- Masz mi nie przynieść wstydu. Odzywać się wyłącznie gdy tego będą od ciebie oczekiwać. Do księcia zwracasz się jedynie Panie bądź Wasza Wysokość... Słuchasz mnie dzieciaku?
Zamrugałem spoglądając na białowłosego.
- Powtarzasz mi to już trzeci raz.
- Żeby ci to weszło do głowy! Wybrał cię żebyś towarzyszył mu na przyjęciu. Masz się zachowywać z szacunkiem.
- Tak, tak... szacunek i milczenie. Zrozumiałem za pierwszym razem. – powiedziałem, przewracając oczami i patrząc na siebie w lustrze. – Muszę mieć to wszystko na sobie? Czuje się jak choinka w Boże Narodzenie...
- A spróbuj to powiedzieć na przyjęciu a sam sięgnę po bicz - powiedział mężczyzna. - Wyglądasz dobrze.
- Mam cholerny diadem we włosach – prychnąłem, pomijając resztę ozdób, które zostały dobrane do mojego stroju.
- Uroczo w nim wyglądasz. Plus to nie diadem. Diadem jest noszony przez kobiety i jest wsuwany we włosy.
- Mądrala. – wymamrotałem, mordując go wzrokiem. Z taką ilością biżuterii i rozpuszczonych włosach czułem się nad wyraz kobieco. Lyle za to świetnie bawił się moim kosztem, jakby właśnie na ten moment czekał, by dopiec mi za wszystkie problemy, które przeze mnie miał.
- Chodźmy bo się jeszcze spóźnisz - powiedział i popchnął mnie lekko w stronę drzwi. - Jak się masz zwracać do księcia Aspena?
- Najlepiej w ogóle. – odparłem z cieniem uśmiechu. Teraz to Lyle próbował zabić mnie spojrzeniem. – Panie lub Wasza Wysokość, no już rozchmurz się. Zamierzam stanąć pod jakąś ścianą i udawać, że mnie tam nie ma.
- Jeśli książę pozwoli ci odejść. W innym wypadku masz dotrzymywać mu towarzystwa - przewrócił oczami. Zatrzymałem się w miejscu.
- Co rozumiesz przez dotrzymywanie towarzystwa? Mało tam będzie miał osób do tego?
- Quentin. Masz za nim chodzić - mruknął i stanął przed drzwiami, które prowadziły do komnaty księcia.
- Po co tu jesteśmy? Mieliśmy iść na przyjęcie...
- Ty idziesz. Z księciem.
Zanim zdążyłem zaprotestować zapukał do drzwi i otworzył je przede mną. Skrzywiłem się i posłałem mu pełne niezadowolenia spojrzenie. Miałem być maskotką księcia na jakimś głupim przyjęciu. Wymamrotałem obelgę pod adresem Lyle i wszedłem do środka. Z początku nie zauważyłem księcia. Dopiero gdy dobrze się rozejrzałem po dużym pokoju zauważyłem jego sylwetkę przy szafie. Przełknąłem ślinę zauważając, że jedyne co ma na sobie to ręcznik przewiązany na biodrach.
- K-książę...
- Jesteś już? - spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Jak widać. – mruknąłem, powstrzymując się od przesunięcia wzrokiem po jego odsłoniętym ciele. Starałem się utrzymać z nim kontakt wzrokowy, ale wtedy przypomniał mi się długi wykład o tym, że nie powinienem tego robić, więc odwróciłem wzrok i zacząłem błądzić spojrzeniem po pokoju.
- Poczekaj chwilę - powiedział i biorąc ubrania z szafy zniknął za drzwiami.
- Jakbym miał większy wybór. – wymamrotałem pod nosem i zostawiony sam sobie zacząłem się przechadzać po pomieszczeniu.
Zatrzymałem się przy regale z książkami i z ciekawością zacząłem przeglądać tytuły. Po paru minutach granatowowłosy wrócił ubrany ciemny, dopasowany do ciała mundur ze srebrnymi zdobieniami.
CZYTASZ
Porta della Morte
FantasyŚmierć nigdy nie jest końcem... Jest początkiem czegoś innego. "Nie mam pojęcia jak to się stało. Na pewno nie obudziłem się rano ze świadomością, że tego dnia zmieni się całe moje dotychczasowe życie. Nie wiedziałem, że idąc do kawiarni w jednej ch...