3. Jak żyć?

122 15 3
                                    

DZIEŃ 1

Nie zabieraj wielu rzeczy. To jedyna instrukcja jaką dostałam kiedy Ashley zostawił mnie pod moim domem i odjechał obiecując, że wróci za piętnaście minut. Wchodzę do wielkiego, pustego domu od którego przechodzą mnie ciarki. Jakieś dwie godziny temu myślałam, że jestem tu po raz ostatni. A tu patrzcie, znowu w tych przeklętych ścianach, znowu w tych wielkich, ale duszących pokojach. Odrzucam te myśli, bo nie mam na to czasu. Muszę się spakować. To jest mój cel i skupienie się na nim pomaga mi powstrzymać wszystkie napływające wspomnienia.
Wyciągam spod łóżka sportową torbę, a następnie wrzucam do niej pierwsze z brzegu rzeczy jakie napotykam w szafie. Dodaję do tego trochę bielizny, kosmetyczkę i po niespełna dziesięciu minutach jestem gotowa. Wychodzę z pokoju i już mam wyjść z domu, aby poczekać na chłopaka na podjeździe, gdy do głowy wpada mi pewien pomysł. Zawracam i ruszam do biura ojca. Od zawsze było to dla mnie pomieszczenie zakazane. Tutaj ojciec spędzał zazwyczaj większość dnia prowadząc rodzinną firmę, a ja i Alex mieliśmy całkowity zakaz przeszkadzania mu. Złamanie go zazwychaj kończyło się jakąś karą, która najczęściej wiązała się z oddcięciem nam przypływu gotówki lu uziemieniem. Tak jednak było, gdy rodzice byli w domu. Jednak kiedy wyjeżdżali w podróże służbowe, bez przeszkód mogłam tu myszkować. Zazwyczaj nie znajdywałam tutaj nic ciekawego. Tylko niezrozumiałe dla mnie papiery dotyczące interesów i nudne książki poustawiane na regałach, którymi były obstawione trzy z czterech ścian. Pewnego razu jednak, przez przypadek strąciłam obraz wiszący na ścianie i za nim odnalazłam sejf. To było tak przewidywalne, że śmiałam się sama z siebie, że o tym nie pomyślałam i z ojca, że ukrył sejf w tak oczywistym miejscu. Od tamtej pory moim celem stało się dostanie do tej skrytki. W głębi serca pewnie miałam przeczucie, że jej zawartość, kiedyś mi się przyda. Teraz z lekkim uśmiechem na ustach otworzyłam drzwiczki sejfu i zabrałam kilka plików gotówki. Upchałam je do torby i wybiegłam z domu mając świadomość, że Ash będzie tu lada chwila. Po drodze zerwałam z lodówki mój list pożegnalny i wyrzuciłam go do kosza. Wyjście na zewnątrz przyjmuję z ulgą. Wciągam do płuc chłodne powietrze i zamykam oczy pozwalając tym samym opaść napięciu, które do tej pory ciążyło na moich barkach. Dźwięk podjeżdżającego samochodu wyrywa mnie z tego stanu, brutalnie ściągając mnie do rzeczywistości. Ashley siedzi za kierownicą czarnego pick-upa i uśmiecha się szeroko. Próbuję odwzajembić ten uśmiech jednak chyba nie za bardzo mi to wychodzi. Biorę zapakowaną torbę i siadam na siedzeniu pasażera nie mając zielonego pojęcia gdzie jedziemy.

***

-Jak ty to robisz? - zadaję pytanie, które dręczy mnie od czasu gdy wsiadłam do samochodu.

-Jak co robię? - dopytuje Ash nie odrywając wzroku od pustej drogi przed sobą.

-Jak żyjesz. - w momencie gdy to mówię, już wiem, że źle dobrałam słowa. Ashley zapewne też to wie, jednk nie powstrzymuje to go od odpowiedzi.

-Wiesz, nie jestem zbyt dobry z biologii, ale moje serce bije, tłoczy krew do reszty ciała, płuca pracują natleniając organizm i wszystko jakoś działa. A przynajmniej tyle pamiętam z lekcji. Ty na pewno potrafiłabyś to wytłumaczyć o wiele lepiej. - spogląda na mnie sugestywnym wzrokiem dobrze wiedząc, że byłam prymuską i jego odpowiedź sprawia mi wręcz fizyczny ból. Jest to pewnego rodzaju prowokacja, jednak ja nie pozwalam sobie na zmianę tematu.

-Wiesz, że nie o to mi chodzi. - wzdycham, próbując ubrać swoje myśli w słowa.

-Miałeś poważny wypadek - zaczynam po chwili ciszy - z którego ledwo co uszłeś z życiem. - z odmętów pamięci wyciągam chwilę gdy mama informowała mnie o obrażeniach chłopaka. Pęknięta czaszka, wstrząs mózgu, złamane trzy żebra, które omal nie przebiły płuca... odpycham to wspomnienie, by na powrót móc się skupić na moim pytaniu.

-Mało brakowało, a byś... - to słowo nie chce mi przejść przez gardło jednak czuję jak wisi niewypowiedziane między nami - mimo to, teraz, po zaledwie trzech miesiącach siedzisz spokojnie w samochodzie, nie martwiąc się, że to może się znowu zdarzyć i tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia. - wyrzucam w końcu z siebie.

-A więc powiec mi jak? - odpowiada mi cisza. Ponura, pełna napięcia cisza.

-To tylko pozory. - odzywa się chłopak, gdy już tracę nadzieję na odpowiedź.

-Za każdym razem gdy wsiadam do samochodu boję się, że to się powtórzy. - mówi cichym melancholijnym głosem. - Patrzę przed siebie i zamiast prostej drogi widzę tamto skrzyżowanie, zamiast odgłosu silnika słyszę dźwięk gniecionego metalu, czuję zapierający dech zapach benzyny i krwi... - Milknie na moment, a ja nie mam odwagi go poganiać. Dopiero po tym wyznaniu zauważam jak bardzo spięty jest podczas jazdy. Jego ręce są mocno zaciśnięte na kierownicy, a wzrok skupiony na drodze, ciągle czujny, jakby z każdej strony spodziewał się niebezpieczeństwa.

-Staram się jednak z tym walczyć. - kontynuuje - Codziennie wsiadam do tego cholernego samochodu odpycham wspomnienia nie pozwalając aby strach mnie sparaliżował. Chociaż czasem oszukuję i wybieram motocykl. - żartuje, jednak to nie jest w stanie oczyścić atmosfery ze smutku.

-Gdybym dał się pokonać, to stałbym się cieniem własnego siebie i to że przeżyłem nie miało by sensu. - mówi już stanowczym tonem. - Dostałem drugą szansę na życie i nie zamierzam jej zmarnować przez strach. - milknie pozostawiając mnie z głową pełną rozmyślań.

❤❤❤

"I'm just trying to breathe,
Just trying to figure it out."

Lost It All Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz