- Quentin - poczułem lekki dotyk na ramieniu. Mruknąłem niewyraźnie, chcąc nadal spać jednak człowiek, który mnie wolał chyba się uparł. - Quen... Już pora kolacji.
Otworzyłem leniwie oczy i zobaczyłem siedzącego obok mnie granatowowłosego. Na twarzy był trochę bledszy niż zwykłe. Widziałem także zarys bandaży na jego klatce piersiowej.
- Obudziłeś się - posłał mi lekki uśmiech.
- Powinieneś odpoczywać. – wymamrotałem z trudem wydobywając z siebie jakiś dźwięk. Z tymi słowami obróciłem się na drugi bok i nakryłem bardziej kołdrą.
- Odpoczywałem. Przepraszam, że nie byłem zdolny zatrzymać strażników i uznali cię także za winnego - westchnął. Mruknąłem w poduszkę, dając mu znać, że go jeszcze słucham. Miałem nadzieje, że odpuści sobie dalszą rozmowę i po prostu zostawi mnie samego, a ja znów będę mógł zasnąć.
Płonne jednak były moje nadzieje. Poczułem jak mężczyzna się porusza, ale nie wstaje i nie odchodzi. Otworzyłem oczy i obróciłem się w moim ciepłym kokonie, by spojrzeć na rozłożonego obok mnie Aspena.
- Idź sobie – fuknąłem. Nie mogłem być samotny, jeśli on się tutaj zagnieździ. Fiołkowe spojrzenie przesunęło się po mojej twarzy, nim uniósł dłoń i opuszkami palców przesunął do mojej obolałej szyi. Zamknąłem oczy, drżąc pod jego dotykiem i nie wiedząc jak mógłbym go zniechęcić.
Westchnąłem, gdy jego palce złapały mnie za kark, a na ustach poczułem jego delikatne wargi. Nieśpiesznie zachęcił mnie do uchylenia warg i pozwolenia, by jego język wsunął się między moje wargi. Jęknąłem cicho, czując przyjemne ciepło, które powoli rozprzestrzeniało się po moim ciele. Każdy mój nerw ożył i pragnął bliskości ciepłego ciała obok mnie. To była wręcz paląca potrzeba. Poczułem się naprawdę zawiedziony, gdy Aspen przerwał pocałunek i odsunął się na tyle by posłać mi łagodny uśmiech.
- Śmierdzisz. – powiedział marszcząc lekko nos.
- Dupek. – prychnąłem, nie mogąc powstrzymać wpływającego mi na usta uśmiechu. Książę uśmiechnął się i poprawił się z lekkim skrzywieniem na łóżku.
- Bardzo boli? - spytałem.
- Bolało bardziej. Na razie jestem na ziółkach Ronana.
- Oh, naćpał cię. – parsknąłem, układając się na boku i przyglądając drugiemu mężczyźnie.
- Można tak powiedzieć - zaśmiał się cicho.
Westchnąłem, skopując z siebie kołdrę i wstając. Lekko się zachwiałem, gdy zakręciło mi się w głowie, ale było to chwilowe. Podszedłem do tacy z jedzeniem i sięgnąłem po miseczkę z owocami, czując głód, który do tej pory ignorowałem.
- Czemu tu jesteś? – zapytałem, podjadając owoce i ściągając z siebie brudne, śmierdzące ciuchy.
- Chyba dla tego widoku... bogowie wiedzieli, gdzie mnie poprowadzić – mruknął i przyglądał mi się spod rzęs. Przewróciłem oczami, znikając mu z oczu za parawanem i korzystając ze stojącej tam miski z czystą wodą.
- Musiałeś dostać niezłe ziółka. – powiedziałem tak, by miał szanse mnie usłyszeć.
- I to jakie. Bez nich to ja nawet nie potrafiłem usiąść.
Skrzywiłem się, nie brzmiało to dobrze. Namoczyłem szmatkę i umyłem się pobieżnie, zmywając z siebie najgorszy brud. Westchnąłem, czując się trochę lepiej. Zimna woda, spływała po moim ciele, tworząc małą kałużę wokół moich stóp. Przeczesałem mokrymi palcami włosy, rozplątując je i wychodząc zza parawanu, by znaleźć coś do ubrania.

CZYTASZ
Porta della Morte
FantasyŚmierć nigdy nie jest końcem... Jest początkiem czegoś innego. "Nie mam pojęcia jak to się stało. Na pewno nie obudziłem się rano ze świadomością, że tego dnia zmieni się całe moje dotychczasowe życie. Nie wiedziałem, że idąc do kawiarni w jednej ch...