PROLOG

22 5 0
                                    

- Mindy, wyglądasz cudownie, kochanie - mama pochylała się nade mną, kończąc wplatać w mój warkocz drobne kwiatki. - Jak prawdziwa Julia.

To był mój dzień. Jeszcze wczoraj myślałam, że przyjdzie mi stać za kurtyną i patrzeć, jak najładniejsza z klasy dziewczyna - Sara - odgrywa główną rolę i to jej wszyscy biją brawa. Jednak chyba ktoś tam na górze zlitował się nad moim losem i rano mama dostała telefon z informacją o złamanej nodze Sary, więc rozpoczęłyśmy przygotowania.

- Dziękuję - powoli zaczynałam łapać tremę - Mamo, a co jeśli nie dam rady? Zapomnę tekstu? - zapytałam, oglądając swoją sukienkę w lustrze.

- Dasz sobie radę, jesteś bardzo utalentowana jak na 14 lat, sama pani Brown powiedziała mi to po twoich pierwszych zajęciach - pocieszała mnie - Teraz o tym nie myśl, tylko ubieraj buty i idziemy do samochodu - powiedziała, kończąc moją fryzurę.

Pani Brown była opiekunką koła teatralnego. Miła kobieta, znająca się na aktorstwie. Darzyłam ją ogromnym szacunkiem, jednak w myślach miałam za złe, że wszystkie główne role damskie zawsze obsadzane były przez Sarę. A w tym wypadku nie talent dawał jej te szanse, tylko ojciec zasiadający w Radzie Szkoły.

Całą drogę do teatru przesiedziałam w nerwowym napięciu, powtarzając kwestie w myślach. Kiedy weszłam do szatni i kątem oka przez szparę w kurtynie dostrzegłam ilość gości na widowni, ścisnął mi się żołądek. "Ćwiczyłaś to całe miesiące, uda się" - powiedziałam do siebie i stanęłam obok reszty koleżanek i kolegów biorących udział w przedstawieniu. Była tam też moja dobra przyjaciółka - Hasley.

- Hej, ładnie wyglądasz - podeszła i objęła mnie.

- Ty też. Tak bardzo...wieśniacko - w odpowiedzi zaśmiała się i poprawiła narzucony na ramiona materiał stroju Wieśniaczki numer 2.

- Słyszałaś, co wczoraj zrobił Rees? - spytała, ściszając głos.

Rees był synem pani Brown. Raczej czarną owcą rodziny. Nauczyciele z trudem znajdowali miejsce, żeby wpisywać kolejne uwagi w jego dzienniczku . Razem ze swoją "zgrają" kumpli złamał z pewnością każdy punkt regulaminu szkolnego.

- Co znowu? - jęknęłam, wyobrażając sobie, jak coś podpala albo demoluje z demonicznym wyrazem twarzy.

- Niby "przez przypadek" razem z Matt'em wylali farbę na tekturowe drzewa. Niebieską farbę! - Cóż, wiele się nie pomyliłam - Pani Brown była super wkurzona, kazała im pomalować je jeszcze raz. Szkoda, że nie słyszałaś, jak im dogadywała. Pierwszy raz widziałam Rees'a tak przestraszonego - zaśmiała się.

Chwilę potem zobaczyłyśmy, jak chłopak z opuszczoną głową kieruje się do pomieszczenia gospodarczego razem z dwoma puszkami farby. Ręce miał zielone, twarz i górną część koszulki brązowe. Dobrze mu tak, ciągle wszystko psuje. Jak byliśmy młodsi, to nawet zamieniałam z nim kilka słów, ale potem uznałam, że lepiej zachować dystans. Ku mojemu zdziwieniu Haley wpatrywała się w niego jak w obrazek.

- Ekm, Haley? - dziewczyna od razu zarumieniła się i spuściła głowę. - Czy chcesz mi coś powiedzieć? - zapytałam kpiąco.

- Jesteś ślepa, czy co, Mindy? Widziałaś, jak on wygląda? Żaden chłopak w naszej szkole nie ma takich błękitnych oczu, takich kręconych ciemnych włosów...eh - rozmarzyła się.

- Dobra, nieważne - powiedziała widząc moją zniesmaczoną minę. - Ty nie lubisz żadnego chłopaka.

- Dla mnie jest zwykłym rozrabiaką, nic więcej. Mam nadzieję, że nie obróci w ruinę dzisiejszego dnia - powiedziałam i ruszyłam za resztą grających, bo właśnie pani Brown ogłosiła, że zaczynamy za 5 minut. Zauważyłam Rees'a, który wmieszał się w tłum.

Rozbłysły światła, kurtyna zaczęła powoli się rozsuwać. Pierwsi aktorzy wyszli na scenę, gotowi do odegrania swoich ról. Ja miałam wyjść zaraz po Haley. Nie był to typowy "Romeo i Julia". Scenariusz został trochę zmodyfikowany - usunięto sceny śmierci, a dodano bardziej żartobliwe dialogi i dwie piosenki.

- Mindy, wchodzisz - usłyszałam szept pani Brown.

Teraz czas pokazać, na co mnie stać. Od dziecka marzyłam, żeby zostać aktorką. Często stawałam przed lustrem, mówiąc do siebie lub śpiewając. Podkradałam ubrania mamy i, jak dyktowała mi dziecięca wyobraźnia, łączyłam szalone kolory ze sobą, określając się jako "Księżna Mindy". Niedyspozycja Sary była więc moją szansą.

Uniosłam sukienkę i skierowałam się na scenę. Już miałam postawić pierwszy krok w światła, kiedy poczułam coś twardego pod stopą i momentalnie straciłam równowagę. Zanim runęłam na świeżo pomalowane drzewa i kilka również tekturowych domków, ujrzałam szczerzącą się twarz Rees'a. Potem wszystko wydarzyło się szybko. Rozległy się głośne chichoty młodszych członków widowni, koledzy Rees'a pokładali się ze śmiechu zaraz za moimi plecami. Po chwili poczułam kłujący ból w kolanie, zamknęłam oczy, żeby nikt nie zobaczył, jak płaczę.



-

Jak długo?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz