Co ja teraz zrobię? Kto mnie obroni?

151 32 3
                                    

Wirus zaczął się rozprzestrzeniać.

Nagle zgasły wszystkie światła. Prąd zniknął, a wraz z nim zamilkły zarówno telefony komórkowe, jak i stacjonarne. Zaniepokoiłam się, podobnie jak moi rodzice. W atmosferze narastającej niepewności usłyszałam nagły, potężny wybuch, dochodzący z centrum miasta. Przez okno dostrzegłam ogromne pomarańczowe płomienie, unoszące się nad budynkami, a z nimi niemal czarny dym. Wokół mnie zaczęło panować przerażenie i chaos. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Byłam zdezorientowana, a strach narastał z każdą chwilą.

Sąsiedzi zaczęli wychodzić na ulicę, wpatrując się w odległe pożary. Wujek Tony i ciocia Christina szybko wsiedli do samochodu i ruszyli po swoje dzieci. Kilka minut później na horyzoncie pojawili się ludzie uciekający w panice, a ulice wypełniły pędzące samochody. Obserwując wszystko przez okno, zauważyłam kobietę, która prowadziła samochód z niesamowitą prędkością. Ścigał ją zakrwawiony mężczyzna, prawdopodobnie jeden z tych, o których ostrzegały wcześniej media. Przez chwilę patrzyłam, jak szarpie się z maską samochodu, a potem kobieta straciła kontrolę nad pojazdem. Samochód zjechał z drogi i zmierzał prosto w stronę naszego domu.

Zamarłam. Strach sparaliżował moje ciało, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie byłam w stanie się ruszyć. Na szczęście tata w ostatniej chwili podbiegł do mnie i odepchnął na bok. Pojazd przebił się przez ścianę i zatrzymał się na schodach prowadzących na piętro. Mężczyzna, który był na masce, uderzył o elewację domu, ginąc na miejscu. Wszędzie było pełno krwi. Kobieta za kierownicą również nie przeżyła uderzenia.

Gdy próbowałam zrozumieć, co właśnie się wydarzyło, gorączkowo szukałam wzrokiem rodziców. Gdzie oni byli? Kiedy spojrzałam na wrak samochodu, dostrzegłam coś, czego nie chciałam zobaczyć – spod pojazdu wypływała krew.

– Nie! Nie to! Mamo, tato! – krzyknęłam, zalewając się łzami.

Wtedy zauważyłam jeszcze coś straszniejszego. Przez dziurę w ścianie, którą zrobił samochód, dostrzegłam sąsiadów pożeranych przez innych ludzi. To był przerażający widok, który pozostanie ze mną na zawsze. Miałam ochotę zemdleć, ale wiedziałam, że jeśli nie wezmę się w garść, czeka mnie taki sam los.

Zerwałam się z miejsca i chwyciłam telefon stacjonarny, choć wiedziałam, że linie są martwe. Pobiegłam do swojego pokoju, wdzięczna, że schody były w miarę nietknięte. Drżącymi rękami zabarykadowałam drzwi szafą, w nadziei, że ochroni mnie to przed kanibalami, którzy mogli wtargnąć do środka. Usiadłam na łóżku, przygnieciona ciężarem rzeczywistości. W jednej chwili wszystko, co kochałam, zniknęło. Moi rodzice nie żyli, a ja zostałam zupełnie sama.

– Co ja teraz zrobię? Kto mnie obroni? – pytałam samą siebie, szlochając w poduszkę.

Łzy nie przestawały płynąć. Wzięłam do ręki smartfon i zaczęłam przeglądać zdjęcia moich rodziców, przypominając sobie każdą piękną chwilę spędzoną razem. Skuliłam się na łóżku, pogrążona w żalu. W tle słyszałam tylko hałas klaksonów, krzyki ludzi i przerażające dźwięki wydawane przez tych, których dotknął wirus. Od czasu do czasu rozlegał się kolejny wybuch.

Dochodziła północ. W końcu hałas na zewnątrz zaczął cichnąć. Wcześniejszy chaos zamienił się w niepokojącą ciszę. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam ulice usłane ciałami. Krew, wraki samochodów, zniszczenie – miasto wyglądało jak wymarłe. Jedyne światło pochodziło teraz od księżyca.

Byłam zbyt wyczerpana, by wyjść i szukać schronienia. Nie miałam też siły, aby przesunąć szafę, którą zabarykadowałam drzwi. W tamtej chwili mój pokój wydawał się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Próbując myśleć racjonalnie, ubrałam na siebie czarną bluzę, granatowe jeansy i białe buty sportowe. Spakowałam do plecaka latarkę, telefon, nożyczki i apteczkę z łazienki. Nie miałam niczego, czym mogłabym się obronić, więc jedynym wyjściem było zregenerowanie sił i wyczekanie świtu.

ZgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz