3-ci dzień po rozprzestrzenieniu się wirusa.Obudził mnie odgłos maszerujących żołnierzy. Z początku nie mogłam się zorientować, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie wydarzenia z ostatnich dni. Na krześle obok łóżka leżały ubrania: zwykła szara bluza z kapturem, sprane błękitne jeansy i czarne wysokie buty. Nie były wojskowe, ale wyglądały na wygodne. Jesse spał na łóżku obok, wyraźnie zmęczony. Przyjrzałam mu się po raz pierwszy w świetle poranka. Miał około dwadzieścia kilka lat, ciemne, krótko ścięte włosy i niebieskie oczy. Jego skóra była trochę ciemniejsza od mojej, ale wydawało się, że to jego naturalny odcień, nie od słońca.
Wstałam cicho z łóżka, wzięłam kule i wyszłam na zewnątrz, nie chcąc go budzić. Powietrze było rześkie, a słońce dopiero wschodziło. W porównaniu do zatęchłych ulic miasta, w bazie czułam się znacznie lepiej. Rozejrzałam się po obozie, który wyglądał na ogromny — można było się tu łatwo zgubić. Nagle za mną pojawił się Jesse, trzymając ubrania, które zostawiłam.
— Chyba o czymś zapomniałaś — powiedział z uśmiechem.
— Brakuje mi rąk — odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
W tym momencie podszedł do nas William.
— Jesse, dowódca cię wezwał. Jakaś pilna sprawa — powiedział, patrząc na niego poważnie.
— W porządku. William, zaprowadź Alice do łaźni, proszę — odpowiedział Jesse, podając mu moje ubrania.
— Jasne, chodźmy — powiedział William, odbierając rzeczy.
Choć znałam ich dopiero od kilku dni, czułam się przy nich bezpiecznie. To oni mnie uratowali, więc ufałam im bez wahania. William odprowadził mnie do łaźni, gdzie mogłam wziąć prysznic. Podczas kąpieli zauważyłam, że stoi tuż za zasłoną, która oddzielała mnie od reszty pomieszczenia.
— Nie musisz mnie pilnować. Dam sobie radę — powiedziałam, starając się brzmieć naturalnie.
— Jesse wydał mi rozkaz, bym się tobą opiekował — odpowiedział stanowczo, nie zamierzając odpuścić.
Jesse kazał mu mnie pilnować? To było dziwne, ale jednocześnie rozumiałam jego troskę. Przebrałam się w nowe ubrania i wyszłam z łaźni. William zaprowadził mnie do stołówki, gdzie tłum ludzi już jadł śniadanie.
— Zaczekaj tutaj — powiedział William, wskazując na wolny stolik.
Usiadłam i rozejrzałam się po sali. Czułam się trochę nieswojo wśród tylu obcych twarzy. Po chwili William wrócił z tacą, a zaraz za nim pojawił się Jesse. Jego wyraz twarzy był poważny, jakby miał złe wieści.
— Coś się stało? — zapytałam, czując rosnący niepokój.
— Dowódca dowiedział się o twoim przylocie. Muszę cię zabrać do laboratorium, żeby sprawdzić, czy nie jesteś zarażona wirusem — odpowiedział Jesse spokojnie.
— Jeśli to rozkaz, to musisz mnie zabrać — odpowiedziałam, patrząc na Williama, który postawił przede mną talerz.
Śniadanie zjadłam szybko, nie chcąc opóźniać badań. Z laboratorium nie żartowali — było ogromne i ukryte pod ziemią, przez co wydawało się niemal nierealne. Wyglądało jak coś z filmów science fiction, z tą różnicą, że wszystkie te urządzenia były prawdziwe i w pełni sprawne. Jesse wszedł ze mną do pomieszczenia, gdzie miały odbyć się badania. Przy sprzęcie siedziała Linda, ta sama sanitariuszka, która opatrzyła moją kostkę.
— Dzień dobry, Alice — przywitała mnie ciepło.
— Dzień dobry, Linda — odpowiedziałam z uśmiechem.
— To standardowe badania dla wszystkich ocalałych ze stref kwarantanny. Sprawdzę twoją krew, oczy oraz ciało, aby upewnić się, że nie masz żadnych ugryzień ani zadrapań — wyjaśniła, przygotowując sprzęt.
Usiadłam na fotelu, a Linda rozpoczęła badania. Wyniki były pocieszające — nie miałam wirusa we krwi, a badanie oczu również nic nie wykazało. Kiedy przyszedł czas na sprawdzenie ciała, weszłyśmy za zasłonę. Trochę się krępowałam, ale wiedziałam, że muszę to zrobić, by mieć pewność. Zaczęłam zdejmować koszulkę, gdy Linda nagle zbladła.
— Masz zadrapanie na plecach... Ale dlaczego badania nic nie wykazały?! — wykrzyknęła z przerażeniem.
Jesse natychmiast podszedł, żeby zobaczyć, o co chodzi. Poczułam, jak serce mi przyspiesza. Zadrapanie? Nie czułam bólu, ani nie wiedziałam, że coś takiego mam. Czy to możliwe, że wirus jeszcze się nie uaktywnił?
Linda była wyraźnie zaniepokojona, mrucząc coś pod nosem.
— To niemożliwe... a może jednak...? — mówiła do siebie.
— Co jest niemożliwe, Linda? — zapytał Jesse, teraz jeszcze bardziej zmartwiony.
— Alice może być odporna na wirusa — powiedziała, patrząc na nas z niedowierzaniem.
— Jak to możliwe? — zapytałam zaskoczona.
Linda spojrzała na wyniki badań.
— Twój organizm zwalcza komórki wirusa, zanim te zdążą się rozprzestrzenić. To niezwykłe, ale wydaje się, że jesteś odporna — wyjaśniła.
Chwilę trwało, zanim zrozumiałam wagę tych słów. Byłam odporna? To wydawało się nierealne.
— To nie zabrzmi dobrze, ale... Alice, możesz być antidotum. Jeśli zrozumiemy, jak twój organizm zwalcza wirusa, możemy stworzyć lekarstwo. Ale na razie to musi pozostać w tajemnicy. Nikt nie może się o tym dowiedzieć — powiedziała Linda z niepokojem.
To, co przed chwilą usłyszałam, było szokujące. Może to dar, a może przekleństwo, ale teraz wiedziałam, że mam w sobie coś, co może uratować świat.
— Kolejne badania zrobimy za tydzień. Do tego czasu, Jesse, musisz zadbać, żeby nikt o tym nie wiedział — powiedziała Linda, po czym opuściliśmy laboratorium.
Jesse, widząc, jak bardzo jestem zmęczona, wziął mnie na ręce i zaniósł do namiotu. Moje ciało domagało się odpoczynku, a kule nie pomagały w poruszaniu się, więc byłam mu wdzięczna. Odpoczynek był teraz dokładnie tym, czego potrzebowałam.
CZYTASZ
Zguba
AdventureNastoletnia Chloe jest pierwszą i ostatnią osobą na świecie, która jest niewrażliwa na chorobę przekształcający istoty ludzkie w chodzących zmarłych. Czy uda jej się pokonać wszelkie strachy i uratuje ludzkość od całkowitej zagłady?