4. Placuszki, opera i gwiazdy

69 10 4
                                    

DZIEŃ 1

-Placuszki babuni mają przekonać mnie do życia? - pytam rozbawiona, gdy Ashley parkuje przed lokalem o tej właśnie nazwie. - Nie twierdzę, że będą niedobre, ale nie sądzę żeby jakiekolwiek jedzenie byłoby w stanie mnie przekonać. Więc skoro to był twój plan to...

-To nie był mój plan. - Przerywa mi chłopak. - Po prostu dbam o to abyś mi nie umarła z głodu po drodze. - Jak na zawołanie zaczyna burczeć mi w brzuchu, przez co Ash spogląda na mnie sugestywnie.

Siadamy przy jedynym wolnym stoliku blisko okna. Pomimo tłoku, szybko pojawia się przy nas kelnerka. Jest nią starcza pani o białych, kręconych włosach, kilkoma kilogramami nadwagi i ciepłym uśmiechem, którego ciężko jest nie odwzajemnić.

-Co zamawiacie gołąbeczki? - pyta, na co chwytam za kartę dań, jednak Ash mnie ubiega.

-Dwa razy naleśniki prosimy. - decyduje za mnie, co budzi moją złość.

-A może ja nie chcę naleśników? - pytam mu na złość gdy starsza pani oddala się od naszego stolika.

-Przykro mi - odpowiada jednak na jego twarzy maluje się rozbawienie, a nie skrucha - ale i tak nie masz nic do gadania. - chcę protestować, jednak chłopak podnosi palec wskazujący uciszając mnie zanim z moich ust wydostanie się potok słów.

-Chyba zapomniałaś, że przez tydzień to ja decyduję o twoim życiu, a w związku z tym także o tym co jesz. - uśmiecha się zadowolony z siebie podczas gdy ja gotuję się w środku.

-To się nazywa nadużycie władzy. - zakładam ręce na piersi i odchylam się na krześle.

-Tydzień. - przypomina tylko chłopak unosząc na chwilę wzrok znad ekranu telefonu.

-Będę niecierpliwie odliczać minuty do końca. - odpowiadam wrednie, jednak on nie reaguje na moje zaczepki.

-Nie bujaj się na krześle. - mówi po chwili ciszy, nadal kryjąc się za telefonem. Mimo wszystko dostrzegam jak kącik jego ust drga od powstrzymywania uśmiechu.
Czuję że to będzie baaaaardzo długi tydzień.

***

-Daleko jeszcze? - pytam chyba po raz setny znudzonym tonem. Nie myślcie, że jestem marudna. Po kilku godzinach jazdy, gdy jedyną rozrywką są widoki przemykające za oknem, każdy by umierał ze znudzenia.

-Twój plan jest do bani. - jęczę.

-Nie narzekaj, tylko włącz muzykę. - odpowiada na co ja przewracam oczami.

-Nie masz tu nic ciekawego. - mówię pod nosem, po raz kolejny szukając jakiejś sensownej piosenki. - Od wszystkiego czego słuchasz, tylko zaczyna mnie boleć głowa. - może jednak jestem marudna? Ale tylko trochę. Znudzona przerzucam płyty nie mając nawet nadziei, że znajdę coś interesującego, jednak w końcu natrafiam na coś ciekawego, w co po prostu nie mogę uwierzyć.

-Opera? - pytam spoglądając na Ashleya z szerokim uśmiechem i uniesionymi ze zdziwienia brwiami. W końcu to kompletnie nie w jego stylu.

-Co za cholerna opera? - marszczy brwi i spogląda w moją stronę. W odpowiedzi pokazuję mu album "the night at the opera". Co prawda nie kojarzę takiego tytułu ale opera to opera. Nie może być tak źle.

-A więc włączaj. - mówi tylko, co wzbudza we mnie pewne podejrzenia. Pomimo tego już po chwili w głośnikach rozbrzmiewa muzyka. I wiecie co? To zdecydowanie nie jest opera. Zdenerwowana chcę wyłączyć odtwarzacz jednak Ash mnie powstrzymuje.

Lost It All Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz