Po powrocie do swoich kwater Hermiona zastała patronusa Luny.
-Przepraszam Hermiono ale nie mogę przyjść. Tata się rozchorował i muszę jego pilnować żeby brał lekarstwa.-powiedział królik i zniknął. Hermiona prychnęła i udała się do łazienki załatwić swoją potrzebę. Po wyjściu wyczarowała patronusa i wysłała go do Sewerusa z informacją że wróciła do domu. Po namyśle poszła do salony i zaczęła czytać. W pewnym momencie usłyszała trzask otwieranych drzwi i stukot butów Sewerusa. Podszedł do niej i przytulił zmuszając ją do wstania.
-Jak ci minął dzień Sewerusie?-spytała Hermiona twarzą przyciśniętą do klatki piersiowej mężczyzny.
-Jak zawsze paskudnie.Te bachory mnie doprowadzają do białej gorączki.-Słuchając tego Hermiona zaczęła cicho chichotać.
-Nie zapominaj kochany że już za kilka miesięcy ty też będziesz mieć 'bachora' i to na dodatek dwa.-powiedziała wesoło Hermiona i odsunęła się od mężczyzny. Podeszła do szafy i przebrała się w luźnie ubrania. Po przebraniu postanowiła odwiedzić Hagrida i przy okazji pomęczyć trochę jego Puszka.
-Kochanie idę odwiedzić Hagrida będę za około godziny poradzisz sobie do tego czasu sam?-spytała się wesoło kobieta spoglądając na palący się kominek.
-Po cholerę tam idziesz jeszcze cię zgniecie przy witaniu się a ten pies ugryzie.-mruknął niezadowolony mistrz eliksirów.
-Nie przesadzaj bardzo dobrze wiesz że Puszek mi nic nie zrobi a Hagrid nie udusi.-powiedziała i powędrowała do starego przyjaciela.