***

12 1 0
                                    

Ruszyłam wzdłuż zaparkowanych samochodów, zatrzymując się przy czarnym Golfie.
- Jest w domu twoja mama może? - zapytał Rees, otwierając drzwi od strony pasażera.
- Nie rozumiem, czemu to cię niby interesuje - fuknęłam, próbując wsiąść do samochodu.
- Bo nie chcę, żebyś była tam sama - powiedział łagodnie. - Mindy, nie jestem twoim wrogiem - chwycił moją rękę, żeby mnie podtrzymać.
- A ja nie jestem inwalidką - wyrwałam mu się, niechcący opierając cały ciężar ciała na bolącej kostce.
- Kuźwa! - krzyknęłam z bólu, instynktownie łapiąc się najbliższej rzeczy, żeby nie upaść, czyli ramienia chłopaka.
- Nie jesteś, ale potrzebujesz trochę pomocy - złapał mnie mocniej.
Ignorując mój sprzeciw, założył moje ramię na swoją szyję i posadził mnie na fotelu. Jakby tego było mało, sięgnął po pas i zaczął szukać wtyczki, by go zapiąć, jednocześnie muskając ręką mój biust i szyję. Był bardzo blisko. Zamknęłam oczy i czekałam, aż w końcu go zapnie.
- Możesz mnie już zostawić? - zapytałam szybko, czując, jak robi mi się gorąco.
- Dobrze, dobrze...Kluseczko - ostatnie słowo dopowiedział, zamykając już drzwi, więc nie usłyszał, jak szepczę pod nosem "dupek".
Droga do domu bardzo mi się ciągnęła.
- Możesz zrobić cieplej? - zapytałam, trochę zziębnięta.
- Jasne.
- Zmień stację w radiu - poleciłam, mimo, że piosenka nie była taka zła.
- Dobrze.
- Tam powineneś dać kierunkwskaz.
- Mindy... - zaczął, ale nic sobie z tego nie robiłam.
- Wolisz, żebym w ogóle się nie odzywała, tak?
- Nie o to chodzi.
- Dobra, jak chcesz.
- Mindy! Nie zachowuj się jak... - nie dokończył.
- Jak co? Jak dziecko? Jak zrzędliwa baba? - zezłościłam się.
Ni stąd, ni zowąd, zatrzymał samochód na poboczu i spojrzał na mnie.
- Mieszkam ulicę dalej - powiedziałam.
- Wiem.
- Więc po co...?
- Przestaniesz mówić na chwilę?
- Okej.
- Słuchaj...chciałbym, żeby było między nami inaczej. Nie podobają mi się nasze ciągłe spięcia... Jak długo?
- Jak długo, co?
- Jak długo zamierzasz chować do mnie uraz o głupi wybryk z przeszłości? Byłem tylko dzieciakiem, chcącym zrobić na złość matce.
- Szkoda tylko, że moim kosztem - odparłam, odwracając głowę.
- Wiem, przepraszam. Wybacz mi to, proszę. Ciężko mi, kiedy traktujesz mnie, jak typowego dupka.
- Rees, czy ty siebie słyszysz? - zapytałam cedząc każde słowo. - Upokarzasz mnie przed całą szkołą i muszę z tym żyć, potem dokuczasz mi, kiedy tylko mamy styczność, a teraz prosisz, żeby było między nami okej? Nie bądź śmieszny. Od kiedy to ten Rees kobieciarz i największy przystojniak w szkole nagle zrobił się taki biedny i wrażliwy na czyjąś krzywdę?
- Ej, to nie tak...
- Nie tak? I co teraz? Robisz z siebie rycerza i chcesz być moim przyjacielem? - zakpiłam.
- Mindy, ja..
- Jedź już - przerwałam mu zimno.
- Nie jestem już tym dzieckiem z podstawówki. Naprawdę.
- Nie słyszałeś, co powiedziałam?
Chłopak ruszył gwałtownie. W kilka chwil dotraliśmy do mojego domu. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i po krótkim "dzięki" wysiadłam. Rees od razu odjechał.
- Eh - westchnęłam, pukając w drzwi.
- Mamo? To ja - zapukałam ponownie.
Otworzyłam torebkę w poszukiwaniu kluczy. Wgramioliłam się jakoś do domu, kulejąc i stękając. Wykręciłam numer do mamy. Gdzie ją wywiało, przecież ma dzisiaj wolne...
"Spotykam się z Eve, wrócę wieczorem.
P.S. Nie mogę znaleźć telefonu, więc raczej nie dzwoń" - przeczytałam liścik przyklejony do drugiej strony drzwi, zwraz po tym, jak włączyła się poczta głosowa.
Super. Rzuciłam rzeczy na podłogę i poszłam do kuchni po wodę, bo noga dawała mi się we znaki, a tabletka od pielęgniarki bardzo pomogła. Połknęłam ją szybko i ruszyłam w stronę kanapy. Podpierałam się o każdy mebel, starając się jak najbardziej odciążyć nogę. Usiadłam, sięgnęłam po pilot, kiedy nagle usłyszałam dziwny dzwięk, dochodzący z pokoju mamy. Coś jakby szuranie a po chwili pękające szkło.
Boże! Schowałam się za fotelem. A jeśli ktoś się włamał? Drzwi były zamknięte, a co jeśli mama miała otwarte okno? Myśli przechodziły mi przez głowę wraz z coraz bardziej ogarniającym mnie paraliżującym strachem. Skuliłam się za meblem. Modliłam się, żeby w końcu zrobiło się cicho. I nagle tak się stało. Odczekałam jeszcze dziesięć minut, zanim odważyłam się sięgnąć do kieszeni po telefon. Nie miałam do kogo zadzwonić. Haley była w szkole, mama poza miastem, więc został mi...
13:24
BŁAGAM, PRZYJEDŹ SZYBKO.
MI.

Zamknęłam oczy, starając się uspokoić oddech. Nie minęło kilka minut, a usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych. Rees wpadł do mieszkania, krzycząc moje imię. Gdy mnie zauważył, przyłożyłam palec do ust i wskazałam na pokój mamy. Pokiwał głową i ruszył w tamtym kierunku. Widziałam, jak znika za drzwiami. Po minucie ciszy zrobiłam się spięta, ale gdy po pięciu wciąż się nie odzywał, przed oczami stanęły mi najczarniejsze scenariusze.
- Rees? Rees, wszystko w porządku?
Usłyszałam stęknięcie.
- Boże, Rees! - wstałam i najszybciej jak potrafiłam, podeszłam do wejścia. Stęknięcie się powtórzyło.
- Jeśli coś mu zrobiłeś, wiedz, że jestem uzbrojona i się z tobą policzę! - krzyknęłam, otwierając drzwi i przybierając groźną pozę. Nie zobaczyłam krwi ani poodcinanych kończyn. Chłopak siedział, a raczej leżał na łóżku ledwie powstrzymując śmiech.
- Moja bohaterka - wstał i mnie przytulił, nim zdążyłam się odsunąć.
Zabiję go. Tu i teraz uduszę własnymi rękoma. Odsunęłam go od siebie.
Dopiero teraz zauważyłam puchatą kulkę na łóżku.
- Niestety, to nie był żadnen włamywacz, żebym mógł wykazać się męskością, tylko mały...
- Kotek! - podeszłam do niego. - To ty narobiłeś tyle hałasu, urwisie? - powiedziałam, głaskając go.
Był cały czarny za wyjątkiem przednich łapek. Cały się trząsł i miauczał intensywnie. Wzięłam go na ręce, a Reesowi kazałam wyjąć koc z szafy mamy. Zrobiliśmy mu tymczasowe legowisko na kanapie i daliśmy trochę ciepłego mleka na talerzyku.
- Ale ci narobił stracha - powiedział Rees, kiedy siedzielismy przy kocie.
- Bardziej hałasu.
- To w sumie fajne imię - Hałas. Pasuje do niego - stwierdził.
- Rzeczywiście - odparłam. - Ciekawi mnie jednak, jak on wlazł przez to okno...
- Tego chyba nigdy się nie dowiemy. Myślisz, że będziesz mogła go zatrzymać?
Odparłam, że muszę to jeszcze skonsultować z mamą, ale raczej Hałas dołączy do rodziny.
- Dziękuję, że przyjechałeś.
- Nie ma sprawy. Dla ciebie wszystko.
Popatrzyłam na niego, jakby właśnie powiedział, że rzuca kosza dla baletu.
- No co, mówię prawdę.
- Po prostu nasza relacja jest dziwna - westchnęłam.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę z kotem, po czym zasugerowałam chłopakowi, że może już iść.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Dobrze, to do zobaczenia jutro.
- Raczej nie będzie mnie w szkole - powiedziałam.
- Wiem - odparł Rees i podniósł się z kanapy do wyjścia.

Jak długo?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz