Rozdział 10

56 7 2
                                    

((Lily POV))

Szłyśmy jednym z tajnych korytarzy Hogwartu. Myślałam, że już nigdy tu nie wrócę, jednak Voldemort znalazł dla nas misje właśnie tutaj. W szkole magii.

- Oby tylko Filch teraz tu nie wszedł myśląc, że jacyś uczniowie nie są w swoich pokojach. - powiedziała po cichu Evellin.

- Tym bym się nie martwiła. Do tego korytarza ciężko się dostać. Musiałby najpierw wejść na korytarz prowadzący do lochów Slytherinu i kombinować, której ścianie trzeba podać hasło. - wyszeptała Julie.

- Lepiej aby nie znalazł się jakis idiota, który by zmienił hasło. Bo potem możemy mieć problem z wyjściem na spokojnie. - powiedziała Veronica.

- I trzeba będzie wyjść w naszym stylu Vera. - odpowiedziała jej Julie śmiejąc się pod nosem.

- Nie będziemy wychodzić w stylu robimy bum. - zaprzeczyłam od razu.

- A to niby dlaczego?! Zresztą możesz nie mieć wyboru. - powiedziała Veronica.

Na tym skończyła się nasza rozmowa. Idąc dalej mijałyśmy wiele innych korytarzy.

Każdy z nich prowadził do innej części Hogwartu. W jednej chwili można zmienić kierunek i w parę sekund znaleźć w całkowicie innym miejscu niż się planowało na samym początku. Jednak wejście do tego korytarza było tylko jedne. Nie można było wejść tym samym, którym się wyszło.

To była jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy w Hogwarcie. Czasami naprawdę żałowałam, że to wszystko jest już za mną.

- Dobra teraz pytanie brzmi mamy skręcić tutaj czy dopiero przy następnej odnodze. - zapytała samą siebie Julie.

- Z tego co pamiętam to teraz. - powiedziała w jej stronę Veronica.

- Obyś się nie pomyliła. Bo nie pamiętam gdzie prowadził ten drugi zakręt. - rzekła czarnowłosa skręcając w lewo.

- Ja nic nie obiecywałam. - powiedziała do siebie po cichu Vera.

Na jej nieszczęście wszystkie to słyszałyśmy. Jednak żadna z nas nie chciała tego komentować. Jeszcze by się wywiązała z tego jakaś kłótnia, na którą nie mamy za bardzo teraz czasu.

Jednak jak się okazało po kilku minutach marszu Veronica się nie pomyliła i trafiłyśmy tam gdzie chciałyśmy czyli tuż pod Pokój Życzeń. Weszłyśmy do środka gdzie czekała na nas Szafka Zniknięć.

- To co? Teraz trzeba to tylko naprawić, wysłać wiadomość i nasza część misji będzie zakończona. - powiedziała Evellin.

- Dokładnie. - potwierdziła jej słowa Tonks.

- W ogóle dlaczego ona jest zepsuta? - zapytałam przyglądając się uważniej przedmiotowi.

- Z tego co wiem to Irytek ją przewrócił. - rzekła Evellin.

- Dlaczego ten idiota to zrobił?! - wykrzyknęłam wściekła.

- Nie mam bladego pojęcia.

- Dobra koniec tematu. Bierzmy się do roboty. - zarządziła Veronica.

Zgodziłyśmy się z nią i nie czekając zabrałyśmy się do roboty. Nie byłyśmy do końca pewne, którego zaklęcia powinnyśmy użyć dlatego musiałyśmy dojść do tego metodą prób i błędów. Niestety jak się okazało nie specjalnie była to dobra metoda.

- Dobra mam dość! Dzień się już praktycznie skończył, a my nadal siedzimy nad jakąś szafką! - krzyknęła Tonks kiedy tylko zauważyła, że jest już późny wieczór.

- Zrozumiałyśmy. Pytanie brzmi co teraz robimy. Wracamy do domu czy zostajemy tutaj na noc i kombinujemy dalej? - zapytałam patrząc uważnie na dziewczyny.

- Myślę, że możemy zostać. Aby się tutaj dostać ktoś musiałby pomyśleć dokładnie o tym samym co my bądź o tym żeby nas znaleźć. Jednak wątpię, że ktoś wpadnie na to aby nas szukać w samym Hogwarcie. - powiedziała Evellin ziewając.

- Ciekawa jestem co w takim razie będziemy według z was jeść. - prychnęła Julie.

- Albo gdzie będziemy spać. Na stole? O! Albo na tym wielkim zakurzonym dywanie. Co wy na to? - pytała sarkastycznie Veronica.

- Zapomniałyście, że mamy coś takiego jak różdżki? - spytałam odwracając się w stronę dziewczyn.

- Nie, ale skąd wiesz czy ktoś nie próbuje namierzyć różdżek. Nie możemy ich nadużywać. Jeszcze jak głupie ułatwimy im zadanie. - powiedziała Julie, a Veronica potwierdza skinieniem głowy jej słowa.

- Okej to ma sens. - stwierdziła Dora.

- W takim razie trzeba będzie pójść do kuchni. Tylko tak by skrzaty nie doniosły dyrektorowi. Bo wtedy to już na prawdę możemy żegnać się z wolnością. - rzekła bez zawahania Evellin.

- Ja się do tego zadania nie nadaje. - powiedziała od razu Veronica.

- Na mnie też bym nie liczyła. Jeszcze byśmy zaatakowały jakiegoś dzieciaka. - dodała szybko Julie.

- Dobra nie mam siły wysłuchiwać kłótni na ten temat. Ja pójdę. - powiedziałam wywracając oczami.

Siedziałam spokojnie w Pokoju Życzeń, aż nastała cisza nocna. Chwilę po jej wybiciu wyszłam po cichu z pomieszczenia. Szłam spokojnie po korytarzu. Co jakiś czas rozglądałam się na boki aby mieć pewność, że zaraz nie wyskoczy na mnie jakiś profesor.

Idąc tak przypomniały mi się stare lata jak ja sama byłam w Hogwarcie. Wtedy też uciekałam z Pokoju Wspólnego aby spotkać się z dziewczynami by spokojnie porozmawiać albo planować kawał bądź wykonać już jakiś wcześniej wymyślony żart.

W pewnym momencie kiedy byłam już w pobliżu kuchni usłyszałam dość głośne kroki. Było dla mnie jasne, że jest to Filch. Ewentualnie był to jakiś nowy profesor. Jednak nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać. Nie myśląc się długo przyśpieszyłam kroki i dopadłam do wejścia do kuchni. Kiedy tylko weszłam do środka rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystkie skrzaty spały. Złapałam za jakieś słodycze, które były na wierzchu. Odczekałam chwile i wyszłam z kuchni. Szybkim krokiem przeszłam do tajnego przejścia, które pamiętałam z dawnych lat. Kiedy tuż za mną zamykało się przejście widziałam kątem oka kotkę woźnego.

Ruszyłam w odpowiednią stronę szybkim krokiem. Wyszłam z tajnego przejścia i przeszłam do Pokoju Życzeń. Dziewczyny siedziały w jakimś kole na podłodze. Wyglądały jakby jakiś rytuał odprawiały. Tuż po wejściu powiedziałam:

- Obyło się prawie bez żadnego problemu.

- Jaki był ten prawie problem? - zapytała Veronica patrząc na mnie znad swoich paznokci.

- Filch mnie prawie złapał plus prawdopodobnie widziała mnie jego kotka. - rzekłam kładąc to co przyniosłam na środku kółka, które utworzyło się na podłodze.

- Oj tam. Przed tym starym gburem już nie raz uciekałaś, jego kotka mówić nie umie. - powiedziała Julie śmiejąc się.

Wzruszyłam ramionami nie mając ochoty dłużej się nad tym zastanawiać. Kiedy tylko skończyłyśmy jeść naszą, dość niezdrową kolację, położyłyśmy się na podłodze przykrywając się kocami, które dziewczyny znalazły kiedy ja byłam w kuchni.

Avada Kedavra?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz