Noce i Poranki

561 56 25
                                    



Yuuri położył się na chwilę obok Viktora, żeby ułatwić im rozmowę. Zaczerwieniony, czujący przy sobie znajome ciało, przez pierwsze minuty jąkał się i gubił wyrazy. Z czasem jednak zaczął się do tego przyzwyczajać i rozluźnił się na tyle, żeby samodzielnie rozpoczynać nowe tematy. Sytuacja była co najmniej dziwna, ale nie nieprzyjemna. Mężczyźni co chwilę zerkali na siebie ukradkiem albo wpatrywali się w sufit. Wichura za oknem szalała, a światła błyskawic co jakiś czas przedzierały się przez zasłony. Kiedy trafił się wyjątkowo potężny grzmot, Japończyk mimowolnie zamykał oczy i łapał dłoń swojego towarzysza. Żaden z nich nawet się nie zorientował, kiedy ich głosy stały się jeszcze cichsze, a wyrazy na wpół niezrozumiałe. Pierwszy zdezerterował Yuuri, urywając niewyraźną wypowiedź, której Rosjanin i tak nie miałby szans rozszyfrować. Miarowy, spokojny oddech Azjaty sprawił, że ledwo świadomy tego czynu Viktor, delikatnie pocałował chłopaka w skroń i ułożył się tuż przy nim. Zasnął. A nawałnica wciąż łamała pobliskie drzewa i straszyła grzmotami.

***

- Yuuri, wstawaj.

Zniekształcony przez sen głos wbił się chamsko do uszu Japończyka, sprawiając, że ten skrzywił się nieco. Czuł przy sobie dziwne ciepło, lecz niespecjalnie się tym przejął, uznając to za wytwór swojej wyobraźni. Już miał prosić mamę o te dodatkowe pięć minut, kiedy...

Kiedy jego mózg przetworzył głos jako męski i kazał mu natychmiast otworzyć oczy. Ciepło drugiego ciała wcale nie było fikcją. Obok niego leżał nie kto inny jak Viktor, swobodnie obejmujący go wolną ręką. Drugą miał złożoną pod głową Azjaty.

Nikiforov musiał przyznać, że taki widok chciałoby się mieć na co dzień. Brązowe kosmyki wpadające do oczu ich właściciela rozsypane w porannym nieładzie, zmarszczone brwi i przymrużone, czekoladowe oczy, próbujące przywyknąć do dziennego światła. To było coś tak nieziemskiego, że... Że po prostu brak słów, no.

A samo nieziemskie stworzenie chyba jeszcze nie przetworzyło dokładnie wszystkich informacji i bezwstydnie przytuliło się mocniej do Rosjanina. Po chwili jednak uścisk zelżał, a Yuuri powoli odsunął głowę od torsu Viktora, ze zdezorientowaną miną. Na jego policzki wkradły się rumieńce.

- Przepraszam!- krzyknął szeptem i momentalnie odsunął się od mężczyzny.

Nikiforov zaśmiał się cicho .

- Nie, żeby mi to przeszkadzało.

- Viktor...

Zaśmiali się cicho i przez chwilę jeszcze leżeli w błogiej ciszy. Nie trwało to zbyt długo, bo zaledwie kilka sekund później do drzwi ktoś zapukał.

- Śniadanie- odezwał się nieco zachrypnięty głos Mari, a potem usłyszeli oddalające się kroki.

- To ja chyba już pójdę.- uśmiechnął się Rosjanin i wstał z tego cholernie wygodnego i ciepłego łóżka. Zaraz po nim wstał Japończyk i z głęboko ukrytą niechęcią kiwnął głową i podał mężczyźnie jego ubrania. Były już suche, więc Viktor poszedł do łazienki, żeby się przebrać. W tym samym czasie Japończyk zmienił ubrania w pokoju. Podszedł do lustra. Kiedy zauważył dziurę na koszulce, westchnął z irytacją. Jak się tam znalazła? Pociągnął ją do góry i rzucił na ziemię. W tej chwili z łazienki wyszedł Nikiforov. Uniósł brwi i wpatrywał się w jasne plecy przed nim. Yuuri zauważył go w lustrze i ledwo powstrzymał się od krzyku.

- Nie strasz mnie!

- Przecież to ty zafundowałeś mi zawał na wynos.

Chłopak zaczerwienił się i szybko założył pierwszą z brzegu koszulkę.

- Cholera.- syknął nagle i przerażeniem spojrzał na Rosjanina.

- Hm?- mruknął, przechylając głowę na bok.

- Przecież ty nie wejdziesz teraz na dach. Na sto procent ktoś cię zauważy, a przecież obiecaliśmy sobie, że nikt się nie dowie o tym miejscu... No, oprócz elektryka.

Viktor zagryzł policzek od środka. Faktycznie, nie mógł wyjść górą. Ale zostać do wieczora również nie mógł. Już nawet abstrahując od tego, że tylko zrobiłby Yuuriemu problem. Bardziej chodziło o to, że prognoza oznajmiała kilkudniowe pogorszenie pogody i praktycznie cały czas lało i przechodziły burze. Czyli co? Miał tu zostać ten tydzień, czy nawet dwa? Przecież to było zwyczajnie niewykonalnym, żeby nikt go przez ten czas nie zobaczył...

- Skoro nie da się górą, musisz wyjść dołem- Japończyk zmarszczył brwi.- To będzie trudne i ryzykowne, ale nie niemożliwe.

- Jak sobie życzysz- uśmiechnął się delikatnie i dał pociągnąć się za rękę do drzwi.

- Okej- westchnął Yuuri. Serce waliło mu szybko w klatce piersiowej, zupełnie jakby chciało ją rozerwać- Kiedy wyjdę i pójdę na śniadanie, odczekasz dwie minuty i również wyjdziesz.

- Yuuri.

- Co?

- Nie znam twojego mieszkania.

- Szlag.

Przyznał mu rację i przyłożył dłonie do twarzy, w geście desperacji.

- W porządku, więc poczekaj tu, aż wrócę. Drzwi znajdują się w linii prostej od wejścia do kuchni, więc wyjście niezauważonym w trakcie posiłku graniczy z cudem. Myślałem, że po prostu stanąłbym w wejściu i zasłonił widok, ale to zbyt niebezpieczne jak teraz o tym myślę. Nawet nie wiemy, czy drzwi są otwarte. Szczęk zamka na pewno wzbudziłby podejrzenia.- mówił szybko, krążąc po pokoju- Więc najlepiej byłoby wyprowadzić cię po śniadaniu, kiedy tata siedzi w gabinecie, a mama... no właśnie, krząta się zwykle po kuchni, albo czyta w salonie. Mari siedzi w swoim pokoju, więc z nią nie będzie problemów, ale...

- Yuuri, chodźże już i nie gadaj do siebie!- warknęła Mari zza drzwi

- Już, za chwilkę przyjdę!- odkrzyknął nieco drżącym głosem

- Uh, jak za dwie minuty nie zobaczę cię przy stole, to wyważę te drzwi.

Kiedy się oddaliła, Katsuki potrząsnął głową i przeszedł do konkretów.

- Czekasz tu. Kiedy wrócę, wyjdziemy razem, a jak dojdziemy do holu, szybko sprawdzę, czy drzwi są otwarte. Jeśli będą zamknięte, to zajmę czymś mamę, jeśli jednak będzie w kuchni, a ty szybko się wymkniesz. Potem już tylko windą na dół i drzwiami na zewnątrz.

Viktor kiwnął głową, mimo że nie zapamiętał większości wskazówek. Kiedy Yuuri wyszedł, zakluczył drzwi od środka, tak na wszelki i czekał. Kiedy Japończyk stuknął cicho do drzwi, ustalonym czterostuknięciowym kodem, otworzył je i razem wyszli na korytarz. Nikiforov z trudem powstrzymywał się od rozglądania. Mieszkanie było piękne. Jasne i przestronne. Pachniało w nim drogimi materiałami i czystością. Kiedy dotarli, Yuuri bez większych ceregieli wystawił głowę za krawędź ściany i z ulgą zauważył, że w kuchni nie ma nikogo. Podszedł razem z Viktorem do drzwi i nacisnął klamkę. Zamknięte. Z sercem w gardle powoli przekręcił zamek, a szczęk wydał mu się wyjątkowo głośny. I kiedy już miał ponownie ją nacisnąć, odezwał się głos, który sprawił, że z twarzy obojga mężczyzn uciekł kolor i zamarli w bezruchu. Hiroko stała w przejściu, w rękach trzymając kilka talerzy.

- Kto to?

~~~

Siemka hejj,

Się porobiło O.O Miejmy nadzieję, że chłopcy jakoś się z tego wytłumaczą.

Ale to dopiero za tydzień!

Trzymajcie się, uśmiech :)

Bayko~

Borders | Victuuri fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz