Wszyscy weszli do klasy i niczym roboty zaczęli wykonywać tę samą czynność. Plecak na ławkę, wyciągają podręcznik, zeszyt i piórnik, zapinają plecak, zrzucają go na podłogę i dosuwają się do ławki. Wszystko wyglądało jakby nauczono ich to robić synchronicznie. Zrobiłam dokładnie to samo i oparłam się o kaloryfer, przy którym siedzę. Po chwili nauczycielki skończyły rozmawiać i pani od matematyki w końcu pojawiła się w sali. Za nią wszedł ten chłopak, którego wcześniej zauważyłam. Postanowiłam mu się przyjrzeć. Ciemne włosy, raczej nie wkładał zbyt dużo wysiłku w to, aby wyglądały tak jak teraz. Nie był gruby, ale chudy też nie. Wielu by powiedziało "w sam raz". Ubrany w zwykłą, szarą koszulkę i dżinsy. Wyglądał dosyć przeciętnie, na takiego, który stapia się z tłumem.
- Wiem, że powinien to ogłosić wasz wychowawca - zaczęła nauczycielka. - ale jak wiecie nie ma go dzisiaj w szkole, więc robię to ja. To jest Szymon, od dzisiaj będzie chodził do tej klasy. Szymon, usiądź tam.
Nawet nie patrzyłam na nauczycielkę. Zastanawiałam się co ja tu właściwie robię, po co tu jestem. Gdybym któregoś dnia nie przyszła do szkoły i tak nikt by nie zauważył. Krzesło obok mnie zostało odsunięte i usiadł na nim chłopak. Podświadomie odsunęłam się na tyle, na ile umożliwiała mi to ściana. Super pierwsze wrażenie, nie powiem. Nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję, a ja na ślepo sięgnęłam do plecaka. Kiedy poczułam pod palcami metalowe kółka od szkicownika złapałam go i wyciągnęłam. Otworzyłam podręcznik na odpowiednim temacie i udając że czytam temat kątem oka szukałam wolnej kartki, na której mogłabym porysować. Do tablicy zaczęły podchodzić pierwsze osoby, żeby rozwiązywać zadania, a ja zaczęłam szkicować. W sumie sama nie wiem co chciałam narysować. Linie na kartce zaczęły się układać w jakiś kształt kiedy poczułam lekkie szturchnięcie. Spojrzałam na Szymona, chyba tak miał na imię ten nowy, lecz ten siedział wpatrzony w tablicę.
- Marlena. Widzę, że jesteś bardzo zainteresowana lekcją. Może podejdziesz do tablicy i rozwiążesz zadanie?
Do moich uszu dobiegł stłumiony śmiech chłopaka. Teraz chyba rozumiem czemu mnie szturchnął. Spojrzałam na tablicę. Funkcje liniowe. Jedna z nielicznych rzeczy, które rozumiem na tej lekcji. Czyli mam dzisiaj szczęście. Miło. Dobrze by było jeszcze pamiętać wszystkie polecenia. Podniosłam się z miejsca i podeszłam do tablicy. Zaczęłam kolejno rozwiązywać kolejne podpunkty, które podpowiadała mi klasa. Kiedy skończyłam wróciłam do ławki i dalej rysowałam. Kiedy po długich minutach mój rysunek zaczynał coś przypominać, usłyszałam dzwonek. Powoli podniosłam się z miejsca, wrzuciłam wszystko do plecaka i wyszłam z sali.
- Kacper, co teraz mamy? - dogoniłam jedną z nielicznych osób w tej klasie, z którą jestem w stanie rozmawiać.
Kim jest Kacper? Moim "przyjacielem". Znamy się od kilku lat, chyba 9, przyjaźnimy się 7. Wie o mnie sporo. Ale jednak dalej większości rzeczy o mnie nie wie. Ale z jakiegoś powodu myśli, że zna mnie lepiej niż ja sama się znam. Prawda jest taka, że to co wie, to tylko kropla w oceanie. Jest wysokim blondynem z niebieskimi oczami. Uczy się dobrze, a i tak więcej czasu poświęca komputerowi niż nauce.
- Angielski?
- Mnie się pytasz?
- Tak.
- No to gratuluję pomysłu - zaśmiałam się.
- Czekaj - też się zaśmiał. - Sasza, co my teraz mamy?
- Angielski - odpowiedział mu Ukrainiec.
- Dzięki - odpowiedziałam za mojego znajomego.
- Masz colę? - zapytał mnie blondyn.
- Nie dzisiaj, najwyżej... - zaczęłam się zastanawiać. - Mamy dzisiaj jakieś okienko? Bo nawet nie patrzyłam.
- Chyba nie ma historii i nie ma zastępstwa, a co?
- Lecimy do sklepu? Czy wolisz siedzieć tu 45 minut i się nudzić?
- Dobra, możemy iść.
- Okey.
Wyciągnęłam telefon i oparłam się o ścianę. Na ekranie pokazywał się dymek czatu, gdzie było ponad sto wiadomości i ciągle przychodziły nowe. Bez zastanowienia w niego weszłam, po czym wyciszyłam powiadomienia.
Zadzwonił dzwonek. Schowałam telefon do plecaka i weszłam do klasy. Nauczycielka jak zwykle nie przyszła od razu. Usiadłam na moim miejscu, wyciągnęłam podręcznik, ćwiczenia, zeszyt i piórnik. W klasie panował gwar, jak zwykle kiedy nie ma nauczycielki.
- Możesz zamknąć okno? Zimno tu - chłopak z ławki za mną poprosił osobę siedzącą obok mnie.
Po chwili dopływ świeżego powietrza został odcięty, a mi się zakręciło w głowie. Do sali weszła nauczycielka, a ja starałam się wyglądać tak, jakby nic się nie stało. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Czułam się jakby ktoś z każdą chwilą zaciskał obręcz na mojej głowie, a świat powoli rozmazywał się i wirował. Dłużej nie wytrzymam, podniosłam rękę i poprosiłam, żebym mogła wyjść. Kiedy nauczycielka się zgodziła wstałam uważając, żeby się nie przewrócić i wyszłam z sali. Zamknęłam drzwi i podeszłam do najbliższego okna. Otworzyłam je i zaczęłam łapać łapczywie powietrze. Świat powoli przestawał wirować, a ucisk w głowie się zmniejszał. Cholera. Jest źle. Bardzo źle. Spojrzałam na ławkę. Siedziała tam mała istota. Nie przypominała z wyglądu żadnego zwierzęcia, które wcześniej widziałam, ale mimo wszystko najbliżej mu było do małego, czarnego liska. Cholera, tylko nie teraz.
CZYTASZ
Chora? Wolę "Czarownica"
Fantasia16 lat żyję w przekonaniu, że jestem chora psychicznie, że mam schizofrenię i depresję. To drugie to akurat prawda, ale to pierwsze... Kiedy w mojej klasie pojawia się nowy chłopak, ataki moich zwid się nasiliły. I to właśnie on mi powiedział, że to...