Nie mam pojęcia jak to się stało. Na pewno nie obudziłem się rano ze świadomością, że tego dnia zmieni się całe moje dotychczasowe życie. Nie wiedziałem, że idąc do kawiarni w jednej chwilę będę naprzeciwko pędzącego w moją stronę samochodu i będę się żegnał z życiem, a chwilę później ogarnie mnie ciemność i wyrzuci mnie prosto na jakiegoś fikuśnie ubranego mężczyznę, który zamortyzował mój upadek. Nie sprawiło to jednak, że był on przyjemniejszy, miałem wrażenie, że mój żołądek fiknął koziołka i pomimo popołudniowego słońca ogarnął mnie przenikliwy chłód.
- Cholera jasna – jęknąłem, niemrawo zbierając się z ziemi i łapiąc za głowę. Wstałem chwiejnie, ale nie zdążyłem wykonać nawet kroku, gdy poczułem pchnięcie i moje ciało zderzyło się z najbliższą ścianą budynku.
Zamrugałem zaskoczony. Do mojego umysły dopiero zaczęły docierać pewne szczegóły. Jak to, że niedawno szedłem środkiem drogi i tam nie było żadnych budynków oraz słońca, bo dzień był pochmurny i tylko czekałem aż z nieba lunie deszcz. A jednak byłem przyparty do budynku i czułem bezwzględne promienie słońca atakujące moją skórę. Kolejnym zaskakującym elementem było to, że stojąca za mną osoba, trzymała nóż przy mojej szyi.
- Co do diabła? Puszczaj! – wrzasnąłem, czując przerażenie. Ta sytuacja nie podobała mi się ani trochę.
- Jesteś aresztowany za próbę zabicia księcia...
- Jakiego księcia, do cholery? – wymamrotałem, szarpiąc się i sam raniąc się o ostrze. – Zabierz to ode mnie!
- Ren - usłyszałem jeszcze jeden głos, a mężczyzna, który trzymał przy mojej szyi nóż odsunął się.
Zaraz za nim stał wysoki mężczyzna o prostych, granatowych włosach. Jego oczy przyglądały mi się z niezwykłym skupieniem, a jego twarz zamarła w wyrazie największej powagi i elegancki. Był przystojny, jego oczy wręcz hipnotyzowały swoją niezwykłą barwą, która była połączeniem błękitu i fioletu. Za to jego strój... zamrugałem parę razy, ale wciąż miał na sobie ten dziwny komplet z nadmiarem złota.
- Em... nie za gorąco ci w tym? – zapytałem, samemu mając ochotę pozbyć się bluzy i długich spodni. Jęknąłem, gdy po moim pytaniu stojący obok niego mężczyzna bez chwili wahania uderzył mnie dłonią w twarz, co o mało nie pozbawiło mnie równowagi.
- Więcej szacunku, biedaku. Zważ do kogo się zwracasz. – syknął blondyn, który miał na sobie mundur, wyglądający mniej elegancko od tego noszonego przez drugiego mężczyznę. Posłałem mu wściekłe spojrzenie, zlizując z warg własną krew.
- Ty dupku... - zaatakowałem go, gdy minęło mi oszołomienie.
Mój atak jednak od razu został zablokowany i wylądowałem na ziemi. Przekląłem zły. Szarpałem się, wzniecając wokół nas drażniący kurz. Kichnąłem i przez łut szczęścia, przypadkiem uderzyłem głową w nos przypierającego mnie do ziemi mężczyzny. On zaklął, a ja zachichotałem rozbawiony, choć w tej sytuacji właściwie nie było nic zabawnego.
- Jak się nazywasz? - spytał mnie granatowowłosy.
- Nie rozmawiam z obcymi. – prychnąłem z przyśpieszonym oddechem. Sapnąłem, gdy moje ciało zostało szarpnięte i kolejny raz uderzyło obleśnie o ziemię. Skuliłem się w sobie, patrząc ze złością na trzymającego mnie w garści mężczyznę.
- Odpowiadaj, gdy książę cię pyta - warknął blondyn.
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie... o, tu – dotknąłem jego skroni. Rozwścieczyło go to tylko bardziej, jeszcze nie widziałem w czyimś wzroku takiej furii. Westchnąłem, zamykając oczy i przygotowując się psychicznie na kolejne uderzenie i ból.
CZYTASZ
Porta della Morte
FantasyŚmierć nigdy nie jest końcem... Jest początkiem czegoś innego. "Nie mam pojęcia jak to się stało. Na pewno nie obudziłem się rano ze świadomością, że tego dnia zmieni się całe moje dotychczasowe życie. Nie wiedziałem, że idąc do kawiarni w jednej ch...