Na zawsze?! Przecież... przecież ludzie na mnie czekają! Tak! Moi fani zdadzą sobie sprawę, gdy zniknę, prawda? Prawda?!- prawie krzyknęła spanikowana dziewczyna ze znajomą mi twarzą.
-Zostać... tutaj? Na zawsze? Zaraz... chyba zemdleję...- powiedziała słabo dziewczyna z brokatowymi piegami, prawie robiąc to, przed czym ostrzegała. Siedząca koło niej Talulla pomogła jej tego nie zrobić.
-Co z f... farmą mojej ro... rodziny?!- zapytał się bardziej sam siebie chłopak z dwukolorowymi oczami.
-Jak długo tutaj jesteśmy? Moja rodzina się na pewno o mnie zamartwia...- powiedziała zmartwiona dziewczyna z rękawiczkami ogrodniczymi.
-Och nie! Cóż za zwrot akcji!- oznajmiła jaskrawo ruda, przykładając sobie dłonie do policzków.
-Tutaj zamknięci? To żart, da? Możemy przecież gdzieś wyjść, da?- chłopak z rosyjskim akcentem stał się nagle biały jak ściana.
-Nie. To wszystko prawda! Spróbuj sam się wydostać, ale ci tego nie polecam- zachihotała maskotka. -Łamanie zasad kończy się srogą karą, dziecko.
-Co?! Słuchaj ty... jak ci tam... Monorisu. Nie wiesz z kim zadzierasz!- krzyknęła dziewczyna ze strojem tancerki brzucha i chwyciła maskotkę za głowę.
-Zostaw mnie! Inaczej tego pożałujesz!- oznajmił, wkurzony Monorisu, wiercąc się na wszystkie strony i wymachując łapami. Niestety dziewczyna nie zastosowała się do tego. -Sama tego chciałaś!- maskotka pstryknęła.
Nagle z prawej kolumny wystrzeliły strzały z których kilka drasnęła dziewczynę w uniesioną rękę. Szybko ona puściła maskotkę i upadła na ziemię, chwytając się za rany. Chłopak z heterochromią szybko do niej podbiegł i dokładnie obejrzał ranę. Westchnął z ulgą i wyjął z kieszeni kitlu bandaż, po czym owinął nim rękę dziewczyny.
-Następnym razem kara będzie o wiele srogsza, dziecko- Monorisu poprawił swoje futro i obrócił się do każdego z nas. -Tak samo wy, dzieci- wskazał na nas łapą. -Gdzie ja to byłem? Ach! Racja! Teraz rozdam wam wasze identyfikatory. Wszkaże jak mielibyście się tutaj poruszać bez nich?- w tym momencie maskotka rzuciła w naszą stronę materiałowy worek. -A jak na razie... papatki rabatki!- po tym w pawilonie ponownie pojawił się dym. Gdy zniknął, tak samo zniknął Monorisu.
Długą chwilę nikt nic nie robił. Każdy z nas po kolei układał to sobie wszystko w głowie. Czy to naprawdę nie był żart? Czy naprawdę będziemy tutaj na zawsze? Czy naprawdę musimy kogoś zabić, by się stąd wydostać? Czy naprawdę...
Moje przemyślenia przerwało mi delikatne stukanie w ramię. Potrząsłem głową, by się ogarnąć.
-Wszystko okej, Darron?- zapytał się mnie Derward.
-Tak, tak. Właściwie to nie, ale muszę to wszystko jeszcze przemyśleć- odpowiedziałem drwalowi i pomasowałem swoje skronie.
-Dobrze- kiwnął głową. -Jakby co to ja idę poznawać innych. Jeśli będziesz czegoś potrzebował pisz do mnie- drwal wskazał głową na pusty worek, w którym był tylko jeden identyfikator. Pomachał mi i ruszył przed siebie.
Wziąłem kilka głębokim wdechów i wydechów. Drżącymi rękami sięgnąłem do worka i wyjąłem urządzenie wielkości portfela. Obejrzałem go dokładnie z każdej strony, po czym stuknąłem w ekran dotykowy. Moje imię i nazwisko pojawiło się na brzoskwiniowym tle herbu szkoły. Gdy te zniknęły, ukazało mi się pięć kategorii: zasady, uczniowie, mapa, wiadomości oraz... strzały prawdy? Co to jest? Spróbowałem w to kliknąć, ale nie zadziałało. Wzruszyłem ramionami i kliknąłem w ikonkę zasad.

Zasada 1
Opuszczanie terenu obozu przez obozowiczów jest surowo zabronione.

Zasada 2
„Cisza nocna" trwa od 22:00 do 7:00. Niektóre obszary są wtedy niedostępne.

Zasada 3
Spanie gdziekolwiek indziej, niż kabina jest widziane jako spanie w klasie oraz będzie karane.

Zasada 4
Jesteście wolni do zwiedzania terenu Obozu Fortuny pod pewnymi zabronieniami.

Zasada 5
Przemoc wobec opiekuna obozu Monorisu jest zabroniona i każda próba zostanie surowo ukarana.

Zasada 6
Monorisu nie może zranić uczniów, chyba, że złamią zasady.

Zasada 7
Ktokolwiek zabije drugiego obozowicza zostanie „zbrodniarzem" i będzie mógł wyjść z obozu, chyba, że zostanie odkryty.

Zasada 8
Dodatkowe zasady mogą być dodane, przez opiekuna obozu.

Dla lepszego zapamiętania kilka razy przeczytałem zasady. Kilka z nich budziło moje pytania, ale postanowiłem to odpuścić. Schowałem identyfikator do kieszeni i rozejrzałem się po pawilonie. Czas poznać moich znajomych z klasy, bądź... obozu.

Danganronpa: Ślepy LosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz