♦ V ♦

1.8K 173 293
                                    

Boże! Dotarłam! :'DDDD

Po powrocie z urlopu miałam taki maraton w pracy, że na okrągło spałam i nawet nie mogłam zbetować pierwszej części tego pod spodem. Zabierzcie mnie z powrotem do dzieciństwa. :C

Notę kończę w jedynym słusznym momencie, by nie przerywać niepotrzebnie dalszej akcji (hyhy♥), bo takich rzeczy nie lubię kawałkować czytelnikom. Mam nadzieję, że podsycę Waszą ciekawość. :D No, ale nie przedłużam już!

Nie żałujcie mi swych wrażeń!

Pozdrawiam i enjoy~~

Dedyczek tym razem za motywowanie najlepszym Sasogejem dla Susanisfantastic. ♥

***


Sasori był rudy.

Był to fakt niezaprzeczalny i wyraźnie niosący ze sobą konsekwencje, które zdążyłem sobie niestety uświadomić. Bo mimo tego, że połowa populacji wysp miała na głowie wszystkie kolory tęczy, naturalna ciemna rudość wyglądała bynajmniej niecodziennie. Nic więc dziwnego, iż zawsze w drodze na korepetytorskie męki czułem na sobie spojrzenia obecnych w uliczce przechodniów, a już na pewno wszystkich mieszkańców owego dalece pedanckiego osiedla.

Oto i długowłosy blondyn o niemal europejskiej urodzie, z teczką pod pachą zmierzał do domu Sasoriego Akasuny, w celu nikomu nieznanym, a podejrzanie tajemnym.

W dodatku zmierzał nie po raz pierwszy, za każdym razem wychodząc w całości i fizycznie zdrów. Otóż właśnie - z naciskiem na 'fizycznie'.

"Kogo by obchodził cudzy łeb?" - Pytałem z ironią sam siebie, marszcząc brwi.

Zgorzkniałe myśli krążyły wokół mej głowy jak sępy, czekając na chwilę słabości, by rzucić się na swoją ofiarę. Dzień był wyjątkowo podły, skutkiem czego moja odporność na wspomnianą przypadłość wprost była proporcjonalna do nastroju.

Trud egzystencji rósł bez litości.

Mój mózg od tygodnia zdawał się pełnić wyłącznie funkcję obecnej w czaszce różowej galaretki. Wszelkie próby zmuszenia się do konstruktywnych zajęć kończyły się wegetacją, okraszoną obsesyjnym myśleniem o pewnym rudowłosym świrze, który to świr z kolei zdawał się dokładać starań, by nie rozpraszać mnie swą obecnością poza niezbędnym uczelnianym minimum. Słowem - unikał mnie.

Byłem jednocześnie spanikowany, rozżalony i wściekły.

Hidan, sąsiadujący ze mną ławką na ekonomii, rzucał mi pytające spojrzenia. Ignorowałem je uparcie, obserwując jego narastającą frustację i napawając się nią w duchu szczególnie wtedy, gdy obraził się i nie odzywał do mnie nawet po powrocie do mieszkania.

Czułem się jak pospolita sucz i było mi z tym dobrze.

Na kim w końcu miałem się wyżyć? Psa przecież szkoda.

Wybitnie było smutne, że napędzony moją ostatnią korepetytorską nagrodą tak byłem niezdolny do uczenia się czegokolwiek poza lalkarstwem, że oblałem parszywie egzamin z mojego własnego głównego przedmiotu. Dokładnie z tego, z którego krajowy konkurs miałem ambicje wygrać miesiąc później.

Mój prowadzący, stary Oonoki, przez piętnaście minut rugał mnie po wykładzie, twierdząc że w ten sposób rzeźbić to można co najwyżej gładź pod kafelki.

Czy to był już ten moment, w którym wstępowałem na drogę sadomasochizmu, tego nie wiem. Wiem tylko, że w jakiś sposób doprowadzanie ludzi do szału sprawiało mi w tym dniu obrzydłą satysfakcję.

Lalkarstwo w Pigułce || SasoDeiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz