Nie ma czym się martwić.

348 34 10
                                    

Dzwonek oznaczał nie tylko koniec zajęć, ale i kres mojej codziennej udręki w szkole, której szczerze nie znosiłam od dłuższego czasu. Nie byłam złą uczennicą – wręcz przeciwnie, uczyłam się bardzo dobrze, a to właśnie jeden z powodów, dla których nie byłam szczególnie lubiana przez rówieśników. Moja nieśmiałość i odmienność nie ułatwiały mi nawiązywania relacji. Młodzież w moim mieście nieustannie imprezowała do późna, piła do nieprzytomności i brała różnego rodzaju dopalacze. Nie widziałam siebie w tym świecie.

Po zakończeniu ostatniej lekcji zauważyłam na szkolnym parkingu czarny sedan. Wyglądał jak samochód mojego ojca, ale przez chwilę nie byłam pewna. Dopiero kiedy zobaczyłam, jak tata wysiada i macha w moją stronę, uśmiechnęłam się szeroko. Radość, która ogarnęła mnie w tamtej chwili, nie chciała szybko ustąpić. Szybko wsiadłam do samochodu i przytuliłam go mocno.

– Nie sądziłam, że przyjedziesz po mnie – powiedziałam, tuląc się do niego.

– Szef zadzwonił, że dzisiaj zamykają biuro wcześniej. Pomyślałem, że ucieszysz się na mój widok, więc oto jestem – odpowiedział, całując mnie w czoło.

Dotarliśmy do domu przed siedemnastą. Sprawdzając skrzynkę na listy, jak zwykle znalazłam tylko rachunki. Wchodząc do domu, przypomniałam sobie o artykule z dzisiejszej gazety, którą rano tata zostawił na stole w salonie. Ciekawość wzięła górę. Usiadłam na kanapie, wzięłam gazetę do ręki i zaczęłam czytać.

„...Lekarze są zaniepokojeni szybkim postępem wirusa. U pacjenta z każdą godziną pojawiają się nowe objawy. Zaczęło się od nudności, bólów głowy i nadmiernego pocenia. Teraz dochodzi agresja..."

Poczułam narastający niepokój. Co to za wirus? Dlaczego wywołuje agresję? Z każdą sekundą w głowie rodziło się coraz więcej pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Odłożyłam gazetę na stół, gdy nagle usłyszałam głos mamy.

– Chloe! Obiad! – zawołała zza drzwi kuchni.

– Już idę! – krzyknęłam, wstając z kanapy.

Kiedy weszłam do kuchni, uderzył mnie zapach pieczonego mięsa. Mama przygotowała pieczone skrzydełka w pikantnym sosie klonowym – jedno z moich ulubionych dań. Zasiedliśmy wszyscy do stołu, zaczynając posiłek. Postanowiłam zapytać o artykuł.

– O co chodzi z tą chorobą, o której pisali w gazecie? – zapytałam, oczekując odpowiedzi.

– To nic takiego, nie martw się – odparł wymijająco tata, nie podnosząc wzroku znad talerza.

Nastała chwila ciszy. Czułam, że moi rodzice próbują coś przede mną ukryć, ale nie chciałam naciskać.

– A jak tam w szkole? – zagadnęła mama, próbując zmienić temat.

– Dobrze – odpowiedziałam krótko, wracając do jedzenia.

Do końca obiadu nie padło już żadne słowo. Kiedy skończyłam, wstałam od stołu i odstawiłam talerz obok zlewu.

– Obiad był pyszny – powiedziałam, kierując się w stronę salonu.

Po zamknięciu drzwi pomaszerowałam prosto do swojego pokoju. Zmęczona całym dniem, położyłam się na łóżku. Wpatrując się w sufit, zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i niemal od razu pogrążyłam się we śnie.

Kilka godzin później obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi.

ZgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz