Dzień zaczynał się jak zwykle. Obudziła mnie melodia "To All of You" zespołu Syd Matters – moja codzienna pobudka ustawiona na telefonie. Uniosłam się na łokciach i omiotłam wzrokiem pokój, jakbym po tylu latach spędzonych na poddaszu mogła jeszcze dostrzec coś, co mi umknęło. Beżowe ściany, śnieżnobiały sufit i orzechowe meble, które od dawna wypełniały tę przestrzeń, nie skrywały już przede mną żadnych tajemnic. Wyłączyłam alarm, wstałam i ruszyłam energicznym krokiem do łazienki. Gorący, orzeźwiający prysznic to mój codzienny rytuał – bez niego trudno mi zacząć dzień. Strumienie wody spływające po moim ciele przynosiły chwilowe ukojenie, pozwalając choć na moment zapomnieć o codziennych troskach.
Po kąpieli, zeszłam na dół, skupiając wzrok na schodach, jakbym miała zaraz na nich poślizgnąć się i kopnąć w kalendarz.
– Cześć, słońce, jak ci się spało? – zapytał ojciec, nie odrywając wzroku od codziennej gazety.
– Zawsze się wysypiam, tato, a ty ciągle pytasz – odpowiedziałam z uśmiechem, zmierzając w stronę kuchni, gdzie unosił się zapach kolejnego pysznego śniadania.
– Ale warto spytać – westchnął, unosząc filiżankę z kawą.
W kuchni pachniało borówkami i malinami. Mama od zawsze była mistrzynią gotowania. Czasem zastanawiałam się, czy nie osiągnęłaby sławy jako kucharz, gdybym się nie urodziła.
– Co moja najcudowniejsza mama dziś przygotowuje? – zapytałam, zerkając na blat, na którym stało otwarte opakowanie mąki kokosowej i telefon z przepisem.
– Bezglutenowe naleśniki z kokosową polewą i owocami – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.
– Brzmi pysznie – odparłam, odwzajemniając uśmiech.
Nie miałam problemów z glutenem, ale mama miała lekką obsesję na punkcie zdrowego odżywiania. Bezglutenowe dania były jej specjalnością. Mnie to jednak nie przeszkadzało – zdrowe jedzenie w końcu dobrze wpływa na organizm, prawda? Czekając na śniadanie, usiadłam przy stole i zaczęłam przeglądać media społecznościowe, od Pinteresta po Instagram. Nie byłam ich wielką fanką, ale w dzisiejszych czasach „bez nich się nie istnieje".
Cisza wypełniała dom, aż do momentu, gdy mama nałożyła na stół gorące naleśniki i zawołała tatę.
– Jak wam smakują? Nie przesadziłam z polewą? – zapytała, krojąc swoją porcję.
– Są wyśmienite – odparł tata, wyraźnie zadowolony.
– Przepyszne, mamo, jak zawsze – dodałam, przeżuwając kolejny kęs.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu taty. Oczywiście, dzwonił ktoś z pracy. Po krótkiej rozmowie oznajmił, że musi wyjść wcześniej, zostawiając za sobą niedokończone śniadanie.
– Tak wcześnie? Może w końcu wrócisz o normalnej porze – mruknęłam, nie odrywając wzroku od talerza.
– Mam nadzieję – odpowiedział, kierując się do salonu.
Tata pracował w dużym biurowcu, często wracał późno, praktycznie nie mając czasu dla siebie, odkąd został ochroniarzem.
Przez chwilę siedziałyśmy z mamą w ciszy, kończąc posiłek. W końcu postanowiła posprzątać, a ja poszłam na górę, by przebrać się w coś bardziej odpowiedniego niż szlafrok. Przechodząc obok stolika kawowego, zwróciłam uwagę na niechlujnie porzuconą gazetę taty. Nagłówek krzyczał: „AGRESYWNY MĘŻCZYZNA ZARAŻONY NIEBEZPIECZNĄ CHOROBĄ".
Szybko odwróciłam wzrok, starając się nie zaprzątać sobie tym głowy. Przebrałam się w codzienny, niewyróżniający się strój, zarzuciłam torbę na ramię i zeszłam na dół. Byłam gotowa do wyjścia. Czas udać się na przystanek autobusowy. Otwierając drzwi, usłyszałam jeszcze głos mamy dobiegający z kuchni.
– Wracaj od razu po szkole! – krzyknęła, nadal sprzątając jadalnię.
– Jasne! – odkrzyknęłam, zatrzaskując drzwi.
Przystanek autobusowy nie był daleko od domu, ale szkoła, do której uczęszczałam, znajdowała się kilkanaście kilometrów dalej. Dziękuję Bogu za komunikację miejską. Co bym bez niej zrobiła?
CZYTASZ
Zguba
AdventureNastoletnia Chloe jest pierwszą i ostatnią osobą na świecie, która jest niewrażliwa na chorobę przekształcający istoty ludzkie w chodzących zmarłych. Czy uda jej się pokonać wszelkie strachy i uratuje ludzkość od całkowitej zagłady?