Rozdział 11

51 7 1
                                    

((Veronica POV))

Byłyśmy w Hogwarcie już trzeci dzień, a szafka nadal była zepsuta. Z każdą nie udaną próbą denerwowałyśmy się coraz bardziej. Na dodatek kończyły nam się zaklęcia, których mogłyśmy użyć. 

Rozejrzałam się uważnie po dziewczynach. Wszystkie byłyśmy już wykończone i bliskie podania się. Jednak wtedy Evellin wstała i podeszła po raz kolejny do uszkodzonego mebla.

- To jest ostatnia próba po tym ja się podaje. - powiedziała dziewczyna zamykając na chwile oczy. 

- Ja tam się podałam jakieś trzy próby temu. - rzekła Tonks opadając na dywan. 

- Nie możliwe, że jakaś zwykła szafka z nami wygrała. - powiedziała pod nosem Julie. 

Już miałam odpowiedzieć coś dziewczynie kiedy nagle usłyszałam czyjś szept. Mówił on jasno aby osoba obok była cicho byśmy ich nie zauważyły. 

- Aż tak jeszcze nie ogłuchłam. - powiedziałam dość głośno i skierowałam się dokładnie w stronę skąd pochodziły głosy. Za jedną z szaf chowała się dwójka dzieciaków. Chłopak i dziewczyna.  Mogli mieć maksymalnie trzynaście lat. 

- Dziewczęta mamy na kim testować czy szafka działa. - powiedziała Lily, która już po chwili była koło mnie.

 Teraz przyjrzałam im się uważniej. Chłopak był bardzo podobny do Weasleyów. Jednak było niemożliwe aby to był jeden z nich. Najstarszy miał aktualnie 9 lat. Natomiast dziewczyna nikogo mi nie przypominała. No może poza moją siostrą. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy pełne strachu.  Lily używając zaklęcia związała i zakneblowała dwójkę uczniów z Gryffindoru. Odwróciłam się od nich i wróciłam na moje wcześniejsze miejsce.

 Skupiłam swoją uwagę na Evellin, która była teraz w swoim świecie. Dla osób, które choć trochę bardziej ją znały dobrze wiedziały, że dziewczyna skupia się jak najbardziej na swoim zadaniu i ma głęboko w poważaniu resztę świata. W pewnym momencie dziewczyna opuściła różdżkę i podeszła spokojnym krokiem do szafki i otworzyła ją. W środku znajdował się, o dziwo, żywy kanarek. 

- Skąd nagle wzięłaś kanarka? - zapytałam.

 - Transmutacja. - odpowiedziała mi krótko.

 - To co? Teraz test na czarodziejach? - zapytała wesoło Julie. 

- Tylko kartkę jakąś im przyczep co by się tam nie zdziwili. - powiedziała Dora. Lily skinęła głową na jej słowa i nie mówiąc nic wzięła jakąś starą kartkę pisząc na niej krótką notatkę. Chwilę później rudowłosy chłopak miał kartkę przyczepioną do swojej szaty. Zaraz po tym Julie wepchnęła tą dwójkę do szafki. Kiedy tylko ich wysłałyśmy powiedziałam do dziewczyn:

- To co? Do domu?

- Tak mam już dość spania na podłodze. - powiedziała Lily uśmiechając się szeroko. 

- Tak jedyne co nam zostało to wyjść poza teren Hogwartu tak aby nikt nas nie zauważył. - przypomniała nam Evellin. 

- Spokojnie damy radę. W końcu my to Huncwotki. Znamy ten zamek jak własną kieszeń. - powiedziałam z uśmiechem. Wspomnienia z tego miejsca są piękne. Czasami chciałabym cofnąć się w czasie. Żyjąc w Hogwarcie moje życie było dużo łatwiejsze. Jednak razem z wspomnieniami z Hogwartu wraca do mnie wspomnienie Black'a. Najgorsze z nich to dzień kiedy zobaczył Mroczny Znak na moim przedramieniu. 

 Wróciłam właśnie z spotkania śmierciożerców. Na szczęście Syriusza nie było jeszcze w domu. Poszedł na spotkanie z Dumbledorem. Wiedziałam, że nie mam dużo czasu i muszę jak najszybciej zakryć znak makijażem. Weszłam do łazienki z kosmetyczką i zaczęłam nakładać na znak podkład. Trzeba było nałożyć co najmniej trzy warstwy aby go w pełni zakryć. Kończyłam właśnie nakładać drugą warstwę podkładu kiedy usłyszałam trzask drzwi wejściowych. 

- Panno jeszcze Moon jesteś już w domu?! - usłyszałam jego krzyk i kroki kierujące się w stronę sypialni. Miałam coraz mniej czasu, a znak nadal nie był do końca zakryty.

- Jestem! - odkrzyknęłam mając nadzieję, że nie wejdzie do łazienki. Jednak na moje nieszczęście kątem oka zauważyłam jak drzwi do łazienki się otwierają. Opuściłam rękaw mojego swetra tak aby przykrył znak. Syriusz uśmiechnął się i podszedł do mnie wyciągając ręce aby mnie objąć. Podniosła ręce chcąc zarzucić je mu na kark. Niestety wtedy rękawy mojego swetra podniosły się do góry przez co można było zobaczyć mały kawałek znaku. Co oczywiście się stało. Nie czekając na jego reakcje deportowałam się.

Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić z pamięci tamten dzień. Nie był mi on do niczego potrzebny. Skupiłam się z powrotem na teraźniejszości. Spojrzałyśmy na godzinę na jednym z zegarów w Pokoju Życzeń. Widząc, że jest już po ciszy nocnej i wszyscy powinni być w swoich dorminatoriach, wyszłyśmy z pomieszczenia. Skierowałyśmy do jednego z tajnych korytarzy. Wejście do niego było dość wąskie, więc wchodzenie do niego trochę nam zajęło. Jednak późniejsza droga była dużo łatwiejsza. Tuż po wyjściu z korytarza zostało nam tylko wyjść z Hogwartu przez główne drzwi. Chwilę później byłyśmy już na zewnątrz. Ruszyłyśmy w stronę Hogsmede aby stamtąd bezpiecznie się deportować. Jednak kiedy byłyśmy już w pobliżu wioski usłyszałyśmy kroki. 

- Nie podoba mi się to. Mam jakieś złe przeczucia. - wyszeptała Lily stając w miejscu. 

Kiwnęłam głową zgadzając się z nią. Postanowiłyśmy się ukryć w krzakach i zobaczyć kto przejdzie. Siedziałyśmy tam zaledwie trzy minuty, a już zauważyłyśmy idącego w naszym kierunku Dumbledore'a. Oho. On nie zwiastuje niczego dobrego. 

- Huncwotki wiem, że tu jesteście nie macie się po co kryć. Chciałbym z wami porozmawiać. - rzekł Albus. 

Żadna z nas nie była pozytywnie nastawiona do tej rozmowy. Chciałyśmy się jakoś z niej wykręcić, ale nie ważne, w którą stronę byśmy się nie ruszyły on by i tak nas zauważył i mógłby zatrzymać. Wyszłyśmy ostrożnie i powoli z naszej kryjówki ciągle mając różdżki pod ręką. 

- O czym chcesz porozmawiać? Z resztą nie powinieneś nas złapać i zaciągnąć do Azkabanu?  - zapytała Evellin.

- Z daje sobie sprawę z tego jak trudne to jest zadanie i ile razy w przeciągu tak krótkiego czasu zdążyłyście tego uniknąć, że moja próba jest bezcelowa. Jednak możecie się jeszcze nawrócić i pomóc mi dzięki czemu może uda wam się i nie wrócicie do więzienia. - powiedział bez zawahania dyrektor Hogwartu, a nas zatkało. Z jednej strony był to genialny pomysł, ale nie miałyśmy pewności czy on nas nie okłamuje. Zresztą za zdradę Voldemorta zapłaciłybyśmy srogo. 

- Nie opłaca nam się to. Voldemort nas zabije za zdradę, a nawet jeśli byśmy przeżyły to  i tak nie mamy pewności twoich słów. - powiedziała Lily. Nie czekając na nic więcej ruszyłyśmy biegiem w stronę Hogsmede. Kiedy tylko znalazłyśmy się w pobliżu wioski deportowałyśmy się. 

Avada Kedavra?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz