rozdział szósty, czyli poczucie winy zatopione w koktajlu galaktycznym

254 30 10
                                    

Matthew nie odzywał się do mnie od kilku dni i wiedziałam, że jeśli nie wyciągnę ręki na zgodę, nie porozmawiamy jeszcze przez długi czas. Problem polegał na tym, że nikt z nas w swoim zachowaniu nie dostrzegał żadnej winy, dlatego zachowywaliśmy się jak dzieci.

Ja twierdziłam, że to on powinien odezwać się pierwszy, skoro grzebał w mojej skrzynce odbiorczej. Urażona męska duma Matthew jednak zupełnie mu na to nie pozwalała. 

Bardzo długo zastanawiałam się, dlaczego Matt w ogóle usunął tę wiadomość i nie potrafiłam znaleźć rozsądnego wytłumaczenia. Wiedziałam, że mój przyjaciel nie znosił Craiga od samego początku liceum, ale przypuszczałam, że po prostu był zazdrosny o popularność przewodniczącego. W przeciwieństwie do Craiga, dobrodusznego i pomocnego patrona naszej szkoły, Matthew znany był raczej z opinii chłopca, który lubił towarzystwo dziewczyn i często w nim wybierał. Czy to była prawda? Cóż, Matthew zdecydowanie miał tę twarz i to ciało, które umożliwiały mu... Wiele. Laski po prostu na niego leciały za ładną buźkę. Więc spotykał się z nimi, ale wybierał nierozsądnie i szybko nudził się głupiutkimi panienkami, ponieważ tak naprawdę szukał kogoś... Kogoś kto zostanie na dłużej i w końcu zobaczy w nim coś więcej niż tylko przystojna twarz. 

To pewnie dlatego, że nie mieliśmy ze sobą kontaktu, do naszej codzienności wślizgnęły się osoby postronne lub raczej to my je wpuściliśmy.

Dokładnie pamiętam od czego zaczęła się moja konwersacja z Craigiem. Siedziałam wtedy do późna z maseczką na twarzy, malując paznokcie na fioletowo w rytmach muzyki, kiedy dostałam powiadomienie o nowej wiadomości.

Miałam przeogromną nadzieję, że to był Matthew, który w końcu się poddał, bo nie mógł beze mnie wytrzymać, dlatego z uśmiechem zwycięzcy odblokowałam telefon.

Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam nazwę nadawcy wiadomości.

craig.marshmallow: Podejście numer dwa.

craig.marsmallow: Hej Frances. Jest piątek, więc może zechciałabyś wyjść ze mną na najlepszy i najzdrowszy koktajl truskawkowy w mieście, jeśli nie jesteś zajęta?

Miałam uczulenie na truskawki, ale poza tym istotnym faktem, wszystko we mnie krzyczało: TAK.

Zanim jednak odpisałam, kliknęłam w konwersację z Mattem. Chłopak był dostępny blisko godzinę temu. 

Uznałam wtedy, że pewnie świetnie bawi się gdzieś na imprezie, a skoro tak, to ja też mogłam spędzić przyjemny wieczór, dla odmiany, bez niego.

fr.a.nancy: Jeśli mają też o smaku wanilii, to możesz wpaść po mnie za pół godziny

craig.marsmallow: Miło, że odpisałaś :)

Uśmiechnęłam się do ekranu.

- Okej, co ty do cholery wyprawiasz? - Sonia wparowała do mojego pokoju w momencie, w którym wciągałam na siebie czarne spodnie.

- Wychodzę.

Krzątałam się po pokoju, przy okazji wrzucając potrzebne rzeczy do torby.

- Widzę. Ale dlaczego nie jesteś z Matthew na imprezie? Albo gdziekolwiek nie jesteś z Matthew?

Czy ona była jakąś zwolenniczką mojej relacji z Rethkinem? Chwileczkę... Matthew był na imprezie? Ale jak to? Poszedł sam...? 

Nie obchodzi mnie to, wmawiałam sobie. Nie mogłam jej przecież zapytać. 

- Pokłóciliśmy się - wzruszyłam ramionami, jakby faktycznie to było mi tak obojętne.

Włączyłam światło w łazience.

you're my best friend but i love you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz