Rozdział VIII

234 11 0
                                    

Po imprezie poszliśmy do domu Andrew. Mieszka sam, gdyż uznał, że nie chce być utrzymywany przez rodziców, którzy mają go i tak gdzieś. Ojciec Andrew był lekarzem, bardzo dobrym. Pewnego dnia, operacja, którą przeprowadzał nie poszła po jego myśli i pacjentka zmarła. Po tej tragedii rzucił pracę, załamał się i popadł w depresję. To spowodowało, że sięgnął po alkohol. I cóż.. Teraz tylko to się dla niego liczy. Wódka i papierosy. A jego matka? Zostawiła go, gdy ten miał 4 lata. Z tego co mi wiadomo mieszka w Japonii. Nie pamięta o tym, że ma tu syna, który ją potrzebował. Jest szczęśliwa gdzieś indziej.

Zamknąłem za nami drzwi i od razu poszedłem do kuchni po szklankę zimnej wody. Tego mi trzeba. Takiego orzeźwienia.

- Śpie u Ciebie. Ty na kanapie - oznajmiłem mu z uśmiechem

- Ty wiesz, że to moje łóżko?

- No tak - kiwnąłem głową ze śmiechem - Śpisz na kanapie, Andrew. Dziś zajmuje twoje łóżko

- Kamień, papier, nożycze

Oburzony głos przyjaciela to miód na moje uszy. Uwielbiam z nim dyskutować. Często gramy w tę grę w celu rozwiązania wątów Andrew. Śmieszne jest to, że rzadko udaje mu się wygrać. Znam jego technikę, którą zawsze stosuje i to prowadzi mnie do zwycięstwa

- Okej, ale przegrany robi jeszcze rano śniadanie - zaproponowałem, będąc dość rozbawiony

- Zgoda. No to... zaczynamy - powiedział i na "trzy" zaczęliśmy wyłaniać swoje dłonie zza pleców

- nożyce - powiedział mój podekscytowany przyjaciel. Co mogę powiedzieć? Chłopak był pełen nadziei, ale i tak przegra.

- Kamień - rzuciłem, puszczając mu oczko

- Kurwa. Dobra, do trzech

Zaśmiałem się na jego zdesperowanie i kiwnąłem głową. W drugiej rundzie przegrałem, ale w trzeciej, która była już ostatnia, wygrałem. Andrew wyrzucił papier, a ja nożyce.

- Dobranoc - powiedziałem ze śmiechem, idąc do jego sypialni. Tam rzuciłem się na łóżko, odpływając w głęboki sen. Podświadomość cały czas mi płatała figle. Nie wiem co zrobić by się do niej zbliżyć. Bycie jej przyjacielem może być trudniejsze niż myślałem. Zwykle rozmowa dotyczy dwóch osób. Kiedy ona jednak mi nie odpowiada dostaje pierdolca. Denerwuje mnie to. Czuje jakbym rozmawiał ze ścianą.

***
W poniedziałek od rama czekałem przed szkołą na Panią Gonzalez. Obiecałem Mii, że porozmawiam z nauczycielką odnośnie naszego wspólnego projektu na temat kuchni argentyńskiej. Chce by dziewczyna mi zaufała i mam nadzieję, że uzyskamy zgodę na zrobienie innych prac, gdzie nie będziemy się widywać. Czy tak nie będzie lepiej? Dla mnie nie, ale dla niej tak. A podobno trzeba uszczęśliwiać drugą osobę bardziej niż siebie. Widząc sorkę języka hiszpańskiego, przywitałem się w tym języku.

- Mógłbym poprosić panią na chwilę rozmowy?

- Stało się coś? - usłyszałem przejęty głos nauczycielki

Nie, tak przyszedłem porozmawiać o pani małżeństwie

- Nie, a właściwie tak.. to znaczy.. no bo ja nie chce robić z Mią tego projektu. Od kąt uczy się tutaj w ogóle nie wymieniła z nikim słowa, jak mam z nią rozmawiać?

- Przykro mi, Mike... będziecie robić ten projekt razem. Myślałam, że jest was więcej. Mia robiła by projekt sama, jakby nie miała partnera. Jest inaczej. Zaopiekuj się nią, jest pogubiona  - powiedziała Gonzalez z niebywałym ciepłem. Uśmiechnąłem się lekko, bo to jednak fajne słowa „Zaopiekuj się nią". Wygląda to tak jakbym miał obok najdroższy klejnot, którym trzeba się opiekować jak jajkiem. Mia taka była. Jak klejnot, który próbowano zniszczyć wiele razy. Poobijany, ale nadal się trzyma.

- Mia mi nie pozwoli. Poznałem ją. Ta dziewczyna jest... taka irytująca.. tracę przy niej zmysły.

- A ufa Ci? Jedyne co mogę ci powiedzieć to to, że czuje się bardzo samotna. Potrzebuje przyjaciela. Bądź nim. Rozmawiaj z nią, nawet, gdy będzie milczała.. Gdy Ci zaufa to się odezwie..

Słowa nauczycielki w pewien sposób trafiły w moje serce. Może nie jest wcale tak jak przypuszczam? Może mam szansę u boku Mii? Zerknąłem na bramę szkoły i uśmiechnąłem się widząc ją. Brunetka, dość drobna. Dziś postawiła na czarne spodnie z dziurami na kolanach oraz na białą koszulkę z napisem „Uprzejmość zabija". Wyglądałam dość uroczo. Na jej szyi, jak zawsze, wisiał łańcuszek. Nigdy dobrze się mu nie przyjrzałem, ale był on chyba otwierany. Pewnie ma tam jakieś zdjęcie. Po chwili nauczycielka odeszła, a ja do niej podszedłem. Jak los jest ze mną to może nie zrobię z siebie idioty

- Rozmawiałem z Gonzalez, mówiła, że... ty płaczesz? - zapytałem, widząc jak ociera swoje łzy. Spojrzałem na nią smutnym wyrazem twarzy. Nie spodziewałem się takiego widoku z samego rana. - Mia... wszystko w porządku?

Po co pytasz i tak Ci nie odpowie.

I w tym momencie nie wiem co sobie pomyślałem, o czym marzyłem... Zadziałał impuls. Przytuliłem ją. Tak czule, tak wyjątkowo... jak nigdy żadnej dziewczyny. Na początku chciała się wyrwać, ale potem już tylko słyszałem jej cichy szloch w moją kurtkę. Chciałem jej pomóc. Ale czy umiałem? Czy ona mi na to pozwoli?

Hejka, kochani! Witam Was w nowym rozdziale.. Trochę mnie nie było za co ogromnie przepraszam. Miałam problemy ze zdrowiem, ale pomału wracam do żywych. Zapraszam do czytania. Dajcie znać co myślicie

Almost LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz