O Boże, przeleciałem go głową

881 78 41
                                    


Wieczorem u Katsukich było tłoczno. Przez salon przewijała się masa ludzi. Niektórych Yuuri znał, niektórych wydział pierwszy raz na oczy. Zgadnijcie, która grupa przeważała liczebnością. Tak, ta druga. Zdecydowanie. Nie wiedział ile uścisków dłoni i tych mniej oficjalnych (zupełnie jakby był ich przyjacielem, a tak w większości przypadków, przecież nie było) zaliczył- po dziewiętnastym po prostu przestał liczyć. Gospodarze rozmawiali na najróżniejsze tematy ze znajomymi. Najmłodsza latorośl Katsukich nie miała jednak najmniejszej ochoty na przesiadywanie z gośćmi. Bowiem w głowie Yuuriego błyszczał jedynie ten błękit, który bynajmniej nie miał nic wspólnego z kolorowymi drinkami przewijającymi się przez gości. W ogóle wątpił czy cokolwiek innego na świecie może mieć tak piękny odcień niebieskiego jak oczy jego nieznajomego. Chciał je znów zobaczyć. Przyjrzeć się w bliska każdej małej plamce, która nadawała im tej hipnotyzującej głębi.

No i samego właściciela też chętnie by obejrzał z tak bliska...

Westchnął i stanął na palcach, żeby odszukać matkę. Z jej wzrostem i ilością gości było to jednak nie lada wyzwaniem, więc zajęło mu chwilę zanim odnalazł ją przy stoliku z Minako. Uśmiechnął się na widok znajomej twarzy i przedostał się szybko do kobiet.

-Yuuri- powiedziała melodyjnie Minako i uścisnęła krótko jego dłoń- Co u ciebie? Dawno cię u mnie nie było.

To prawda. Jeszcze przed kilkoma miesiącami Yuuri chodził do szkółki baletowej Minako, tak o, żeby się porozciągać raz na jakiś czas. Ale ostatnio jakoś nie miał do tego głowy, ani ochoty.

- Jakoś tak się ułożyło- westchnął i rzucił jej przepraszające spojrzenie, aby zaraz potem zwrócić się do matki- Mogę wyjść na zewnątrz?- spytał cicho- Strasznie tu duszno...

O tak. Spacer był czymś, czego w tej chwili potrzebował jak powietrza. Dosłownie. To w pomieszczeniu sprawiało wrażenie, jakby wcale Moskiewskim powietrzem nie było, tylko gorącym prądem rodem z Afryki, który za chwilę miał zacząć się skraplać i zmoczyć podłogę.

- Więc idź- rzuciła i uśmiechnęła się łagodnie. Potem odwróciła się i wróciła do rozmowy z przyjaciółką.

Yuuri uśmiechnął się zadowolony. Od ostatniego spotkania z niebieskookim mężczyzną minęło już kilka dni, podczas których nie miał możliwości wejść na dach. W jego pokoju malowane były ściany i poprawiana podłoga. Dlaczego wymagała poprawy? Cóż... Można powiedzieć, że Mari po alkoholu nie dogadywała się najlepiej z kamiennymi ozdobami. No i tak wyszło, że jedną walnęła w panele. A skoro już zatrudniono jednych fachowców to przy okazji zatrudniono też kogoś do przemalowania ścian. W końcu od dawna Yuuri chciał to zrobić- zastąpić tą okropną biel jasnym błękitem. Czemu akurat błękitem? Na to pytanie chyba nie musiał odpowiadać.

Yuuri zrzucił marynarkę w swoim pokoju i wyszedł z mieszkania, wprost do windy. Słońce miało zacząć chować się za horyzont dopiero za jakieś trzydzieści minut (tak na wadliwe japońskie oko), więc na wyjście na dach było zdecydowanie za wcześnie. Ktoś mógłby go zauważyć z dołu i jeszcze po policję zadzwonić, czy coś. No i na pewno nie spotkałby tam w tej chwili tajemniczego mężczyzny... Dlatego właśnie wybrał spacer, którego ostatnio zdecydowanie zaczynało mu brakować. Zimny wiatr uderzał w jego twarz i rozwiewał wcześniej ułożone kosmyki ciemnych włosów. Katsuki schował zimne dłonie do kieszeni, przymknął oczy, a nogi same prowadziły go przez park. O tej porze i przez dość zimną pogodę nikogo tam nie było. Błogą ciszę zakłócał jedynie szelest liści i okazjonalnie ćwiergot jakiegoś mało sennego ptaka. Dawało to niezłe pole do popisu dla wszelakich rozmyślań, które zapełniły głowę mężczyzny niemalże od razu po opuszczeniu budynku.

Musiał w najbliższym czasie napisać do Phichita. Albo pogadać na Skypie. Taj zawsze był skory do pomocy. Na swój sposób, ale w większości przypadków umiał zarzucić dobrą radą albo porządnie pocieszyć Yuuriego. Poznali się wiele lat temu, na obozie łyżwiarskim. W dzieciństwie obaj lubili ten sport.

Chociaż on sam nie wiedział jak nazwać to, co działo się w jego sercu, podejrzewał, że przyjaciel mu w tym pomoże.

I właśnie wtedy, pogrążony w myślach Japończyk w impetem uderzył głową w coś twardego, co natychmiast złapało go w pasie, chroniąc przed upadkiem. Postać sama była w ruchu, ale zdążyła złapać równowagę w przeciwieństwie do zdezorientowanego Yuuriego, patrzącego w szoku w oczy swojego wybawiciela.

A Viktor w nie mniejszym szoku, prawie upuścił chłopaka na ziemię.

Yuuri wyglądał jak porażony prądem. Jego oczy, ukryte za szkłami okularów nabrały jeszcze większego rozmiaru. Czy to było wogóle możliwe? Takie zbiegi okolicznosci zwyczajnie nie się nie zdarzały! A szczególnie nie miały w naturze zdarzać się jemu. Nagle szatyn zbladł jeszcze bardziej, wciąż pochylony do tyłu, ale bezpiecznie podtrzymywany przez ramiona srebrnowłosego mężczyzny.

- Poznał mnie?- pomyślał przerażony i zaraz skarcił się w myślach- Na pewno poznał. Pewnie mam teraz taki sam wyraz twarzy jak on. Nie wierzę. Drogi Boże, przeleciałem go głową. Przeleciałem głową... chyba Rosjanina. I jego srebrną grzywkę też. Razem z tymi pięknymi... Pięknymi...

Yuuri zawiesił się w myślach i zatopił w oczach Viktora.

- ...Oczami...

Nikiforov powoli postawił chłopaka do pionu. Jego serce uderzało w klatce piersiowej tak mocno i tak szybko, jakby chciało ją rozwalić. Z bliska piękny nieznajomy jeszcze bardziej przyciągał spojrzenie i motał w głowie. Tym razem Viktor odrzucił wszelkie rozmyślania o ucieczce. Po prostu wrósł w ziemię razem z jeszcze przed chwilą trzymanym w ramionach mężczyzną. I chciał tam zostać. Razem z nim. Już na zawsze.

- Dziękuję- rzucił nagle Japończyk, tak nieśmiało i delikatnie, że kolana jego wybawiciela ugięły się zdradziecko- I przepraszam, że na ciebie wpadłem...

Rosjanin w myślach westchnął z zachwytu. Jego głos był tak miękki i przyjemny, że gdyby był bardziej materialny, mogliby bez problemu wypchać nim poduszki.

- Viktor- wyciągnął dłoń i pokonał pierwsze bariery, uśmiechając się lekko. Nie mógł uwierzyć, że w końcu mógł usłyszeć i z bliska zobaczyć swojego pięknego nieznajomego.

- Yuuri- odparł szatyn i odwzajemnił uśmiech, ściskając lekko dłoń Rosjanina. Była bardziej szorstka niż jego własna i nieco podrapana na kostkach. Chciał spytać skąd się wzięły zadrapania, ale nie był w stanie.

Stali tak kilka długich sekund, aż Katsuki odsunął się lekko speszony i odwrócił głowę w stronę budynku, z którego przyszedł.

-Muszę wracać.- zagryzł nieświadomie wargę, a umysł Viktora podsunął mu bardzo nieprzyzwoite myśli. Jednak równie szybko jak się pojawiły, zostały przegonione przez samego Nikiforova. Nie, nie, nie. To dużo za wcześnie. Jeszcze nie. Nie chciał przecież wystraszyć Yuuriego już na początku znajomości.

Obdarzony srebrną czupryną mężczyzna niechętnie wypuścił przyjemnie gładką dłoń już nie tak nieznajomego i przez dłuższy czas patrzył na jego oddalającą się sylwetkę. Yuuri w pewnej zatrzymał się i zerknął ukradkiem na srebrnowłosego, jakby chciał sprawdzić, czy nadal tam stoi.

- Do zobaczenia na dachu, Viktorze!- rzucił przez ramię, uśmiechnął się szeroko i pobiegł w swoją stronę, zostawiając powoli otrząsającego się z szoku Rosjanina za sobą.

***

Siemka hejj

Nasi chłopcy wreszcie cokolwiek pogadali :3 Noo i pojawił się mały wątek z łyżwami. Raczej do niego nie wrócę... chociaż kto wie? ^^

Dziękuję za wszelki odzew z waszej strony! ❤

Gwiadka? Komentarz?

Do napisania 😙

Bayko~

Borders | Victuuri fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz