♦ VI ♦

1.9K 177 265
                                    

No więc jestem, uwinęłam się tym razem, wena przyszła zgodnie z Waszymi życzeniami.♥

Ponieważ ten rozdział jest wyjątkowy, dedykuję go wszystkim tym, którzy nieustannie wspierają mnie w pisarskiej dziedzinie - wiedzcie, że bez Was by mnie tu nie było. Miłość dla Was!

Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą - mam nowiutki fp na Facebooku, gdzie wrzucam info i smaczki z robiących się rozdziałów, także zapraszam na https://www.facebook.com/HanFiczki/

Also zarzucę małą autoreklamą - jeśli ktoś z Was lubi folkmetal, nagrałam z zespołem nową płytę i jeden z utworów można usłyszeć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=dDv_jR4W7AA  ~~ Będę wdzięczna za łapki w górę, jeśli się komuś spodoba. :'D

Miłego rozdziału! Enjoy~!


***


Blat stołu był przyjemnie chłodny. Była to zresztą jedyna miła rzecz, jaką mogłem odczuwać w tamtej chwili.

Sporzenie Akasuny, przepełnione rozczuloną ironią i toną satysfakcji, wypalało dziurę w mojej twarzy jak rozgrzany do czerwoności pręt; ja natomiast zdolny byłem wyłącznie do siedzenia sztywno na krześle i mrugania jak kretyn.

Tak, gdybym miał nadzieję, że on naprawdę jeszcze mnie nie rozgryzł.

Fortuna uczyła sobie ze mnie obiekt masakracji.

- Dlaczego niby miałbym być zazdrosny o coś, co się kiedyś stało? - wyplułem bez zastanowienia. Mój rozmówca parsknął śmiechem z niedowierzającą miną, a do mnie, jak zwykle po fakcie, dotarł wydźwięk moich słów.

- A teraz byś był? - spytał, jakby chodziło o mój ulubiony kolor. Parszywy, cyniczny, obrzydliwie seksowny uśmiech przywarł do jego ust i nie zamierzał się stamtąd ewakuować. Przewróciłem wściekle oczami.

- Nie to miałem na myśli.

- Z pewnością.

Byłem absolutnie przekonany, że dzikie uderzenia mojego serca o wnętrze żeber dociera do jego uszu. Twarz paliła mnie żywym ogniem. Poczułem, że zaraz zwariuję i należy coś z tym natychmiast zrobić.

Gospodarz opierał twarz na podpartej o stół dłoni, wyraźnie mierząc stan mojej psychicznej wytrzymałości, będącej w tej chwili na skraju załamania. Jedyne, co mi pozostało, to kapitulacja lub odwet. Mój honor za spokój ducha - równanie było nader proste, postanowiłem więc nie składać własnej dumy w ofierze i wziąć byka za rogi. A raczej diabła.

- Życzyłby sobie profesor inaczej? - zagaiłem prowokującym tonem. Nie musiał wiedzieć, że trząsłem się wewnątrz jak osika na wietrze. Dłuższą chwilę oboje milczeliśmy, nim padła krótka odpowiedź:

- Wiele jest rzeczy, których bym sobie życzył - zaczął, udając że nie widzi moich palców, zaciskających się na szkle - a w tym momencie najbardziej świętego spokoju.

Podniosłem wzrok na sufit i zapewniłem zgryźliwie:

- Już się wynoszę.

W komentarzu otrzymałem takie spojrzenie, jakbym nasikał mu właśnie na wycieraczkę.

- Nie od ciebie, narwany idioto.

- A od kogo?

- Nie od kogo, tylko od czego. - Podniósł szklankę do ust i upił porządnie. Tym razem przyciągnął sobie i sok, a ja poszedłem w jego ślady.

- No więc od czego? - ciągnąłem temat, obserwując jak wyciąga flaszkę spod stołu i obu nam polewa.

- Nie udawaj, że cię to interesuje - skomentował tylko z kwaśną miną, a ja poczułem, że zalewa mnie krew. Wyprostowałem się na krześle, obróciłem i wyciągnąłem po stole w jego stronę na bardzo niestosowną odległość. Jego brwi uniosły się wysoko, ale nie odsunął się. - Gorzej ci?

Lalkarstwo w Pigułce || SasoDeiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz