Ork/Verome-
Dzisiaj był twój pierwszy dzień w straży Kodey. Byłaś strasznie zestresowana, ale także mega szczęśliwa. To cud, że udało ci się tam dostać, ponieważ głównie pracowały tam Orki. Jedynym człowiekiem oprócz ciebie była tam księżniczka dla której miałaś pracować.
Szłaś wydeptanym skrótem w stronę gigantycznego, marmurowego zamku, co chwila odgarniając długie włosy że spoconego czoła. Nie dziwiłaś się, bo od miasteczka w którym mieszkasz jest dobre kilkanaście kilometrów konno, a ty nie miałaś wystarczająco pieniędzy, aby konia posiadać. Byłaś zdana tylko na swoje uginające się od zmęczenia nogi.
Kilka minut później byłaś przed mostem zwodzonym, który aktualnie był ,, zamknięty''. Popatrzyłaś na wąską rzeczkę z góry.
-Krokodyle. Thh, typowe.- powiedziałaś pod nosem, opierając ręce na bokach. Czekałaś dobre kilka minut zanim jeden z zielonych strażników zdał sobie sprawę, że ktoś stoi po drugiej stronie. Widziałaś jak stwory szepczą coś między sobą. Po chwili usłyszałaś tubalny głos.
-Księżniczka nie miała mieć żadnych gości.
-Ale ja w sprawie pracy!- odkrzyknęłaś wzburzona postawą orków.
-Skąd mamy wiedzieć, że to akurat TY.- ostatnie słowo wręcz wypluł z odrazą.
Przewróciłaś oczami, po czym wyjęłaś z plecaka dokument. Stwory zmrużyły oczy i spojrzały po sobie ze zdziwieniem. Nie dziwiłaś im się. Byłaś dość chudą i niską osobą. Z mięśniami też było słabo.
Miałaś już krzyczeć do nich aby zamknęli most, ale najwidoczniej też i tym pomyśleli i chwilę później znalazłaś się tuż przed nimi.
-Verome, brachu...- jeden z nich chciał się podlizać drugiemu. Prychnęłaś na ten widok.- Może ty ją odprowadzisz, co?
-Niech ci będzie, ale ty zostajesz na nocną zmianę- Verome, bo tak się nazywał, odpowiedział z niemałym zdenerwowaniem zabijając wzrokiem towarzysza.
Szliście w ciszy, co nie za bardzo ci się podobało. Myślałaś nad tym jak zacząć rozmowę.
-Reader jestem.- wyciągnęłaś rękę w jego stronę, czekając na jego ruch, jednak do takowego nie doszło. Ork odwrócił głowę w drugą stronę.
Tak. ,,Pewnie minie długiiii czas zanim nawiążę z nim kontakt".Centaur/Astel-
Od kilku lat mogłaś szczycić się mianem najlepszego weterynarza w całym kraju. Leczyłaś najróżniejsze choroby i wirusy u najróżniejszych stworzeń. Od najgroźniejszych smoków po zwykłe wróżki wielkości dłoni, ale nigdy nie przypuszczałaś, że twoim następnym pacjentem będzie Centaur. Dlaczego byłaś taka zdziwiona? Stworzenia te słynęły ze swojej odporności na wszelakie urazy, a jak takowy się zjawił same dawały sobie radę. Ubrałaś się w lekarski kitel i ruszyłaś na tereny zamieszkane przez hybrydy.
Kilka minut później byłaś już na miejscu. Pierwsze co rzuciło ci się w oczy były duże domy dostosowywane do rozmiarów centaurów. Wszytko tu wydawało się większe i urządzone w ala kowbojsko- naturalnym stylu. Nagle obok twojego nosa przeleciała strzała przecinając powietrze i trafiając w tarczę po drugiej stronie.
-No, no, no. A któż to zaszczycił w nasze rejony, hę?- usłyszałaś rozbawiony głos. Przy tobie pojawiło się majestatyczne stworzenie. Był to chłopak, na oko 20 lat. Długie granatowe włosy falowały lekko na wietrze. ,,Druga strona'' była pokryta kasztanową gładką sierścią. Dopiero po chwili zrozumiałaś jego słowa.
-Bardzo śmieszne. Jestem tu służbowo. Podobno jeden z was został ranny.- rzekłaś z lekkim uśmiechem.
-Aaa...no tak.- chłopak wyglądał jakby się zastanawiał- Jedną z młodych zaatakował wilk. Możliwe że wdało się zakażenie, czy coś....No, zaprowadzę cię do niej.- nie wyglądał na jakoś specjalnie przejętego. To tak, jakby zdarzało się tak na co dzień i było dla niego rutyną.
Po 2 godzinach mała rudowłosa dziewczynka była opatrzona. Zanim ruszyłaś do domu zostałaś zatrzymana przez tego samego centaura co wcześniej.
-Astel jestem- uśmiechnął się wesoło.
-Reader- odpowiedziałaś że śmiechem.Wilkołak/Gabe-
Od miesiąca jesteś nielegalną handlarką broni. Dlaczego upadłaś tak nisko? Twój chłopak zaczął cię szantażować. Powiedział, że jak nie rozprowadzisz JEGO towaru zabije cię i twoją siostrę. Oczywiście ty się zgodziłaś, bo tylko ona ci została. Już po kilku dniach policja zaczęła węszyć twoim tropem i wieszać na tablicach i słupach twoje zdjęcie, jednak ty zostawałaś niezauważona. Twoimi głównymi klientami były zwykłe bandziory z chrapką na złoto króla lub banku. Dostawałaś za to dobrą kasę, a jak bank został obrobiony dostawałaś dwa razy tyle. Twoje istnienie było dobrze rozpowszechnianie, to na tle policyjnym, to na gangsterskim. Każdy dzień wyglądał tak samo. Przyjdź pod umówione miejsce, dostań coś w zamian, nie daj się złapać, odejdź z triumfem i nadzieją, że Kira (siostra) żyje i ma się dobrze. No bynajmniej do dzisiaj. Twoja siostra zachorowała. Pewnie pomyślisz sobie, mój czytelniku ,,Hej, ale co w tym strasznego?''. Dla młodocianej przestępczyni z szantażem na ramieniu to naprawdę cios poniżej pasa, więc jeżeli chciała uratować chorą osobę musiała zarobić o wiele więcej.
Wyszłaś na spotkanie z klientem pod okoliczny pub. Wszystko by szło dobrze, ale osobą która miała zapewnić ci kasę, okazał się policjant. Sprytnie złapał cię w pułapkę udając zwykłego łowcę okazji. Nie czekając na jego werdykt czmychnęłaś do lasu. Po chwili zgubiłaś go. Twój oddech powoli się uspokajał, a nogi i ręce trzęsły się od adrealiny. Nawet nie zauważyłaś jak coś powoli zbliżało się w twoją stronę. Odwróciłaś głowę w tamtą stronę, ale osobnik popchnął cię w krzaki, samemu się w nich kryjąc. Miałaś właśnie wzywać pomocy, ale stworzenie zasłoniło ci buzię. Dopiero teraz zauważyłaś, że obok przechodził policjant, a kiedy nigdzie cię nie zauważył odszedł powolnym krokiem. Kątem oka spoglądnęłaś na swojego bohatera w...futrzanej zbroi? Wytrzeszczyłaś oczy na widok wilkołaka. Zazwyczaj nie pokazywały się od tak ludziom. Stwór zabrał łapę z twoich ust.
-Jestem Gabe.- rzekł lekko zachrypniętym głosem.
-Reader- odpowiedziałaś cicho. Wiedziałaś, że z wilkołakami nie ma żartów.
-Wtargnęłaś na mój teren.- usłyszałaś ciche warknięcie.
-Przepraszam. Już idę.- poderwałaś się z siadu i już miałaś pędzić na oślep przed siebie, kiedy poczułaś, że Gabe łapie cię za ramię odwracając w swoją stronę.
-Nie, nie, nie. Teraz tak szybko nie odejdziesz.- czułaś narastający strach, ale także ciekawość, o co może mu chodzić.Król/ Victor-
Jechałaś właśnie karocą z ojcem i matką. Dlaczego? Twoi rodzice chcieli abyś w końcu wyszła za mąż. Ten pomysł nie podobał ci się od samego początku. To znaczy, gdyby twoim przyszłym mężem miał być jakiś młody książę, nie protestowała byś, a nie 30-letni gbur z przerośniętym ego i koroną na łbie. O nie, nie, nie. Za kilka miesięcy miałaś skończyć dopiero (wiek). Byłaś załamana.
W pewnej chwili karoca zatrzyma się przed pięknym, gigantycznym zamkiem. Widziałaś wiele podobnych, ale takiego cuda się nie spodziewałaś. Pewnie nadal byś patrzyła na budowlę z niemałym podziwem, ale twój lokaj otworzył drzwi przepuszczając cię w nich i zamykając po tobie. Twoi rodzice wyszli zaraz po tobie dumnie unosząc głowy do tłumu ludzi. Przewróciłaś oczami na ten widok, po czym poszłaś w stronę wejścia.
Po kilku chwilach przed tobą otworzyły się pozłacane wrota ,przy których stali dzielnie strażnicy gotowi oddać życie w obronie króla. No właśnie, król...Teraz siedział dumnie wyprostowany przy wielkim stole wraz z innymi ważnymi gośćmi. Oczywiście nie zabrakło miejsc dla mnie i moich rodziców.
Kilka godzin później wstałaś od stołu obolała. Siedzenia oczywiście były obłożone puchowymi poduszkami, ale parcie nadal pozostawało nietknięte. Odetchnęłaś ciężko, a w twojej głowie nadal szumiało jedno zdanie wypowiedziane przez twoich własnych rodziców ,, Córeczko, zostajesz tutaj''. W tamtej chwili cię zamroczyło. Tak. Byłaś oficjalnie zaręczona z królem. Z facetem, którego prawie nie znałaś. Oczywiście dostałaś bardzo drogocenny pierścionek (do lombardu z nim Reader!), ale nawet to nie poprawiło ci humoru. Teraz byłaś zdana tylko na siebie.
CZYTASZ
=Fantasy Boyfriend Scenarios=
FantasíaPrzeżyj swoją przygodę z jednym z fantastycznych stworzeń lub ludzi.