6.

144 23 0
                                    

Za oknem robiło się już ciemno. Dziś miałem dość luźny dzień. Medyk potrzebował jedynie kilku ziół i odprawił mnie. Wziąłem dłuższą kąpiel w łaźni i siedziałem teraz w pokoju czytając jedną z książek, które przyniósł mi Lyle. Nie było to coś po co sięgnąłbym z własnej woli, ale stanowiło pewną odskocznie więc czytałem, by zapełnić sobie czas. Nim się obejrzałem świece prawie się wypaliły, rzucając wokół chybotliwe cienie, a za oknem trwała w najlepsze nocna cisza. Nie spodziewałem się, że nagle ten spokój i ciszę przerwie mocne pukanie do moich drzwi. Wstałem, wzdychając i otworzyłem je by ujrzeć Ren'a. Uniosłem brew, opierając się o framugę z lubieżnym uśmiechem. Uwielbiałem drażnić tego jednego strażnika, który nie trawił mojej obecności tutaj.

- Nie za późno na takie wizyty? – zapytałem.

- O tym książę decyduje. Masz się udać do jego komnat.

- A on czemu nie śpi?

- Jemu zadaj to pytanie. – odparł blondwłosy mężczyzna. Przewróciłem oczami i odwróciłem się, wracając do pokoju i gasząc świeczki. Nie fatygowałem się ubieraniem biżuterii czy przebieraniem się. Miałem nadzieje szybko wrócić do łóżka.

- A więc chodźmy do niego. – mruknąłem, odwracając się do czekającego na mnie strażnika.

Droga minęła spokojnie. Na korytarzach mało kogo mijaliśmy. Ren zatrzymał się przed drzwiami i zapukał, aby na głos Aspena otworzyć je. Wszedłem do środka, pomieszczenie jaśniało od płomieni zapalonych w złotych kandelabrach świec, a powietrze wypełniało delikatne nocne powietrze oraz... słodka woń wina? Rozejrzałem się, nim spojrzałem na mężczyznę siedzącego na kanapie w niedbałej, a jednak pełnej elegancji pozie. Na stole przed nim oprócz otwartej książki stał kielich i dzban.

- Nie mogłeś spać, książę? – zapytałem i najwyraźniej wyrwałem go z zamyślenia.

- Quen - mężczyzna uśmiechnął się. - Czemu nie masz wisiorków, Quen?

- Bo jest środek nocy. – odparłem, słysząc zamykające się za mną drzwi. Miałem ochotę zaprotestować, przecież ja zaraz wracam do siebie.

- Ale nie śpisz - powiedział i wstał. Jego lekkie zachwianie tylko potwierdziło moje domysły, że Aspen jest pijany.

- Trudno spać, gdy ktoś dobija się do drzwi i oznajmia, że książę wzywa. – odparłem, przyglądając się mężczyźnie. Granatowowłosy machnął ręką z uśmiechem.

- Nie ma problemu z błyskotkami, dam ci - powiedział i skierował się do komody stojącej w pokoju.

- Czy to konieczne? – zapytałem, nie rozumiejąc czemu ja miałem zajmować się pijanym księciem. Aspen pokiwał głową i pochylił się nad otwartą szufladą. Westchnąłem, zbliżając się do niego i zastanawiając się jak wybić mu to z głowy. – Późno już... może pójdziesz spać?

- Nie chce mi się - mruknął i uśmiechnął się zachwycony wyciągając naszyjnik z pięknym kamieniem. – Chcę żebyś go nosił. – oznajmił Aspen, obracając się w moją stronę i pokonując dzielącą nas odległość.

Uniósł naszyjnik w górę, tak, że mogłem przyjrzeć się niezwykłemu, błyszczącemu niemal własnym blaskiem owalnemu, gładkiemu kamieniowi, którego oplatały delikatne srebrne, drobne listki. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się dostrzegłem małe pąki róż.

- Jest piękny. – powiedziałem, ale nie wziąłem go od niego.

- Weź go - pomachał mi naszyjnikiem przed twarzą. Pokręciłem głową.

- Nie mogę, jest twój.

- Ale ci go daje - zmarszczył brwi. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższy moment, aż w końcu westchnąłem i sięgnąłem po naszyjnik. Nie myślałem, że sprawi to taką radość Aspenowi, ale jego twarz natychmiastowo rozpromieniła się i wpatrywał się we mnie błyszczącymi radością oczami.

Porta della MorteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz