rozdział trzeci, czyli misie Haribo rozumieją więcej

297 36 18
                                    

Nigdy wcześniej nie denerwowałam się przed spotkaniem z Mattem.

To była jedyna osoba jak dotąd, przy której nie bałam się być prawdziwą sobą. Swoboda, jaka towarzyszyła nam podczas przebywania w swoim towarzystwie, była chyba obsypana jakąś magią, bo dosłownie mogliśmy milczeć, płakać lub śmiać się w najlepsze i nic z tego nie było dla nas niezręczne. 

Ale w poniedziałek, po powrocie do szkoły, nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Chciałam nadal być sobą ale co, jeśli wyszłoby niezręcznie? Co jak Matthew będzie chciał rozmawiać o tym, co zaszło na imprezie? Zresztą nie zdziwiłoby mnie to. On zawsze chciał mieć wszystko jasno określone. I ja też, ale nie w tej kwestii. Wolałam to zdarzenie bezpiecznie zamieść pod dywan.

   W szkole nie byłam nikim istotnym, toteż pojawienie się w niej po weekendowej imprezie nie równało się z tym, że ktoś wytknie mnie palcem na środku korytarza, jakbym robiła striptiz. Krążyły plotki, że jakaś dziewczyna z naszego liceum tak kiedyś skończyła imprezę, ale niestety nie widziałam tego słynnego nagrania, więc mogłam sobie tylko wyobrażać.

Nie byłam ani nadzwyczajnie dobrą uczennicą, ani nadzwyczajnie złą. Byłam przeciętna. Nie wyróżniałam się urodą, bo wszystkie ładne dziewczyny należały do Cheerleaderek, od których trzymałam się z daleka. Nie byłam także szarą myszką, bo nie bałam się odpyskować na zaczepki.

Chyba należałam do grona osób, które chodziły do liceum niezauważalnie. O nas nie można było plotkować, bo nasze życia były nudne. Narzekaliśmy na szkołę, nie przepadaliśmy za nauczycielami i nie lubiliśmy poszczególnych osób, ale nie występowaliśmy z szeregu. Żelazna zasada: przyjdź, zrób swoje, wyjdź. 

 Moja szafka zatrzasnęła się z hukiem, a Matt stojący za mną, postanowił jej zawtórować.

- Bu. – Szepnął mi do ucha, zamiast przywitać się jak cywilizowany człowiek.

Odwróciłam się w jego stronę, chcąc go uderzyć, ale chłopak zrobił unik.

- Czy ty masz rozum? Chcesz, żebym zeszła na zawał?

Byłam naprawdę wściekła, ale najwyraźniej było to zabawne, bo Rethkin nie przestawał chichotać.

- Może to będzie lepsze wyjście, niż szlaban od rodziców na wieczność, hm? – Uniósł brew, patrząc na mnie z ukosa i poprawił torbę, która zsuwała się mu z ramienia.

Patrzyłam na niego o kilka sekund za długo, skupiając się po kolei na ustach, uśmiechu i oczach.

Opanuj się, Frances.

Chłopak chyba czekał na moją odpowiedź, ale jedyne co wydukałam, to ciche westchnięcie, dlatego przytulił mnie lekko na dzień dobry, a uśmiech mimowolnie wpłynął mi na usta. Dobrze było czuć jego zapach. Pozwoliłam sobie na zatonięcie w nim tylko przez dziesięć sekund.

- Nic nie mów. – Pokręciłam głową, niestety się odsuwając. – Ciesz się moim widokiem w szkole póki możesz, bo nie zobaczymy się przez dwa tygodnie poza nią.

Matthew wyglądał na wstrząśniętego.

- Chyba żartujesz.

Pokręciłam przecząco głową, a chłopak spojrzał w bok i potarł usta dłonią, jak to zawsze miał w zwyczaju, kiedy coś wyprowadzało go z równowagi.

- Czyli nie pójdziemy po szkole na drinka – powiedział, opierając dłonie na biodrach, a ja uniosłam brwi z wrażenia. – Szkoda. Chciałem znów cię upić i sprawdzić, czy pocałowałabyś mnie jeszcze raz.

you're my best friend but i love you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz