Znak

230 23 1
                                    

"Od kiedy to się stało?" spytał szorstki głos.

"Od... śmierci przyjaciela." odparła pani, zerkając szybko na swojego syna, który obecnie siedział na stole do egzaminu "Powiedział że wiedział, że to się stanie." w frustracji wsunęła kosmyk włosów za ucho.

Dzieciak z roztargnieniem kołysał nogami, wpatrując się w biel na ziemi, w połowie wsłuchając się w kłótnie matki.

"Doktorze, czy na pewno nie ma w nim nic złego?" zapytała prawie błagalnym głosem, z rękami przyciśniętymi do ramion starca, wyglądając praktycznie na histeryczkę. Lekarz po prostu delikatnie popchnął jej dłonie, potrząsnął głową z żalem. Tak jakby istniał powód do żalu. Właśnie to powiedział, nic nie było nie tak z chłopcem, więc dlaczego miałby być smutny. Odwrócił głowę do tego drugiego (a/n niestety nw jak ma to logiczniej brzmieć, najprawdopodobniej odwrócił się hoshi w stronę lekarza) , który podniósł wzrok, wyczuwając spojrzenie.

"Hoshi chłopcze, czy nadal go widzisz?" zapytał słodko

Dlaczego myśleli, że nie miał on racji.

Hoshi spojrzał na niego, przyciskając wargi w linii prostej. Nie kłamał, naprawdę, nie był. Ale dlaczego ludzie nigdy mu nie uwierzyli.

"Hoshi?"

Chłopiec skinął głową:

"Widzę to, to jest pod twoim jabłkiem Adama." dwunastolatek odpowiedział monotonnym głosem, zanim wskazał to miejsce.

Doktor przełknął ślinę, przesuwając długie, smukłe palce do szyi, lekko drżąc. Chciał wiedzieć. Kto by nie chciał wiedzieć, kiedy umrze?

"Ok Hoshi, dziękuje, byłeś posłusznym dzieckiem." powiedział z małym, lecz łagodnym uśmiechem, po czy odwrócił się do kobiety. "Polecę ci specialistę pan Kwon, nic nie mogę zrobić, możesz pójść teraz zobaczyć, powiedz mu że cię wysłałem."

Kobieta w średnim wieku wstała, szybkim machnięciem ręki, chwyciła kartkę z nazwiskiem, po czym chwyciła nadgarstek syna i pośpieszyła go, by podążył za nią, opuszczając pokój, nie mówiąc "dziękuje" lekarzowi.

Prowadząc syna ze sobą, przedzierała się przez różne korytarze, nie przejmując się, czy idzie zbyt szybko, czy szarpie zbyt ostro. Już dawno przestała się troszczyć o Hoshiego, ostatni o tym wiedział (a/n tu też nie wiedziałam jak interpretować tą część, dosłowne tłumaczenie) jedyne na czym jej zależało to reputacja rodziny.

On go barwił.

Ale już go to nie obchodziło. Nie nauczył się niczego od innych ludzi. Aby oderwać się od bólu, który kół go wokół nadgarstka, gdzie jego matka go trzymała, pozwolił, by jego wzrok wędrował po innych szyjach pacjentów.

Wszyscy to mieli. Ich data śmierci.

Nawet jego matka ją miała.

Nawet on.

Oni byli jak garnitur z maleńkich numerów z tuszem w skórze. W wdzięcznych lokach.

Każdy go miał. Nigdy nie spotkał kogoś, kto tego nie zrobił.

Fearless Voyage • k.sy x l.jh • °translation° | zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz