Przyglądałem się walczącym mężczyzną. Co jakiś czas było słychać w sali dźwięk uderzających o siebie mieczy bądź poprawki i uwagi jakie mówił wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Jego głos głęboki i donośny unosił się ponad hałasem przyciągając moją uwagę. Siedziałem właściwie niezauważony na parapecie przy jednym z okien. Mężczyźni byli zbyt zajęci ćwiczeniami, by zwrócić na mnie uwagę. Więc siedziałem cicho i przyglądałem się im lub wyglądałem przez ono, z którego stąd miałem ładny widok na rozciągający się w oddali las i stojące za nim góry.
- Jak się nazywasz? - prawie spadłem z parapetu, gdy usłyszałem za sobą ciepły, męski głos. - Jesteś raczej nowy tutaj.
- Nie taki nowy – mruknąłem, opuszczając nogi i zerknąłem na stojącego z mieczem w ręku mężczyznę. – Quentin.
- Xavier - uśmiechnął się, stając obok mnie. - Niezbyt ciekawe są treningi, lepsze są w terenie.
- Skoro tak mówisz - przyznałem mu racje, przyglądając się mężczyznom, którzy najwyraźniej zrobili sobie przerwę i tylko nieliczni z nich wciąż ćwiczyli. – Niewiele wiem o walce, nigdy nie trzymałem miecza. Wasz trening... jest miły dla oka.
- Nigdy? - zamrugał ciemnooki. - Trzeba to zmienić.
Zaśmiałem się, ale dałem się zaprowadzić się na drugi kraniec pomieszczenia i wziąłem do ręki miecz, który mi podał. Byłem ciekawy, jak to jest, że tutaj walczą mieczem i własną siłą, a w moim świecie człowiekowi wystarczyła broń palna, by nieść innym śmierć.
- Kogo my tu mamy, Xavier? - podszedł do nas starszy mężczyzna w mundurze, który wcześniej wydawał polecenia.
- Quentin. Przyglądał się naszym ćwiczeniom i sam chciał spróbować. – odparł bez zająknięcia chłopak. Uniosłem brew, nie przypominając sobie, żeby podejście tu było moim pomysłem.
- Nie ma problemu, na razie jest przerwa to możesz mu coś pokazać - powiedział mężczyzna i posłał uśmiech ciemnookiemu zanim odszedł. Ten odprowadził go spojrzeniem, a na jego ustach igrał mały uśmiech. Chrząknąłem, zwracając na siebie jego uwagę.
- Sam chciałem? – zapytałem, ważąc w dłoniach miecz i próbując złapać go dobrze.
Xavier uśmiechnął się i pokiwał głową. Pokazał mi z początku jak w ogóle trzymać prawidłowo miecz co jednak nie było tak banalne jak można było sobie pomyśleć. Choć rękojeść była owinięta skórzanymi paskami miecz się dość ślizgał w dłoni, a jego ciężar nie pomagał. Mężczyzna wydawał się rozbawiony moimi problemami i z psotnym błyskiem w oku wytykał mi każdy błąd, nim moja postawa i chwyt nie były idealne.
Moja osoba przyciągnęła uwagę żołnierzy, którzy zbliżyli się i rozmawiając między sobą przyglądali się moim wysiłkom. Wspaniale, że zapewniałem im rozrywkę. Szybko rozejrzałem się chcąc się upewnić, że wśród nich nie ma Rena, który mógłby pójść do księcia i wygadać co też robię. Wątpię, by nauka walki była tym co powinien robić nałożnik w wolnym czasie.
- Sześć okrążeń wokół sali i jesteście wolni - powiedział dowódca, a co Xav westchnął i odłożył swój miecz.
- Jakby nie mógł już nam odpuścić...
Posłałem mu rozbawiony uśmiech, kładąc miecz na jego miejsce i odgarnąłem luźne kosmyki z mojego czoła. Xavier wydął nieszczęśliwie wargi i nieśpiesznym truchtem rozpoczął bieg. Stwierdziłem, że nic tu już po mnie, więc skierowałem się do wyjścia, gdy poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i obraca w swoją stronę. Zmarszczyłem brwi, widząc ciemnowłosego mężczyznę, który zmierzył mnie wzrokiem i posłał mi krzywy uśmieszek.
CZYTASZ
Porta della Morte
FantasyŚmierć nigdy nie jest końcem... Jest początkiem czegoś innego. "Nie mam pojęcia jak to się stało. Na pewno nie obudziłem się rano ze świadomością, że tego dnia zmieni się całe moje dotychczasowe życie. Nie wiedziałem, że idąc do kawiarni w jednej ch...