V ~ "Świat"

30 4 5
                                    

Oczom Roniego ukazał się świat, jakiego nie mógł jeszcze nigdy zobaczyć. Wypady w ramach ćwiczeń były niczym w porównaniu z tym co teraz widział. Szara, wypalona ziemia, kikuty spalonych drzew, martwe miejscowości. Młodzieńcowi odebrało mowe. Czy to możliwe by na takim świecie mogli żyć jeszcze ludzie? Wśród tego wszystkiego normalne było tylko niebo - błękitne z nielicznymi chmurami, jakby niewzruszone widokiem, który się pod nim rozpościera. Swoim pięknem napawało nadziejom serca młodych żołnierzy.

- Tak teraz wygląda cały świat? - zapytał sierżanta Jack.

Młodzieńcy jak na zawołanie spojrzeli na swojego dowódcę oczekując odpowiedzi. To było okropnie nurtujące pytanie.

- Na szczęście nie - odpowiedział po chwili Matt. Kilku młodzieńców odetchnęło z ulgą. Sierżant kontynuował - Katastrofa węglowa, apokalipsa węglowa, jak zwał tak zwał jedne miejsca dotknęła bardziej, inne mniej. Wasza placówka znajduje się w średnio dotkniętej strefie. Węgiel typu "B" spowodował tam 80% procentowy zanik powietrza i liczne pożary. Teraz jednak powietrze w tym miejscu jest w normie dlatego nie musimy zamykać drzwi.

Ron spojrzał znów na znajdujący się pod nim świat. Śmigłowiec przelatywał właśnie nad autostradą pełną wypalonych wraków samochodów. Na młodzieńcu ogromne wrażenie robiły zawalone mosty, a także rozjazdy i wielkość tej wielkiej drogi. W tym samym czasie sierżant dalej opowiadał o zrujnowanym świecie.

- Najmniej ucierpiały wybrzeża, miejsca najbardziej oddalone od kopalni "Center", czyli epicentrum, a także wietrzne okolice. Jakby to optymistycznie nie brzmiało, niestety prawda jest taka, że praktycznie cały glob ucierpiał wskutek tej katastrofy.

Po głowie Roniego krążyły tysiące myśli. Tyle nowych informacji o świecie, w tak krótkim czasie nie dowiedział się jeszcze nigdy. Nie wiedział od jakiego pytania zacząć, by poskładać wszystko w spójną całość i dowiedzieć się jeszcze więcej. Verd był szybszy, jednak jego pytanie dotyczyło czegoś zupełnie innego.

- Tam są ludzie?

Wszyscy spojrzeli na młodzieńca, który zaintrygowany przyglądał się czemuś za oknem. Ron spojrzał na sierżanta. Przeszył go dreszcz grozy, gdy zobaczył jego pobladłą twarz.

- Co oni tam robią? - zapytał Sped siedzący obok Verdiego, również wyglądający przez okno, ponieważ drzwi znajdowały się od niego za daleko.

- Pilot, podnieś maszynę! - rozkazał wciąż blady Matt - Zasuńcie drzwi - dodał do zdezorientowanych żołnierzy.

Ron siedzący najbliżej lewych drzwi Turbośmigłowca odpiął pasy i podtrzymując się uchwytów w suficie podszedł do mechanizmu blokującego. Zwolnił blokadę, po czym jednym ruchem zasunął ciężkie, opancerzone drzwi. Zastanawiał się nad tym co Verd i Sped widzieli za oknem i dlaczego tak zareagował na to dowódca. Odwrócił się do kompanów i zapytał.

- Co tam było?

Matt spojrzał na młodzieńca. Jego twarz nie przypominała tej z koszar. Była blada, poważna i widniała na niej nutka strachu.

- Nie powinniście tego widzieć - odpowiedział.

- Czego? - Verd wstał z miejsca - To byli ludzie!? Jeżeli tak to czemu im nie pomożemy!?

Odpowiedź sierżanta zmroziła Roniemu krew w żyłach.

- To kiedyś BYLI ludzie... Teraz już nie są.

Młodzi żołnierze natychmiast zrozumieli sierżanta. To byli Popielaci! Biedni ludzie zarażeni "Szarą" pandemią. Na tą chorobe nie było leku. Zarażonego czekała śmierć. Jednak ostatnimi czasy pojawiły się doniesienia, że chorzy nie umierają. Stają się natomiast agresywni i wrodzy w stosunku do zdrowych. Pocieszające było to, że to tylko plotki. Skąd chorzy znaleźli się w tym miejscu? Nikt w lecącej maszynie nie mógł znać odpowiedzi na to pytanie.

Czas zagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz